Chociaż jeszcze niedawno świat zdawał się wyhamowywać w nuklearnych ambicjach, to teraz krążą pogłoski o gorączkowej, potajemnej rozbudowie całej infrastruktury związanej z atomową potęgą. Tyczy się to zwłaszcza Chin, gdzie rozległe pustynne tereny zamieniają się w place budowy ukrytych silosów, a zdjęcia satelitarne zdradzają nie tylko same silosy, ale też nowe bunkry.
Cichy wyścig zbrojeń w drugim najludniejszym kraju świata
Chiński program nuklearny już nie tylko rośnie… on przyspiesza. Według Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) liczba chińskich głowic wzrosła z około 500 na początku 2024 roku do około 600 w styczniu 2025, co stanowi wzrost o 100 w ciągu roku. Towarzyszy temu ogromna rozbudowa infrastruktury międzykontynentalnych pocisków balistycznych (ICBM), bo około 350 silosów jest już gotowych lub na ukończeniu, a to głównie dla systemów DF‑31 i DF‑41. Zdjęcia satelitarne wskazują bowiem na co najmniej trzy nowe pola silosów: około 120 w regionie Yumen (prowincja Gansu), kolejne 110 w pobliżu Hami (Xinjiang) oraz dodatkowe lokalizacje w Mongolii Wewnętrznej.
Czytaj też: Chiny stoją przed decyzją, która raz na zawsze zmieni świat

Chociaż aktualnie to USA i Rosja nadal posiadają największe arsenały (po ponad 5000 głowic), to szybki wzrost potencjału Chin zmienia dynamikę odstraszania. Zwłaszcza że do 2030 roku Chiny mogą posiadać tyle samo balistycznych pocisków międzykontynentalnych z nuklearnymi głowicami co USA czy Rosja. Dorzućmy do tego wygasanie traktatów jak New START czy INF, co osłabia dotychczasowe zabezpieczenia równowagi oraz coraz szersze wykorzystanie sztucznej inteligencji, która może stać się też elementem zarządzania infrastrukturą i… no cóż, zrobi się niepewnie.
Czytaj też: No to się porobiło. Chiny mają latającą maszynę, która redefiniuje wojnę
Raport SIPRI zauważa również, że Stany Zjednoczone, które potencjalnie mogą zostać zaangażowane w konfrontacje z Rosją i Chinami jednocześnie, w pewnym momencie mogą być zmuszone do zwiększenia nacisku na odstraszanie nuklearne.
Za kulisami, czyli jak Chiny zbudowały swój potencjał
Chińska Rakietowa Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (PLARF) została zrestrukturyzowana w sześć baz, obsługujących zarówno silosy, jak i mobilne wyrzutnie pocisków – od DF‑31 po DF‑41. Te ostatnie mają zasięg do 12000-15000 km i zdolność przenoszenia wielu głowic (MIRV). Towarzyszy temu podziemna sieć tuneli, a więc ogromne podziemne arterie umożliwiające przeżywalność i zaskakujące rozmieszczenie sił. Sama logika stojąca za tym wszystkim jest prosta – Chiny chcą mieć gwarancję utrzymania zdolności do drugiego uderzenia, bo takie podejście gwarantuje, że nawet jeśli jedno pole silosów zostanie zniszczone, to inne będą mogły dokonać odwetu. To wzmacnia chińską doktrynę braku pierwszego uderzenia z broni nuklearnej.

Czytaj też: Hybryda, której nie będziesz się wstydził. Chiny stworzyły taki… czołg
Chociaż to wszystko robi wrażenie, to nawet jeśli Chiny osiągną 1500 głowic do 2035 roku, nadal będzie to znacznie mniej, niż mają USA czy Rosja. Głównym problemem są jednak nie tylko liczby, ale samo tempo, bo po dekadach redukcji zapasów, świat znów się zbroi i tyczy się to nie tylko Chin. Dziewięć państw posiadających broń jądrową, a w tym Indie, Pakistan, Korea Północna i Izrael aktywnie wzmacnia swoje arsenały. Efekty tego wyścigu odczujemy również w Europie, bo spójrzmy prawdzie w oczy – NATO jest zależne od amerykańskiego parasola atomowego, bo “u nas” tylko Francja i Wielka Brytania mają dostęp do broni nuklearnej.