Układ Słoneczny otacza niewidzialna ściana. Sonda Voyager ją zidentyfikowała

13 godziny temu 1
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Z pewnością nie było to konsekwencją błędów w pomiarach, ponieważ zarówno Voyager 1, jak i Voyager 2 natknęły się na tę samą “przeszkodę”. Temperatury, o których mowa, wynoszą tam od 30 000 do 50 000 stopni Celsjusza. Jak to w ogóle możliwe, skoro chodzi o obszar bardzo oddalony od Słońca? 

Czytaj też: Komora projekcji czasu uchwyciła kosmiczną magię. Fizycy zmierzyli fuzję jąder węgla przy 2,22 MeV

Z pozoru mogłoby się wydawać, im dalej od naszej gwiazdy, tym temperatury powinny być niższe. I taka zasada znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości niemal przez cały czas, co pozwala zrozumieć, dlaczego powierzchnia Wenus czy Merkurego jest zdecydowanie gorętsza niż Neptuna bądź Plutona. Ale na pewnym etapie sytuacja się odwraca, a temperatury rosną jak szalone.

Wszystko za sprawą tzw. heliopauzy, czyli regionu, w którym zaczyna się ośrodek międzygwiazdowy. Taki obszar wyznacza granicę, na której Słońce traci swój dominujący wpływ na jego otoczenie. To po prostu krawędź naszego układu, otoczonego niewidzialną bańką określaną mianem heliosfery. 

Sondy Voyager potwierdziły, że Układ Słoneczny jest otoczony tzw. heliosferą, czyli granicą między oddziaływaniami wiatru słonecznego z międzygwiazdowym

Bardzo ważny w tym kontekście pozostaje fakt, że Słońce nieustannie emituje wysokoenergetyczne cząstki w postaci wiatru słonecznego. Te podróżują przed siebie na odległość kilkukrotnie większą od dzielącej Plutona od naszej gwiazdy. I to właśnie tam zaczyna się wspomniana heliopauza. Cząstki zaczynają się na niej zatrzymywać, co wyjaśnia, dlaczego temperatury zaczynają gwałtownie rosnąć. 

To niczym pojedynek dwóch strumieni, jednego złożonego z wiatru słonecznego, a drugiego – z międzygwiazdowego. Nieustanny nacisk z obu stron sprawia, że formuje się dość sztywna granica między jednym i drugim obszarem. Voyager 1 przekroczyła tę linię 25 sierpnia 2012 roku, jako pierwsza ziemska sonda, której udało się tego dokonać. Druga w historii była rzecz jasna Voyager 2, która powtórzyła ten wyczyn sześć lat później. 

Czytaj też: Ziemia jest właśnie smagana silnym wiatrem słonecznym. To wina tej dziury w gwieździe

Pewnym zaskoczeniem było to, iż krawędź heliosfery może się przesuwać, co najprawdopodobniej wynika z cyklu aktywności, w jakim pozostaje Słońce w danym momencie. Pozwala to zrozumieć, dlaczego dwie sondy wykryły heliopauzę w różnych odległościach od naszej gwiazdy, docierając do tej granicy kilka lat po sobie. Ogromne temperatury tam panujące sprawiają, że astronomowie nazywają ten obszar ścianą ognia.

Nic dziwnego, wszak mówimy o wartościach wynoszących kilkadziesiąt tysięcy stopni Celsjusza. A czego naukowcy dowiedzieli się po tym, jak obie sondy wyszły poza Układ Słoneczny? Chociażby tego, że pole magnetyczne w obszarze tuż za heliopauzą jest takie samo, jak to występujące wewnątrz heliosfery.

Przeczytaj źródło