A co jeśli ten sam “stary” i niezbyt zaawansowany samochód, który od lat stoi w twoim garażu, mógłby nagle przeistoczyć się w sprzęt, któremu dałoby się zaufać w codziennej jeździe? Pewien majsterkowicz postanowił odpowiedzieć na to pytanie i sprawił, że auto, które kiedyś w teorii oferowało 170 km zasięgu, teraz pokonuje niemal 366 km. Wszystko to bez wizyty w salonie i bez pomocy mechanika. Jak to możliwe?
Ten gość właśnie odpowiedział na pytanie, czy modernizowanie elektrycznego samochodu ma sens
Popularny youtuber znany jako Battery Man dokonał niedawno zaskakującego retrofitu, kiedy to wymienił oryginalny akumulator o pojemności 30 kWh z Nissana Leafa z lat 2011–2012 na akumulator o pojemności 62 kWh z nowszego modelu drugiej generacji. Efekt? Realny zasięg wzrósł z ~172 km do około 366 km i doczekał się nawet potwierdzenia na liczniku auta. Co najbardziej zaskakuje, to prostota wykonania takiej podmianki, bo w proces wystarczyło zaangażować podnośniki hydrauliczne, podstawowe narzędzia, spawarkę, kilka uchwytów i około trzech godzin pracy. Żadnego warsztatu, podnośnika samochodowego czy specjalistycznego sprzętu. To projekt, który mógłby zrealizować każdy z odrobiną umiejętności mechanicznych.
Czytaj też: 18 sekund do pełnego naładowania akumulatora. Brytyjczycy dokonali niemożliwego
Oczywiście nie jest to zabawa w stylu plug&play. Aby zrealizować całą modernizację w odpowiedni sposób, autor powyższego nagrania wykonał własne uchwyty stalowe, dostosował punkty podparcia, wymienił tylne sprężyny (zwiększając nośność), zastosował bezpiecznik pirotechniczny oraz wzmocnił śruby montażowe. Kolejnym krokiem byłą instalacja modułu CAN-bridge, który “oszukał” oryginalną elektronikę, aby ta zaakceptowała nowy pakiet. Cała konfiguracja została wykonana przy użyciu interfejsu OBD i odpowiedniego oprogramowania, a koszt zamknął się finalnie w cenie około 4340 dolarów… ale tylko dlatego, że pomysłodawca miał dostęp m.in. do akumulatora z samochodu dawcy (normalnie to koszt 5000-10000 dolarów) oraz samego Nissana Leafa 1. generacji.
Czytaj też: Samochody elektryczne dla Polaków. Pokazali twarde dane programu NaszEAuto
Wydanie nieco ponad 16000 złotych na ponad dwukrotne zwiększenie zasięgu, to ewidentnie coś godnego uwagi. Oczywiście nie każdy właściciel starszego samochodu elektrycznego zrobi to sam i zamknie się w tak niskiej kwocie, a na dodatek taka podmianka może rodzić problemy prawne (m.in. z homologacją), ale tego typu eksperyment udowadnia coś ważnego – konkretne elektryczne samochody można łatwo modyfikować i utrzymywać w bardzo dobrym stanie przez lata. Nie są to “czarne skrzynki”, do których dobrać mogą się tylko osoby o wiedzy tajemnej. Przyszłość tanich i trwałych EV może leżeć w modyfikacjach, a jeśli podobne przeróbki staną się bardziej dostępne i bezpieczne, to możemy doczekać się całkowicie nowej niszy — wtórnych ulepszeń aut elektrycznych, które kiedyś miały trafić na złom.