Kto pierwszy krzyknął „pokój”?
To Teheran jako pierwszy miał zaproponować zawieszenie broni. Zaatakowany i zaskoczony przez Izrael, pozbawiony skutecznej obrony przeciwlotniczej i zagrożony wojną ze światowym hegemonem USA, ewidentnie był tu tym słabszym. Informacje pochodzące z agencji Reuters i Axios wskazują, że Iran chcąc zakończyć konflikt „z twarzą” zwrócił się do międzynarodowych pośredników, w tym i Putina. Władze Islamskiej Republiki, które wewnętrznie ogłosiły „zwycięstwo” po serii uderzeń rakietami na cele amerykańskie i izraelskie, uznały moment za sprzyjający do wycofania się z otwartego starcia.
Dla irańskich mediów obecny rozejm to dowód siły, a nie słabości. W oficjalnych kanałach podkreślano „skuteczne ukaranie agresora” i pokazano nagrania z rzekomo zniszczonymi izraelskimi instalacjami. Kluczowe było stworzenie narracji, że Iran osiągnął swoje cele i teraz z pozycji moralnej wyższości może zaoferować pokój.
Izrael nie przestał jednak atakować. Po trzygodzinnym posiedzeniu izraelskiego gabinetu bezpieczeństwa nie wydano żadnego oświadczenia. Jednak lotnictwo Izraela nie przerwało działań tej nocy zginął m.in. kolejny irański fizyk jądrowy, a uderzenia dotknęły też obiekty rządowe i cywilne w Teheranie.
Trump – człowiek od wszystkiego?
Tymczasem Donald Trump sam ogłosił światu „zwycięski pokój”.
„Izrael i Iran przyszli do mnie prawie jednocześnie i powiedzieli: ‘Pokój!’ Wiedziałem, że czas nadszedł właśnie teraz. Pokój i Bliski Wschód to prawdziwi zwycięzcy!” – napisał Trump w jednym ze swoich komunikatów.
Samo ogłoszenie pokoju nastąpiło dwie minuty przed otwarciem giełdy NASDAQ? Cóż za zbieg okoliczności... Prezydent USA skromnie przypisał sobie całość sukcesu:
„Między Izraelem a Iranem zostało całkowicie uzgodnione, że nastąpi pełne i całkowite zawieszenie broni. To wojna, która mogłaby trwać latami i zniszczyć cały Bliski Wschód, ale tak się nie stało – i nigdy się nie stanie!”
Jednak ten entuzjazm szybko zderzył się z rzeczywistością. CNN ujawniło, że USA nie użyły najbardziej niszczycielskich środków (bomb GBU-57) w atakach na jeden z irańskich podziemnych obiektów jądrowych. Nie można zatem zaufać słowom Trumpa o „całkowitym zniszczeniu” programu nuklearnego Teheranu. A sam minister spraw zagranicznych Iranu Abbas Arahchi podkreślił, że zawieszenie broni to nie formalna umowa, lecz warunkowa decyzja: „jeśli Izrael zaprzestanie bombardowań do godziny 4 rano, my również przestaniemy.”
Wiceprezydent USA J.D. Vance też przyznał, że nie wszystko jest tak, jak mówi Trump. „To, co Iran mówi publicznie, może się znacznie różnić od tego, co robi prywatnie” – stwierdził w wywiadzie dla Fox News, odnosząc się do deklaracji władz w Teheranie. Dodał również, że Stany Zjednoczone „zrobiły, co trzeba” w kwestii irańskiego uranu, choć przyznał, że nie wie dokładnie, gdzie teraz się on znajduje.
Poranek pełen sprzeczności
Pomimo deklaracji o zawieszeniu broni, rakiety nadal spadały. O 5 rano w izraelskim mieście Be’er Szewa zawalił się siedmiopiętrowy budynek mieszkalny. Zginęło co najmniej 8 osób, a kilkanaście zostało rannych. To największa jednorazowa strata cywilna Izraela od początku jego agresji na Iran.
Irański pocisk wystrzelony w kierunku Izraela / PAP/EPA / ABIR SULTAN
Izrael ma więc gotowy pretekst do odwetu. Śmierć cywilów w Be’er Szewie może zostać wykorzystana jako powód do „wznowienia działań” mimo oficjalnych komunikatów o pokoju. Zwłaszcza że izraelska armia deklarowała, iż odpowie na każdy atak „z całą surowością”.
Tymczasem Trump celebruje w swoich mediach społecznościowych... bombardowanie. „Nie doszłoby do dzisiejszej umowy bez talentu i odwagi naszych wspaniałych pilotów B-2. W pewnym sensie – ironicznym – ten idealny wieczorny atak połączył wszystkich i doprowadził do zawarcia porozumienia!” – napisał w kolejnym wpisie, gratulując sobie i amerykańskiej armii.
Każda bomba B-57 waży więcej niż myśliwiec F-16. Bombowiec B-2 może wziąć na pokład dwie takie bomby. / USAF
Czy to naprawdę koniec?
Obie strony mogą teraz „sprzedać” swoim obywatelom wizję zwycięstwa. Dla Iranu to triumfalne zakończenie kampanii i symboliczna „kara” dla agresora, którego nie obroniła "żelazna kopuła". Dla Izraela, pokazowa skuteczna obrona własnych interesów i eliminacja zagrożeń. A dla Donalda Trumpa - kolejny polityczny sukces i uniknięcie wciągnięcia w lądową wojnę z Iranem.
Ale to raczej pauza niż prawdziwy pokój. Obecne zawieszenie broni przypomina kruchą przerwę w działaniach wojennych, a nie trwałe porozumienie. Aktywność proirańskich bojówek w Iraku i Jemenie nie słabnie, a izraelskie służby nadal przygotowują się do „partyzanckich operacji” wewnątrz Iranu. Izraelski cel, jakim była zmiana władzy w Iranie, nie został bowiem osiągnięty. Co więcej, reżim irański paradoksalnie może się teraz umocnić. Tymczasem Netaniahu będzie musiał przekonująco się wytłumaczyć, po co w ogóle była ta 12 dniowa wojna. Strony konfliktu muszą teraz uzupełnić zapas rakiet, naprawić swoje sojusze i posprzątać po tej wojnie. Jednak eksperci nie mają złudzeń: kolejna runda między Izraelem a Iranem to kwestia czasu.