Kuriozum w Lublinie. W hotelu powiedziano jej, gdzie ma zaparkować. Rano przeżyła szok

22 godziny temu 14

Data utworzenia: 3 listopada 2025, 21:46.

Weekendowy wypad do Lublina zamienił się w stresującą przygodę. Turystka, która przyjechała do miasta na krótki wypoczynek, wyszła rano pod hotel i… nie znalazła swojego samochodu. Parking, na którym zgodnie z zaleceniem recepcjonistki zostawiła auto, zniknął, a w jego miejscu pojawiły się stragany i tłumy ludzi.

Parking w Lublinie przez noc zamienił się w... targowisko.
Parking w Lublinie przez noc zamienił się w... targowisko. Foto: @szafiara_z_kasa / Instagram

Z pozoru zwykła sytuacja przerodziła się w absurd rodem z komedii pomyłek. Historia turystki pokazuje jednak, że nawet najbardziej spokojny city break może skończyć się stresem, stratą pieniędzy i koniecznością tłumaczenia się przed strażą miejską.

Turystka zaparkowała na parkingu, który następnego dnia zamienił się w... targowisko

Karolina, prowadząca w mediach społecznościowych profil @szafiara_z_kasa, opisała swoją przygodę na Instagramie. Jak relacjonuje, po przyjeździe do Lublina zaparkowała samochód na parkingu wskazanym przez obsługę hotelu. Rano jednak zastała zupełnie inną rzeczywistość.

Zabrali mi samochód. Dosłownie zniknął spod hotelu. Wyobraź sobie taką sytuację. Wychodzisz rano, a parking zamienił się w targowisko

— mówi na jednym ze swoich filmików.

Problemy Żebrowskich na Jamajce. Nie mogą wrócić do kraju

"Pierwsza myśl: jak ja stąd wyjadę? Druga myśl: gdzie samochód? Ukradli. Trzecia myśl: odholowali", opisała instagramerka. I rzeczywiście, po telefonie do straży miejskiej okazało się, że jej auto zostało odholowane.

Absurd w Lublinie. Nie obyło się bez nerwów i mandatu

Kobieta ruszyła do siedziby straży miejskiej, by dowiedzieć się, jak odzyskać pojazd. Tam usłyszała, że samochód może odebrać tylko na podstawie dowodu rejestracyjnego... którego nie miała przy sobie. "Przecież zgodnie z przepisami nie muszę go wozić. Uratowało mnie to, że jestem właścicielką pojazdu", wspomina.

Nieoczywiste miejsca w Polsce na długi weekend listopadowy. Atrakcje są, a tłumów brak!

Na miejscu pojawiła się jednak kolejna przeszkoda. Parking, na którym przechowywano samochody, był w weekend nieczynny. Na szczęście kobieta dodzwoniła się do środka i pojawił się pan, który po formalnościach wydał jej auto. Cała przyjemność kosztowała 450 zł i mandat.

Co najbardziej zdenerwowało turystkę, to fakt, że parking był rekomendowany przez hotel. "Pani na recepcji jeszcze się pytała, gdzie stoi nasz samochód. Jak powiedzieliśmy gdzie, to przytaknęła, że dobrze i słowem się nie zająknęła o jakichś targach staroci", słyszymy na nagraniu.

Brytyjka odwiedziła dwa polskie miasta. Zdradziła, co myśli. "To mną wstrząsnęło"

"Skąd jako turysta miałam wiedzieć o takim wydarzeniu? Tabliczka informująca o zakazie była miniaturowa, a ja przyjeżdżałam w kiepskich warunkach pogodowych. Ale przyjmuję, że to moja wina. Ucz się na moich błędach — zawsze miej przy sobie dowód rejestracyjny", skwitowała turystka z humorem.

Mimo całego zamieszania, Karolina nie zniechęciła się do miasta. "Nie zmieniam zdania na temat Lublina — to piękne miejsce", podsumowała swoją historię.

Źródło: Instagram / @szafiara_z_kasa

Przeczytaj źródło