Staś i Nel powinni iść na terapię? „Sienkiewicz nie jest problemem. Problemem jest bezkrytyczna lektura”

6 dni temu 5

Mam problem z bezrefleksyjnym nadszarpywaniem kanonu lektur, bo można stracić kilka ważnych szans. Weźmy tego Sienkiewicza: jak to ciekawa rzecz, gdy popatrzymy na niego przez pryzmat postkolonialny. To jest przecież szalenie żywy temat, który może być naprawdę interesująco omówiony w szkole. Wykluczenia, rasizm, to są problemy współczesności. Czy to nie jest super, żeby zmierzyć się z tekstami, które nam zgrzytają, które jakoś nie pasują? Właśnie za ich pomocą możemy pokazać pewną narzędziownię, która pozwala nam krytycznie patrzeć na rzeczywistość. Nasuwają się pytania: dlaczego my to czytamy? Czy warto? Należy czy nie należy? Co nam tu nie gra? To są dobre pytania, od których można się odbić w stronę krytycznego myślenia. Sienkiewicz nie jest nie na miejscu. Nie na miejscu jest jego bezkrytyczna i bezkontekstowa lektura – mówi Agnieszka Budnik, literaturoznawczyni, krytyczka i aktywistka literacka.

Marta Byczkowska-Nowak: Każdy początek roku szkolnego chyba już nieuchronnie wiąże się z rytualnymi sporami o kanon lektur. Czy rozmowa na temat kanonu jest nam w ogóle potrzebna do celów innych niż te polityczne?

Agnieszka Budnik: Jestem przekonana, że tak. Owszem, kanon jest narzędziem szeroko rozumianej władzy, ale na pewno potrzebujemy rozmowy o nim na innych poziomach. To, że te dyskusje odbywają się z jakąś regularnością jest ważne, bo to jeden z niewielu momentów, w których społecznie czujemy powagę tematu literatury, potrafimy uwierzyć, że ona rzeczywiście coś zmienia. To jest ten moment, w którym literatura staje w pierwszym rzędzie.

Czasem jako straszak.

No tak, bo kanon to zawsze walka o wpływy, także te sprzedające nam jakąś wizję rzeczywistości, która za nim stoi. Fakt, że każda zmiana władzy wiąże się ze zmianami, czy też z próbami zmian kanonu, jest niepokojący, podobnie jak niepokojące jest myślenie o kulturze w bardzo krótkich odcinkach czasowych, wyznaczanych często np. przez granty rozpisane na rok, dwa lub trzy lata.

Rozmowa o literaturze pojawia się w debacie publicznej tak naprawdę w dwóch momentach w roku: kiedy Biblioteka Narodowa publikuje raport czytelnictwa, a za tym natychmiast idzie podział społeczeństwa na część czytającą i nieczytającą i dowartościowywanie tej pierwszej, i kiedy zaczyna się rok szkolny, a z nim pojawia się kanon lektur – jako przysłowiowy chłopiec do bicia.

Więc rzeczywiście trudno powiedzieć, żeby ta debata była szczególnie owocna, ale to na pewno nie znaczy, że warto ją porzucać. Może trzeba zadać sobie inne pytania? Albo zaprosić więcej osób do stołu? Może dobrze byłoby, żeby metodycy mogli skonsultować się z kulturoznawcami, literaturoznawcami, psychologiami, którzy powiedzą np. w jaki sposób my dziś funkcjonujemy społecznie? Ale fakt, że kanon lektur wymaga modernizacji, jest dla mnie oczywisty.

Agnieszka Budnik

© ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

Przeczytaj źródło