Ma być względnie tania, łatwa do masowej produkcji i wystarczająco skuteczna. Lepszy odpowiednik rosyjskich Szachedów. Rakieta Barracuda amerykańskiej firmy produkowana w Polsce to nowy autorski pomysł państwowej zbrojeniówki. MON oficjalnie zainteresowania nie wyraził.
Fot. Anduril Industries
Porozumienie o współpracy pomiędzy Polską Grupą Zbrojeniową i firmą Anduril Industries podpisano w poniedziałek. Formalnie dotyczy ono współpracy przy opracowaniu spolonizowanej wersji pocisku Barracuda-500M oraz innych podobnych systemów uzbrojenia i zaoferowaniu ich polskiemu wojsku.
To coś nowego na naszym krajowym rynku, bo PGZ w przeszłości standardowo podpisywał porozumienia o współpracy z firmami, które już były oficjalnie rozważane jako potencjalni dostawcy broni dla naszego wojska. Tutaj o czymś takim na razie nie było mowy. MON oficjalnie nie ogłosił chęci zakupu takich rakiet. Na podpisaniu porozumienia nie było oficjalnych przedstawicieli wojska.
Szybszy Szached do masowej produkcji
Choć porozumienie formalnie dotyczy całej gamy systemów powietrznych (rakiety i drony) rozwijanych przez Anduril Industries, to w komunikatach na jego temat zdecydowanie wyróżniano rakietę Barracuda-500M. Z założenia jest to prosta rakieta manewrująca o zasięgu prawie 1000 km, przenosząca niewielką głowicę rzędu 45 kilogramów. Jej głównymi wyróżnikami ma być łatwość masowej produkcji i względnie niska cena. Nie ma na razie wiarygodnych danych dotyczących tego pierwszego. To twierdzenia Anduril i współpracujących z nią firm. Co do ceny, to też brak oficjalnych konkretów, poza początkowym twierdzeniem firmy, że ma to być mniej niż 200 tysięcy dolarów za sztukę. Przy okazji podpisywania podobnego porozumienia z Tajwanem padła jednak informacja, że jest to raczej około 215 tysięcy dolarów.
Koncepcyjnie i pod względem podstawowych parametrów Barracuda jest odpowiednikiem irańsko-rosyjskich Szachedów/Gierani. Przy czym najistotniejsza różnica to rodzaj napędu i co za tym idzie prędkość. Tamte mają silnik tłokowy i śmigło (około 180 km/h), Barracuda niewielki silnik odrzutowy (800-900 km/h). Tamtą broń przyjęło się więc nazywać dronem, tą amerykańską rakietą. Choć co do zasady są one bardzo podobne. Znacznie wyższa prędkość przelotowa będzie jednak oznaczać, że Barracuda będzie adekwatnie trudniejsza do przechwycenia. Choć równie adekwatnie musi to podnosić jej cenę. Ta dla rosyjskiej broni nie jest oficjalnie znana, ale w podstawowej wersji ma to być rejon 30-50 tysięcy dolarów za sztukę.
Przeznaczeniem Barracudy jest zarzucić przeciwnika trudną do powstrzymania ilością rakiet, zdolnych dość precyzyjnie uderzyć w obiekty daleko za linią frontu. Jednocześnie zmuszając go do inwestowania znacznych środków w powszechny system obrony przeciwlotniczej. Podstawową jej słabością jest jednak niewielka głowica bojowa. 45 kilogramów to 10 razy mniej niż w podobnej formą tradycyjnej rakiecie manewrującej JASSM-ER, która też przeleci blisko 1000 km. Jedna taka kosztuje około miliona dolarów, czyli około 5 razy więcej niż Barracuda. Jakościowo produkt Anduril na pewno ustępuje temu od tradycyjnego koncernu zbrojeniowego Lockheed Martin i nie prezentuje się jakoś szczególnie atrakcyjnie jeśli chodzi o koszt względem ilości ładunku dostarczonego do celu. Choć 45 kilogramów to i tak ilość wystarczająca do powodowania odczuwalnych szkód, co pokazują rosyjskie Gieranie w Ukrainie.
Anduril Industries podkreśla jednak, że fundamentalną przewagą jego produktu jest to, że nadaje się do naprawdę masowej produkcji. Podaje przy tym takie dane jak czas produkcji jednego pocisku o połowę niższy niż w przypadku porównywalnych rozwiązań, 95 procent mniej potrzebnych narzędzi i 50 procent mniej części. Rakieta ma być na tyle prosta, że nadająca się do montowania w przystosowanych zakładach produkcji AGD lub samochodów. Wspomnianych pocisków rodziny JASSM w 2024 roku miało powstać 720, przy planie zwiększenia produkcji do ponad 1000 sztuk rocznie w niedalekiej przyszłości. Trudno to nazwać małą skalą, choć nie byłoby zaskoczeniem, gdyby znacznie prostsze Barracudy rzeczywiście dało się produkować adekwatnie szybciej.
Próba dostania się na trudny rynek
Podstawowy problem jest jednak taki, że to, co wiemy na temat produktu Anduril Industries to głównie jego materiały reklamowe. Od ujawnienia systemu Barracuda w 2024 roku do dzisiaj nie został on jeszcze formalnie zakupiony i wdrożony do produkcji na rzecz jakiegoś wojska. Pentagon dużo mówi na temat poszukiwania tańszych i łatwiejszych do masowej produkcji alternatyw dla klasycznego uzbrojenia, ale nie skłoniło go to jeszcze do dużego zakupu produktów firmy Anduril. Na rzecz Ukraińców w ramach programu ERAM zamówiono podobne proste rakiety manewrujące od firm CoAspire i Zone 5, o których pisaliśmy w oddzielnych tekstach. Skala ich produkcji ma wynosić początkowo około 850 w rok, więc nic szczególnie masowego. Anduril konkuruje jeszcze Barracudami w ramach innego programu tanich rakiet manewrujących dla wojska USA o nazwie "Family of Affordable Mass Missiles" (rodzina przystępnych cenowo masowych rakiet), których produkcja ma się zacząć w 2026 roku.
Amerykańska firma ma na koncie umowę z Tajwanem, na podobnych zasadach do tej z PGZ. Podpisano ją kilka dni wcześniej, 24 października. Wspólne opracowanie amerykańsko-tajwańskiej wersji i przygotowanie do masowej produkcji na wyspie. Nie ma jednak formalnego zamówienia ze strony wojska Tajwanu. Analogicznie do sytuacji w Polsce. Brak informacji o innych potencjalnych użytkownikach, poza plotkami dotyczącymi Ukrainy, ale bez potwierdzenia.
Trzeba przy tym pamiętać, że twierdzenia Anduril Industries należy traktować tak, jak twierdzenia młodej prywatnej firmy próbującej sprzedać swój nowy i niestandardowy produkt na trudnym rynku pełnym ugruntowanych starych wyjadaczy. Co więcej, firmy działającej na zasadach zbliżonych do tych z biznesu technologicznego w Krzemowej Dolinie. Start-up i kapitał wysokiego ryzyka. Firmę założono w 2017 roku. Jej główni twórcy to Palmer Luckey (wcześniej zdążył stworzyć Oculus Rift, gogle do wirtualnej rzeczywistości, określający się jako miłośnik Donalda Trumpa) i Trae Stephens (pracował w firmie sektora obronnego Palantir należącej do kontrowersyjnego miliardera Petera Thiela, zwolennika Donalda Trumpa udzielającego mu wsparcia finansowego, potem sam wspierał administrację prezydencką). Firma skupiła się na systemach bezzałogowych i zaczęła znacząco rosnąć po wybuchu wojny w Ukrainie. Aktualnie ma już ponad 3500 tysiąca pracowników, choć jeszcze żadnego zamówienia na masową produkcję któregoś ze swoich dzieł. W internecie dała się poznać za sprawą specyficznego marketingu przypominającego styl Elona Muska i jego firm.
Polskie wojsko formalnie nie wyrażało zainteresowania systemami proponowanymi przez Anduril Industries. W 2026 roku mają się zacząć dostawy ponad 800 zamówionych rakiet JASSM-ER wycenionych na 735 milionów dolarów. Posiadamy już 110 pocisków JASSM starszych wersji. Uzupełnienie ich tańszymi i nadającymi się do masowej produkcji Barracudami na pewno by nie zaszkodziło (zwłaszcza jeśli opracowano by prostą wyrzutnię lądową), jednak pytanie, czy MON ma obecnie wolne fundusze na taki dodatkowy zakup. Zwłaszcza że nie był on planowany, co w świecie administracji wojskowej jest kwestią niebagatelną. Sama broń to bowiem tylko jeden element układanki. Ktoś musi ją jeszcze serwisować, odpalać i dostarczać informacji niezbędnych do wycelowania. Wszystko to wymaga systemu. Na razie porozumienie Anduril i PGZ należy więc traktować jako ciekawostkę. Do ewentualnego zamówienia przez wojsko jeszcze bardzo daleko.






English (US) ·
Polish (PL) ·