Polityka 03.09.2025, 09:43
Gdybym ulegała opiniom posłów to najprawdopodobniej nie zrobiłabym nic w tym ministerstwie - oznajmiła szefowa resortu kultury Marta Cienkowska, pytana o to czy poda się do dymisji po skandalu w Instytucie Pileckiego. Zaznaczyła jednocześnie, że ma "bardzo dużą empatię".
fot. Tomasz Jędrzejowski - Gazeta Polska
W sierpniu Hanna Radziejowska została odwołana z funkcji kierownika berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. Decyzja zapadła niedługo po tym, jak złożyła ona zgłoszenie o budzących niepokój działaniach ówczesnego dyrektora instytucji Krzysztofa Ruchniewicza. Korespondencja została przesłana do minister kultury Marty Cienkowskiej oraz charge d'affaires polskiej ambasady w Berlinie Jana Tombińskiego. Media informowały, iż nie było to pierwsze takie zawiadomienie, a Radziejowska miała status sygnalistki. Mimo to dokument trafił na biurko Ruchniewicza, a nawet krążył wśród posłów jako ciekawostka.
Odwołanie Radziejowskiej wywołało ponadpartyjną krytykę i skutkowało odwołaniem Ruchniewicza. O decyzji w jego sprawie poinformowała pod koniec sierpnia minister Cienkowska. Nie milkły jednak głosy, iż to za mało, aby naprawić skandal a sama szefowa resortu kultury powinna stracić stanowisko. Premier takiej decyzji jednak nie podjął. W środę o skandal w Instytucie pytana na antenie Radia Zet była sama Cienkowska.
"Trudne decyzje" Cienkowskiej
Minister oznajmiła, iż "ma nadzieję", że odwołanie Ruchniewicza kończy cały skandal. - Decyzja personalna wynikała z mojego postępowania wyjaśniającego, wszystkich danych, które zebrałam, analizie sytuacji zastanej - oznajmiła.
Czy minister poda się do dymisji? - Nie. Dlatego, że gdybym ulegała opiniom pana Sawickiego albo innych posłów, to najprawdopodobniej nie zrobiłabym nic w tym ministerstwie - stwierdziła i dodała:
"Nie boję się podejmowania trudnych decyzji, pomimo tego, że niektórym politykom może się to nie podobać"
Cienkowska stwierdziła także, iż zdaje sobie sprawę, "że wiele osób, które uczestniczyło w tej całej sytuacji, mogło czuć się pokrzywdzonych". - Mi zależy na tym, żeby dobrze wyjaśnić tę sprawę. Część konsekwencji została już wyciągnięta po mojej analizie sytuacji. To nie jest tak, że ja podejmuję decyzje również bez empatii, którą mam bardzo dużą - oświadczyła.
Pytana, czy chciałaby, żeby Hanna Radziejowska wróciła do Instytutu, odparła: "To są decyzje nowego dyrektora Instytutu Pileckiego. On też zapowiedział wprost, że kwestia Instytutu Pileckiego w Berlinie, czyli tego oddziału, jest dla niego ważna i będzie ją wyjaśniał szybko".