Prezes Synektika: Dzielimy spółkę, by uwolnić globalny potencjał w medycynie

1 tydzień temu 12

Andrzej Stec2025-07-25 06:00redaktor naczelny Bankier.pl

publikacja
2025-07-25 06:00

Synektik to spółka, która w ostatnich latach stała się prawdziwym hitem na warszawskim parkiecie, co potwierdza dynamicznie rosnący kurs akcji. W rozmowie z prezesem Cezarym Kozaneckim zagłębiamy się w kulisy najnowszych strategicznych decyzji firmy, takich jak podział na dwa podmioty, potencjał rewolucyjnego kardioznacznika, a także rolę sztucznej inteligencji i robotyki w przyszłości medycyny.

 Dzielimy spółkę, by uwolnić globalny potencjał w medycynie
 Dzielimy spółkę, by uwolnić globalny potencjał w medycynie
/ Synektik

Andrzej Stec, Bankier.pl: Synektik jest hitem ostatnich lat na warszawskim parkiecie, a kurs giełdowy to potwierdza. Czy powiedzieliście już ostatnie słowo w kwestii rozwoju?

Cezary Kozanecki: Absolutnie nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Zakładamy dalszy rozwój spółki, bazując na solidnych fundamentach, w tym na naszym potencjale, personelu i 25-letnim doświadczeniu na rynku. Ugruntowaliśmy już silną pozycję nie tylko w Polsce, ale i na rynkach zagranicznych, działając w sumie w pięciu krajach. Aktywnie poszukujemy atrakcyjnych produktów i możliwości współpracy z dużymi oraz mniejszymi firmami, aby wprowadzać najnowsze technologie.

Co więcej, firmy same zgłaszają się do nas, co świadczy o tym, że jesteśmy na zupełnie innym etapie rozwoju niż 10-15 lat temu. Wiele funduszy zagranicznych ma Synektik na radarze i w nas inwestuje. Naszą działalność łączy wspólny mianownik – najnowsze technologie, a prowadzimy działalność badawczo-rozwojową, produkcję radiofarmaceutyków oraz usługi serwisowe i integracji technologii dla szpitali i placówek badawczych. Ten ostatni obszar obejmuje m.in. sprzedaż zaawansowanych systemów chirurgii robotycznej i późniejszą opiekę serwisową nad tymi urządzeniami. Synektik jest m.in. wyłącznym dystrybutorem na Polskę, Czechy, Słowację i kraje bałtyckie znanych i wykorzystywanych na całym świecie robotów da Vinci.

Ostatni komunikat mówił o podziale spółki. Skąd ta idea i co chcecie osiągnąć?

Idea podziału wynika z różnorodności naszej działalności. Działalność badawczo-rozwojowa (R&D), której przykładem jest nasz flagowy produkt – kardioznacznik, jest długotrwała i wymaga znacznych środków, które dziś w dużej mierze pochodzą z Synektika. Z drugiej strony, nasza pozostała działalność pozwala na wypłatę dywidendy, a my chcielibyśmy kontynuować profil spółki dywidendowej. Ta dwoistość często była niezrozumiała dla inwestorów – czy są zainteresowani inwestowaniem długoterminowym, gdzie nagroda przychodzi po wielu latach i w sposób naturalny wiąże się z innym poziomem ryzyka, czy w spółkę dywidendową, która co roku wypracowuje i wypłaca zyski. Dla przykładu, z zysku za ubiegły rok wypłaciliśmy ponad 8 zł dywidendy na akcję (łącznie ponad 70 mln zł), a dwa lata wcześniej nieco ponad 3 zł na akcję (około 26 mln zł).

Uznaliśmy, że to idealny moment na wydzielenie działalności badawczo-rozwojowej i przeniesienie jej do nowej spółki, Syn2bio. Chcieliśmy osiągnąć trzy cele:

  • Po pierwsze, Syn2bio będzie małym przedsiębiorstwem, co da mu dostęp do dedykowanych środków finansowych, które są niedostępne lub mniej atrakcyjne dla dużych firm. Uwolni to Synektik od kosztów finansowania R&D.
  • Po drugie, inwestorzy będą mogli zdecydować, w którą spółkę chcą inwestować. Mogą pozostać w obu, wybrać jedną, lub zwiększyć bądź zmniejszyć zaangażowanie zgodnie ze swoimi preferencjami – czy to w długoterminowy projekt badawczy, czy w spółkę dywidendową.
  • Po trzecie, ten podział pozwoli na właściwą wycenę kardioznacznika i całej działalności badawczo-rozwojowej, która obecnie jest "ukryta" w wycenie Synektika i mniej widoczna dla rynku.

Jak ten podział wpłynie na obecnych akcjonariuszy Synektika?

Akcjonariusze tak naprawdę nie będą musieli nic robić. W pewnym momencie ustalony zostanie tzw. dzień referencyjny - będzie to dzień przyznania prawa do akcji nowej spółki, a potem te akcje po prostu pojawią się na rachunkach inwestorów. Jeśli chodzi o ścieżkę formalną, wcześniej potrzebujemy zatwierdzenia prospektu przez Komisję Nadzoru Finansowego. Co ważne, akcje będą przydzielane jeden do jednego – za każdą akcję Synektika akcjonariusz otrzyma jedną akcję Syn2bio. Ten proces, czyli wniesienie wszystkich aktywów związanych z badaniami nad nowymi cząsteczkami, w tym projekt kardioznacznika, do Syn2bio, mamy nadzieję zakończyć w pierwszej połowie przyszłego roku.

Wspomniał Pan o kardioznaczniku. Na jakim etapie są prace i kiedy możemy spodziewać się jego komercjalizacji?

Jesteśmy już na bardzo zaawansowanym etapie – właściwie, to bardzo niewiele firm w Polsce może pochwalić się realizacją trzeciej fazy badań klinicznych. Ten produkt ma realne szanse na globalny sukces. Ścieżka komercjalizacji zakłada zakończenie badań klinicznych trzeciej fazy, które prowadzimy równolegle w Europie i Stanach Zjednoczonych, w ciągu około dwóch lat. Następnie przygotowanie dokumentów dla regulatorów zajmie od 6 do 12 miesięcy, a sama rejestracja – kolejne około 12 miesięcy. Czyli mówimy o perspektywie, kiedy produkt będzie mógł być sprzedawany na rynku.

Jeśli chodzi o umowę partneringową na kardioznacznik, o którą często pytają inwestorzy, podpiszemy ją w najbardziej korzystnym momencie dla spółki, gdy będzie można uzyskać najwyższą wartość. To żadna tajemnica, że im bardziej zaawansowany jest projekt, tym wyższe są wyceny, ponieważ maleje ryzyko badań klinicznych. W naszej ocenie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, moment zakończenia badań klinicznych to idealny czas na podpisanie umowy partneringowej. Partner jest nam potrzebny, ponieważ zna doskonale rynek, zwłaszcza ten amerykański, który jest dla nas największy i finansowo najbardziej atrakcyjny. Będziemy szukać partnera globalnego, ewentualnie dwóch partnerów dla rynków USA i Europy.

Nieco inną sytuację mamy na rynku japońskim, gdzie nasz kardioznacznik również jest objęty ochroną patentową, natomiast nie prowadzimy tam badań klinicznych. Nie wykluczamy zawarcia umowy partneringowej na tym rynku na wcześniejszym etapie.

Czy w Polsce są inwestorzy zainteresowani tak długoterminowymi i ryzykownymi projektami badawczymi, jakimi są nowe cząsteczki farmaceutyczne?

Projekty takie jak nasz kardioznacznik, choć specyficzne dla radiofarmacji, podlegają tym samym regulacjom i ryzykom co inne prace bigfarmy, które często trwają 20 lat i kosztują ponad miliard dolarów. My realizujemy go inaczej, m.in. dzięki wielu początkowym działaniom wykonanym wewnętrznie przez naszych pracowników, co pozwoliło zoptymalizować ten proces, obniżyć koszty, skrócić czas, ale ryzyka są podobne.

W kontekście wydzielonej spółki, mówimy o perspektywie komercjalizacji lub umowy partneringowej raczej nie wcześniej niż za dwa lata. To nie jest już tak odległa perspektywa, jak mogłoby się wydawać. Fakt, że wydzielamy ten podmiot właśnie teraz, potwierdza naszą wiarę w globalny sukces tego produktu.

Przejdźmy do technologii medycznych. Czy widać rewolucję, jaką niosą sztuczna inteligencja i robotyzacja w branży medycznej?

Zdecydowanie tak. Sztuczna inteligencja zmieni medycynę na wielu poziomach, których być może jeszcze nie w pełni możemy sobie wyobrazić. Już dziś jest obecna w diagnostyce obrazowej, w opisywaniu zdjęć, badań rezonansowych, tomograficznych czy z medycyny nuklearnej.

Co do robotów, to dziś są to głównie manipulatory, będące „przedłużeniem” rąk człowieka, wspierające chirurga systemami ułatwiającymi precyzję czy blokującymi przypadkowe ruchy. Wprowadziliśmy właśnie na rynek piątą generację robotów, a niebawem w Polsce będzie ich oficjalna premiera. Możemy sobie wyobrazić, że kolejna generacja prawdopodobnie będzie już miała pewną autonomię, wspieraną przez sztuczną inteligencję.

Ostatnio pojawiło się zamieszanie wokół konkurencji - chińskich robotów w Polsce. Czy widzicie w tym ryzyko?

Konkurencja jest wszechobecna i tak naprawdę zawsze się pojawia wcześniej lub póżniej. W przypadku robotów medycznych, konkurencja istniała już od lat, zanim podpisaliśmy umowę z Intuitive na sprzedaż systemów da Vinci w Polsce 7 lat temu. Wcześniejsze konkurencyjne instalacje w Polsce nie odniosły sukcesu, głównie z powodu niedomagań technologicznych.

Roboty są różne. Chociaż niektóre z nich mogą wyglądać podobnie do da Vinci, to nie są to roboty da Vinci. System da Vinci ma 30-letnią historię i jest bardzo szeroko rozwijany – wspomnę tylko, że Intuitive to firma, która inwestuje w badania i rozwój ponad 1 miliard USD rocznie. Chirurgia robotyczna to nie tylko same roboty, ale całe otoczenie: doświadczenie chirurgów, ponad 70 000 publikacji naukowych na temat prac z użyciem da Vinci, które pozwoliły wypracować zwalidowane metody chirurgiczne. Wg danych opublikowanych przez Intuitive, w 2024 roku wykonano na świecie 2,7 miliona zabiegów przy zastosowaniu systemów da Vinci, a w szpitalach zainstalowanych jest już ponad 10 000 takich urządzeń. To olbrzymia przewaga w porównaniu do niektórych chińskich firm, które mają na swoim koncie kilkanaście instalacji, często tylko w Chinach.

Kluczowa jest precyzja, która wymaga odpowiedniej, często opatentowanej technologii. Stawką bowiem jest życie i zdrowie pacjenta. Nawet minimalne drżenie instrumentu czy opóźnienie w reakcji urządzenia uniemożliwia precyzyjne zabiegi na tkankach rzędu 3 mm, a w mikrochirurgii – poniżej 1 mm. Musimy oceniać technologię, aby stwierdzić, czy mamy do czynienia z prawdziwą konkurencją, czy jedynie kolejną próbą stworzenia porównywalnego urządzenia.

W tym kontekście warto wspomnieć też o cenie. Cena zakupu samego robota jest oczywiście istotna, ale w całym cyklu użytkowania produktu stanowi jedynie część kosztów. Użytkownicy korzystają z dostaw narzędzi, materiałów eksploatacyjnych, obsługi sprzętu i szkoleń. W tym obszarze ceny oferowane przez różnych dostawców sprzętu są bardzo zbliżone i trudno tu szukać przewag. Oznacza to, że ewentualna przewaga cenowa samego robota jednego dostawcy nad innym ma mniejsze znaczenie, po uwzględnieniu łącznych kosztów użytkowania i obsługi urządzenia.

Czy w Polskiej Służbie Zdrowia są pieniądze na robotyzację, biorąc pod uwagę zadłużenie szpitali i pojawienie się KPO?

Wokół kosztów robotyki krąży wiele mitów. Są technologie, jak radioterapia czy zaawansowana diagnostyka obrazowa, które kosztują więcej niż sam robot. Intuitive oferuje pięć różnych robotów o zróżnicowanych cenach. O cenie samego robota nie chciałbym mówić, bo to urządzenie inwestycyjne, które jest amortyzowane, a koszt w przeliczeniu na  pacjenta zależy od liczby wykonanych zabiegów.

Polskie ośrodki radzą sobie bardzo dobrze, instalowane przez nas roboty wykonują średnio ponad 300 zabiegów rocznie, a rekordziści nawet ponad 600, co jest bardzo dobrym wynikiem. Dyskusja o tym, czy szpitale, które wykonują 50 zabiegów, powinny kupować roboty, jest zasadna – 50 zabiegów to za mało, bo ani personel nie nabierze wystarczającego doświadczenia, ani robot się nie zamortyzuje.

Mówiąc o kosztach, należy porównywać je w kontekście różnic – np. między zabiegiem robotycznym, laparoskopowym czy klasycznym, biorąc pod uwagę wszystkie koszty towarzyszące, takie jak m.in. długość pobytu pacjenta w szpitalu. Moim zdaniem, od robotyki nie ma odwrotu. Polska ma tu ogromną przestrzeń do rozwoju: dziś jeden robot przypada na około 900 tys. osób, podczas gdy w Europie na 250 tys., a w USA na 65 tys. Co więcej, chirurgia robotyczna to obecnie zaledwie 3-5% wszystkich procedur chirurgicznych globalnie, a prognozy Intuitive mówią o wielokrotnym wzroście w najbliższych latach. To oznacza ogromne poszerzenie rynku zarówno dla nas, jak i dla konkurencji. Nie przewiduję w długoterminowej perspektywie rewolucji, tylko ciągły rozwój.

Dziękuję za rozmowę

Źródło:

Przeczytaj źródło