Wielka Brytania wraca do atomówek na myśliwcach? RAF rozważa nowe F-35A

22 godziny temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

W tekście umieszczono linki reklamowe naszego partnera

Wielka Brytania na przestrzeni ostatnich kilku dekad dysponowała tzw. triadą nuklearną, czyli ładunkami jądrowymi wystrzeliwanymi z lądu, wodu (okręty podwodne) oraz tymi zrzucanymi z powietrza z bombowców strategicznych. Obecnie jednak ma komponent morski – pociski balistyczne Triden wystrzeliwane z okrętów podwodnych klasy Vanguard.

W 1998 r. po Strategicznym Przeglądzie Obronnym (SDR) Wielka Brytania zrezygnowała z bomb atomowych WE.177, co wiązało się z zakończeniem zimnej wojny i minimalizacją zagrożenia ze strony ZSRR/Rosji. Najnowszy SDR z czerwca 2025 r. sugeruje jednak powrót do strategii zarzuconej 27 lat temu, co rzecz jasna związane jest działaniem Rosji w Ukrainie i możliwym konfliktem Kremla z NATO. Jedną z rekomendacji ostatniego SDR jest kupno amerykańskich myśliwców F-35A certyfikowanych przez USA do przenoszenia bomba z głowicą atomową w ramach inicjatywy "nuclear sharing". Dokładnie takie myśliwce kupiła Polska.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

RAF chce nowych F-35

Wielka Brytania posiada co prawda 38 samolotów F-35 (48 zamówionych), jednak są one w wariancie B – maszyny te są zdolne do skróconego startu i pionowego lądowania. F-35A są certyfikowane przez USA do przenoszenia taktycznych ładunków atomowych w ramach współdzielenia przez europejskie kraje NATO amerykańskich bomb z głowicami nuklearnymi. Tych jest na Starym Kontynencie ok. 100 i znajdują się w sześciu bazach w Niemczech, Włoszech, Belgii, Holandii i Turcji.

Bomba B61

Bomba B61Schierbecker / Wikipedia (domena publiczna)

Broń ta jest własnością USA, jednak w razie potencjalnego konfliktu Stany Zjednoczone mogą zezwolić na ich użycie krajom NATO z odpowiednimi platformami, czyli m.in. myśliwcami F-35A właśnie. Oprócz tego państwa objęte programem ćwiczą ich użycie, i wygląda na to, że Wielka Brytania chce stać się częścią tego programu.

Tu pojawia się jednak problem, ponieważ ładunki udostępnione przez USA w ramach "nuclear sharing" to bomby grawitacyjne B61 – by użyć tego uzbrojenia, trzeba znaleźć się bezpośrednio nad celem. Współczesne bomby szybujące czy kierowane przypominają bardziej pociski powietrze-ziemia – mogą być zrzucane z odległości dziesiątek, a czasem nawet i setek kilometrów od celu, zapewniając większe bezpieczeństwo pilotowi i sterowanej przez niego maszynie.

Innym problemem, na który zwraca uwagę "Economist", jest prawo USA do zastopowania użycia tego typu uzbrojenia, jeśli będzie to na rękę Białemu Domowi. W obecnym klimacie politycznym i nieprzewidywalnością Donalda Trumpa może być to problematyczne.

Interesujesz się wojskowością? Sprawdź oferty na popularne lornetki w sklepie naszego partnera:

Przeczytaj źródło