Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Na pierwszy rzut oka może się to wydawać kompletnie irracjonalne: Izrael toczy otwartą wojnę z Iranem, ponosi ogromne koszty finansowe i militarne, a giełda w Tel Awiwie… notuje historyczne rekordy. W ciągu ostatnich kilku dni główny indeks TA-125 rósł dynamicznie. Skąd ten optymizm w czasie, który wydawałby się idealnym momentem na wyprzedaż?
Według analityków nie mamy tu jednak do czynienia z euforią oderwaną od rzeczywistości, lecz z racjonalną grą pod scenariusz, w którym konflikt może w dłuższej perspektywie… zmniejszyć ryzyko inwestycyjne w Izraelu.
Rynek widzi "dzień po wojnie"
Avner Hadad, dyrektor generalny Phoenix Investment House, w rozmowie z Calcalist.co.il tłumaczy, że historia pokazuje jedno: po każdej wojnie izraelski rynek rósł. I to nieraz bardzo wyraźnie.
– Inwestorzy pytają samych siebie, czy Izrael będzie bezpieczniejszy po tym konflikcie. Odpowiedź brzmi: tak – mówi Hadad w rozmowie z portalem. – W przeszłości, rok po zakończeniu wojny, rynek często rósł o dziesiątki procent. Po konflikcie następuje uporządkowanie sytuacji: zawarcie porozumienia, zmniejszenie niepewności. A rynek nie znosi niepewności – podkreśla.
Zaraz po otwarciu frontu z Iranem indeks TA-125 spadł o 2 proc., ale szybko odrobił straty i zakończył dzień na plusie. W kolejnych sesjach rozpoczął dynamiczne odbicie, ustanawiając nowe rekordy. Według izraelskiego analityka kapitał napływa zarówno od inwestorów instytucjonalnych, zagranicznych, jak i detalicznych, którzy stali się coraz bardziej aktywni.
Hadad podkreśla w rozmowie z portalem, że usunięcie zagrożenia egzystencjalnego ze strony Iranu jest przez wielu inwestorów traktowane jako strategiczny punkt zwrotny.
Dziś rynek wycenia przyszłość, w której Izrael będzie bardziej bezpieczny niż wcześniej. To oznacza spadek premii za ryzyko i wzrost zaufania do rynku. Umacnia się także szekel, a świat zaczyna postrzegać Izrael jako regionalną potęgę z odporną gospodarką i rozwiniętym sektorem high-tech – komentuje."Kupuj, gdy krew się leje"?
Zaskoczony takim obrotem sytuacji był Piotr Kuczyński, analityk finansowy Domu Inwestycyjnego Xelion.
– Wielu obserwatorów – włącznie ze mną – nie mogło uwierzyć w to, co działo się na giełdzie po rozpoczęciu działań wojennych. Owszem, mówi się: kupuj, gdy krew się leje, ale rzadko kiedy tak dosłownie przekłada się to na wzrosty – mówi w rozmowie z money.pl.
Według niego hossę napędzają przede wszystkim lokalne fundusze inwestycyjne, choć – jak twierdzi Hadad – kapitał napływa również z zagranicy. Jeszcze kilka miesięcy temu rynek żył strachem przed nuklearną ambicją Iranu, co podnosiło poziom niepewności. Po izraelskich operacjach militarnych obraz sytuacji się zmienił.
– Atak na Iran pokazał, że kraj ten był dokładnie zinfiltrowany przez służby Izraela – mówi Kuczyński. Jak podkreśla, Iran stracił dowództwo wojskowe, a obrona powietrzna przestała działać. Izrael zyskał natomiast swobodę działania, a wielu inwestorów zaczęło wierzyć w możliwość zmiany reżimu w Teheranie. Jego zdaniem to wszystko zmniejsza poczucie zagrożenia egzystencjalnego.
Co ważne, choć Iran odpowiada na izraelskie ataki, skutki gospodarcze są – jak na razie – ograniczone. Dotyczą pojedynczych budynków. Odbudowa tylko zwiększa aktywność gospodarczą, przynajmniej w krótkim terminie.
Gra na zbrojeniówkę i nieruchomości
Jak zwraca uwagę Sobiesław Kozłowski, analityk Noble Securities, za wzrostami indeksu TA-125 stoją także czynniki sektorowe. Od początku roku indeks urósł o niemal 16 proc., z czego prawie 4 proc. tylko w ostatnim tygodniu.
– W ostatnich dniach mocno zyskały spółki z branży metalurgicznej, takie jak Ackerstein Group czy Inrom Construction. Co ciekawe, w grupie dziesięciu najmocniej rosnących firm aż połowę stanowią deweloperzy. To może świadczyć o chęci dywersyfikacji portfeli w niestabilnym otoczeniu – zauważa Kozłowski.
W ocenie eksperta, wzrost wydatków publicznych – zwłaszcza w obszarze obronności – podsyca popyt na akcje firm z branż zbrojeniowej, bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa, które zyskują dodatkowo na medialnej ekspozycji.
Kozłowski ostrzega jednak przed nadmiernym optymizmem.
– Kluczowe będzie, czy spółki rzeczywiście dowiozą wyniki, które uzasadnią taką wycenę. Oraz, oczywiście, czy konflikt z Iranem nie wkroczy w kolejną fazę eskalacji – zaznacza.
Czy wojna zatrzyma hossę?
Jak perspektywa maluje się przed inwestorami? Pytamy Kuczyńskiego.
– Wciąż otwarte pozostaje pytanie, czy Iran – przyparty do muru – nie zdecyduje się na zablokowanie cieśniny Ormuz. To mogłoby wymusić silną reakcję USA i uruchomić reakcję łańcuchową wśród innych krajów islamskich. W takim scenariuszu doszłoby do regionalnego konfliktu o charakterze cywilizacyjnym, co z dużym prawdopodobieństwem zakończyłoby hossę na TA-125. Według mnie ryzyko takiego rozwoju wydarzeń to obecnie nie więcej niż 20 proc. – ocenia Kuczyński.
W ocenie agencji Fitch Ratings, skutki wojny z Iranem – mimo wszystko – nie przekraczają możliwości absorpcyjnych izraelskiej gospodarki. W najnowszym komunikacie agencja utrzymała rating Izraela na poziomie "A" z perspektywą negatywną.
Fitch zaznaczył, że choć konflikt zwiększa presję fiskalną i pogłębia deficyt, nie ma obecnie podstaw do dalszego obniżenia oceny kredytowej. Analitycy prognozują również, że premia za ryzyko w cenach ropy naftowej pozostanie ograniczona – w przedziale 5–10 dolarów za baryłkę – a eskalacja potrwa najwyżej kilka tygodni.
To dodatkowy argument dla inwestorów, którzy wierzą, że obecne napięcia są tymczasowe, a nie strukturalne.
Gra na scenariusz zwycięstwa
Wzrosty na giełdzie w Tel Awiwie w czasie wojny mogą wyglądać jak paradoks. Ale eksperci przekonują, że to logiczna reakcja rynku na szansę geopolitycznego przełomu. Inwestorzy nie ignorują ryzyk – wręcz przeciwnie, próbują je wycenić. Dziś stawiają na to, że konflikt zakończy się szybciej, niż się wydaje, a Izrael wyjdzie z niego silniejszy i bardziej bezpieczny niż wcześniej.
Czy mają rację? Tego nie wie nikt. Ale giełda – jak zawsze – gra przyszłością. A ta, przynajmniej w oczach kapitału, maluje się obecnie w jaśniejszych barwach niż przed pierwszym wystrzałem.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl