Zamiast stoczni Płock ma mieć nowoczesne osiedle z tysiącem mieszkań, mariną i domami na wodzie. Inwestycja już ruszyła, wywołując w mieście burzę. Jej zwolennikami, którzy razem z inwestorem wmurowali kamień węgielny, są samorządowcy z PSL-u. – Jest to zgodne z trendami zrównoważonego rozwoju i rewitalizacji – przekonuje marszałek Adam Struzik.
Inwestor zapowiedział, że ze „ścierniska”, czyli płockiej stoczni, stworzy „San Francisco”. Plan zakłada budowę 1000 mieszkań, mariny, a nawet domów na wodzie. Wszystko na terenie stoczni, która przez dekady była największą stocznią rzeczną w Polsce i jedną z większych w Europie. Władze miasta, powiatu i województwa są przekonane, że to inwestycja w rozwój, która przyciągnie nowych mieszkańców. Przeciwnicy jednak grzmią, że to destrukcja strategicznie ważnego terenu, którą przygotowano w tajemnicy.
Gdy plan inwestora wyszedł na jaw, w Płocku zawrzało, co szeroko opisywaliśmy we „Wprost”.
Deweloper ramię w ramię z politykami PSL
Rada miasta zajęła się inwestycją dopiero po tym, gdy deweloper, ramię w ramię z władzami miasta, powiatu i województwa, wmurował kamień węgielny. Wszyscy samorządowcy to działacze PSL, którzy na skromnej uroczystości przekonywali, jak „bardzo ważną chwilą w historii miasta” jest budowa osiedla i zachwalali „wspaniały pomysł” dewelopera.
Czytaj też:
„San Francisco” w Płocku, czyli 1000 mieszkań zamiast stoczni. „Niesamowicie mnie to dziwi”
Zapytaliśmy więc samorządowców, jak odnoszą się do krytyki ze strony przeciwników inwestycji.






English (US) ·
Polish (PL) ·