„Polska musi pomyśleć o dywersyfikacji gospodarki. 28% eksportu do Niemiec to za dużo”

9 godziny temu 3
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Michał Misiura2025-06-16 07:00redaktor Bankier.pl

publikacja
2025-06-16 07:00

„Ze strony Niemiec będzie także duże ciśnienie na podpisywanie kolejnych umów o wolnym handlu na poziomie europejskim. Będzie to korzystne dla Berlina, ale może wiązać się z trudnościami dla Polski” - mówi dr. Piotr Andrzejewski - główny analityk Instytutu Zachodniego w rozmowie o polityce gospodarczej nowego niemieckiego rządu.

„Polska musi pomyśleć o dywersyfikacji gospodarki. 28% eksportu do Niemiec to za dużo”
„Polska musi pomyśleć o dywersyfikacji gospodarki. 28% eksportu do Niemiec to za dużo”
/ danielo

Jakie plany na uzdrowienie niemieckiej gospodarki ma nowy rząd kanclerza Friedricha Merza? Co dla Berlina mogą oznaczać cła Trumpa i jak dywersyfikacja niemieckich relacji handlowych może odbić się w przyszłości na polskich rolnikach? - m.in. na te tematy rozmawialiśmy z dr. Piotrem Andrzejewskim, ekspertem Instytutu Zachodniego. 

Michał Misiura, Bankier.pl: We wrześniu zeszłego roku powiedział pan w wywiadzie, że wbrew temu co wydaje się Polakom, Niemcy nie interesują się naszym krajem. Coś się zmieniło?

Dr. Piotr Andrzejewski, Instytut Zachodni: Moja konstatacja została ostatnio potwierdzona przez niemieckiego satyryka Jana Böhmermanna w ZDF - Niemcy niewiele wiedzą o Polsce i się nami nie interesują. Zauważam jednak pewną jakościową zmianę na plus wraz z nowym rządem Friedricha Merza. Kanclerz zapowiadał jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, że należy zwrócić większą uwagę na Polskę. Nowy pełnomocnik rządu federalnego ds. kontaktów z Polską, Knut Abraham, którego miałem już okazję poznać, gdy gościł w Instytucie Zachodnim, rozumie polskie problemy z Niemcami, a jego nastawienie do współpracy z Polską jest bardzo pozytywne. Widać to też było w panelach dyskusyjnych, które odbyły się w ramach Forum Polsko-Niemieckiego w Berlinie. To już nie są te same Niemcy, co za czasów Angeli Merkel, ani ta sama CDU, co kilku lat temu.

Wciąż podtrzymuję jednak tezę, którą wyraziłem w wywiadzie dla pani Katarzyny Mokrzyckiej. Polska nadal nie jest dla Niemiec tak ważnym państwem jak Francja czy Stany Zjednoczone, które są zresztą największymi odbiorcami niemieckich produktów eksportowych. Usłyszałem to w rozmowie z przedstawicielem CDU na zamkniętym spotkaniu. Padło wtedy stwierdzenie, że „Polska nie jest Francją”. Na naszą korzyść działają zmiany strukturalne, ale twarde dane muszą jeszcze dotrzeć do niemieckich decydentów. Polska staje się bilionową gospodarką. Niebawem nasz PKB przekroczy taką wartość w dolarach i to będzie symboliczny sukces.

Jesteśmy czwartym partnerem gospodarczym Niemiec i jeśli utrzyma się dotychczasowy trend wzrostu wymiany handlowej, możemy wkrótce przegonić w tym rankingu Francję, tak jak wyprzedziliśmy Zjednoczone Królestwo i Włochy. To istotny argument, który warto przypominać w rozmowach z Niemcami. Dzięki naszemu stosunkowo wysokiemu wzrostowi gospodarczemu, Polska przyczynia się do wzrostu niemieckiej gospodarki, która zmaga się z poważnymi problemami. Chociaż ostatni kwartał pokazał pierwsze odbicie od 2022 roku, to była wyjątkowa sytuacja, wynikająca z obaw przed cłami nałożonymi przez USA. One skłoniły Niemców do szybkiego składania zamówień, co podbiło wyniki. Niemniej Polska staje się motorem napędowym wzrostu gospodarczego Niemiec. Nie jesteśmy jedynie biorcą dobrobytu z Niemiec. Sytuacja zmienia się, stwarzając win-win situation dla obu krajów.

Często słyszymy, że koniunktura w Polsce jest uzależniona od niemieckiej gospodarki. Ta relacja staje się bardziej wzajemna?

Tak, choć nadal jest to bardzo asymetryczna zależność. Jesteśmy w dużym stopniu uzależnieni od niemieckiej gospodarki. Jeśli Niemcy obawiają się, że 11% ich importu pochodzi z Chin i mają wątpliwości co do przyszłości tego powiązania, to w naszym przypadku sytuacja jest znacznie trudniejsza. 27-28% naszego eksportu trafia do Niemiec. Jesteśmy więc bardzo zależni od koniunktury gospodarczej w Niemczech, a co gorsza, część wartości dodanej z polskiego eksportu do innych krajów, jak Stany Zjednoczone, przechodzi przez Niemcy. Zatem ta zależność jest jeszcze silniejsza, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.

Niemcy to gospodarka globalna, a Polska to gospodarka europejska. U nas 80% eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, a 88% do państw europejskich w ogóle. Dopiero zaczynamy rozpychać się na rynku globalnym, ale wciąż jest przed nami długa droga, zanim osiągniemy poziom Niemiec. Może nigdy nie uda nam się tego zrobić, ale to pytanie pozostaje otwarte.

Jaki pomysł na gospodarkę ma rząd Friedricha Merza? Czy realizacja tych planów może sprawić, że Niemcy wyjdą ze stagnacji?

Są szanse na to, że uda się pobudzić wzrost gospodarczy. Słuchałem dokładnie expose Katherine Reiche, nowej minister do spraw gospodarki i energii, bo tak nazywa się teraz resort, którym kieruje. Wyszczególniła kilka priorytetów dotyczących jej urzędowania. Pierwszy i najważniejszy to obniżka cen energii, zwłaszcza dla przemysłu, co pozwoli krótkoterminowo poprawić troszeczkę konkurencyjność niemieckich produktów. To rzecz, która musi nastąpić jak najszybciej i tutaj zobaczymy, jak sprawczy okaże się rząd.

Jak Niemcy chcą obniżyć ceny energii?

Dyskusja wciąż trwa. Rząd proponuje zmniejszenie obciążeń podatkowych i obniżenie o połowę opłaty za sieci przesyłowe. Alternatywnie, Stowarzyszenie Przedsiębiorstw Komunalnych (VKU) zaproponowało system bezpośrednich dotacji, argumentując, że obniżka opłat za sieć przesyłową nie jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ rozłoży się nierównomiernie w Niemczech i niektóre regiony nic na niej nie zyskają. Koszt propozycji rządowych wynosi 11 miliardów euro rocznie, podczas gdy alternatywa zaproponowana przez VKU to koszt 7 miliardów. Zobaczymy, jak rozwinie się ta dyskusja, to będzie pierwszy poważny sprawdzian dla polityki gospodarczej nowego kanclerza.

Warto dodać, że jeszcze przed objęciem urzędu, Merzowi udało się przeprowadzić historyczną zmianę w niemieckiej ustawie zasadniczej i poluzować hamulec zadłużenia. Dzięki temu, niemiecki rząd ma do dyspozycji ponad 800 miliardów euro, które będą przeznaczone w połowie na przemysł zbrojeniowy i obronność, a pozostała część ma wesprzeć niemiecką infrastrukturę, szczególnie w zakresie digitalizacji.

Niemcy nie rozwijają swojej cyfrowej infrastruktury w takim tempie jak Polska i mają jeden z najniższych odsetków gospodarstw domowych z dostępem do szybkiego internetu w Europie, co wpływa na funkcjonowanie ich sektora usług. Utworzono nowe ministerstwo odpowiedzialne za cyfryzację, a na jego czele stanął człowiek z sektora prywatnego, Karsten Wildberger, który wcześniej był prezesem grupy obejmującej marki takie jak MediaMarkt. Zobaczymy, czy to otwarcie na specjalistów spoza polityki przyniesie rezultaty.

Czyli z jednej strony tańsza energia elektryczna, z drugiej strony zbrojenia i programy wsparcia infrastruktury, w tym cyfryzacja. Oprócz tego wśród pomysłów rządu są też obniżki podatków, zgadza się?

Obniżki podatków są oczywiście na liście planów, ale tutaj może być pewien problem z osiągnięciem zbilansowania budżetu, przy i tak już rozbuchanych wydatkach z poprzednich lat. Ważniejsze dla nowego rządu niż same obniżki podatków wydaje się dowartościowanie pracy. W niemieckiej gospodarce istnieje luka o wielkości ponad 1,4 miliona nieobsadzonych wakatów.

Niemcy mają problem z niedoborem siły roboczej, ze szczególnym uwzględnieniem wysoko wykwalifikowanych specjalistów, którzy emigrują do krajów takich jak Szwajcaria, Norwegia czy Stany Zjednoczone. Rząd planuje wprowadzić zachęty dla emerytów, którzy mogliby wrócić do pracy, a także obniżyć podatki od nadgodzin. Planowana jest także istotna redukcja obciążeń biurokratycznych, co jest jednym z największych problemów dla niemieckich przedsiębiorców. To właśnie przewlekłość procedur i nadmiar sprawozdań powodują, że wiele firm ma trudności z funkcjonowaniem.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w planach gospodarczych nowego rządu?

To dobre pytanie. Wydaje mi się, że obecne propozycje to rozwiązania ad hoc, mające na celu poprawę sytuacji w krótkim okresie. Nie rozwiązują one jednak strukturalnych problemów niemieckiej gospodarki. W ostatnich latach liczba miejsc pracy w przemyśle zmniejszyła się o 300 tysięcy, a to dopiero początek. Przemysł motoryzacyjny planuje redukcję o kolejne 100 tysięcy miejsc pracy. To problem długofalowy.

Niemieckie produkty przestają być konkurencyjne na rynku globalnym, nie dlatego, że energia w Niemczech jest droższa, ale dlatego, że same produkty nie wpisują się w globalne trendy. Nie wytrzymują konkurencji ze strony Doliny Krzemowej, Chin, Korei Południowej, czy Japonii. To duże wyzwanie, którego nie da się rozwiązać krótkoterminowymi działaniami. Nawet jeśli rząd poprawi sytuację gospodarki w krótkim okresie, w dłuższej perspektywie nie zatrzyma to negatywnego trendu. Jak zauważył Wolfgang Munchau były redaktor naczelny “Financial Times Deutschland” w swojej książce “Kaput”, Niemcy muszą zmienić kurs, by uniknąć powolnego kurczenia się gospodarki.

Potrzebują zmienić swój model rozwoju?

Tak, jeśli nie nastąpi to przemodelowanie, Niemcy pójdą ścieżką Japonii, która miała swój boom innowacyjny, boom robotyki i elektroniki w latach 80., ale od lat 90. toczy się siłą rozpędu, a jej gospodarka powoli się kurczy. Niedawno została wyprzedzona przez Indie pod względem PKB. Oczywiście cały czas jest to wysoko rozwinięta gospodarka dostarczająca wyspecjalizowane produkty.

W tym sensie Niemcy mają podobne wyzwanie. Ich siłą są tak zwani "ukryci czempioni" – średniej wielkości firmy specjalizujące się w wąskich dziedzinach. Niemcy odpowiadają za 40% światowych ukrytych czempionów, ale nawet te firmy mogą nie wystarczyć, by utrzymać tempo rozwoju. To będzie powolne staczanie się. W tym kontekście Polska musi pomyśleć o dywersyfikacji gospodarki, bo 28% eksportu do Niemiec to za dużo. To rodzi pytanie o nasze bezpieczeństwo gospodarcze w perspektywie długoterminowej.

Jakie skutki mogą mieć amerykańskie cła, jeśli wejdą w życie w zapowiadanym kształcie?

Niemcy są najbardziej narażoną gospodarką na świecie, jeśli chodzi o nakładanie ceł przez administrację Trumpa. Cła uderzą w przemysł samochodowy, chemiczny i inne kluczowe gałęzie niemieckiej gospodarki, ale co gorsze długofalowo mogą prowadzić do dalszej deindustrializacji Niemiec i innych krajów europejskich, bo firmy przeniosą produkcję do Stanów Zjednoczonych. To będzie jeszcze większa ucieczka miejsc pracy, poborów podatkowych i know how z Niemiec. Cła są ogromnym zagrożeniem dla niemieckiej gospodarki, dlatego nie dziwię się, że przed wizytą kanclerza Merza w Stanach Zjednoczonych, trochę po cichu, z reprezentantem USA ds. handlu Jamiesonem Greerem spotkała się niemiecka minister gospodarki.

Jak ocenia pan niemiecką dyplomację względem Stanów Zjednoczonych i ostatnie spotkanie Merza z Trumpem?

W mojej ocenie Merz bardzo dobrze przygotował się tej wizyty. Zachował spokój i udało mu się odpowiadać na zaczepki Trumpa. To jest właśnie personalizacja polityki, z którą mamy ostatnio do czynienia w relacjach z USA - troszkę szokująca rzecz. Niemniej jednak Merzowi udało się jakoś obronić i padły deklaracje o utrzymaniu specjalnej więzi pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Niemcami. Nie zapominajmy, że to najważniejszy partner USA w Europie. Uważam, że Merzowi udało się utrzymać status quo i dyplomatyczna ofensywa przygotowana przez Niemcy odnosi sukcesy - przynajmniej na razie.

Niemieckiemu kanclerzowi jest o tyle łatwiej, że przez wiele lat pracował w sektorze globalnych finansów, w funduszu BlackRock, i zna osobiście część otoczenia Donalda Trumpa. Potrafi rozmawiać z nim jak biznesmen z biznesmenem, co jest w tej chwili bardzo ważne. Dzięki temu, ta dyplomacja może pozwolić na złagodzenie negatywnych skutków polityki celnej i handlowej prowadzonej przez administrację Trumpa.

W tym kontekście niektórzy komentatorzy zwracali uwagę, że Stany Zjednoczone mogą zażądać od Niemiec bardziej zdecydowanego odwrócenia się od Chin. Jak wyglądają w tej chwili relacje na linii Berlin-Pekin?

Niemcy balansują na cienkiej linii, jeśli chodzi o relacje z Chinami. Z jednej strony nie chcą ich antagonizować, bojąc się retorsji, które mogłyby uderzyć w niemieckie firmy. Niemniej w okresie poprzedniego rządu, kiedy ministrem gospodarki był Robert Habeck, zawieszono kredyty eksportowe i gwarancje kredytowe dla niemieckich firm inwestujących w Chinach, zwiększając wsparcie dla inwestycji w innych państwach regionu ASEAN, by wzmocnić dywersyfikację.

Chociaż na początku nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów, w 2024 roku zaczęły pojawiać się pierwsze efekty – niemieckie firmy zaczęły mniej inwestować w Chinach, a część z nich przeniosła inwestycje w inne miejsca. To powolny proces, ale w moim przekonaniu będzie nieuchronnie postępował. Niemcy będą dążyć do dalszej dywersyfikacji handlu, szukając nowych partnerów, takich jak Meksyk, Kanada, Korea Południowa, czy Australia.

Ze strony Niemiec będzie także duże ciśnienie na podpisywanie kolejnych umów o wolnym handlu na poziomie europejskim. Będzie to korzystne dla Berlina, ale może wiązać się z trudnościami dla Polski. Problem z takimi porozumieniami polega na tym, że zyski z nich są rozproszone, a straty skoncentrowane, na przykład w polskim i francuskim sektorze rolniczym. Może to prowadzić do tarć na linii Polska-Niemcy oraz wewnątrz Unii.

Jaką politykę powinna przyjąć Polska w obliczu tych wyzwań?

Nie widzę innego rozwiązania niż europeizacja pewnych rozwiązań na bardziej uczciwych zasadach. Należy zbudować koalicję państw, które mają wspólny interes w zmianie obecnej sytuacji. Tylko poprzez współdziałanie w ramach Unii Europejskiej możemy wprowadzić zmiany w tej polityce i stworzyć dla siebie korzystniejsze warunki.

Dr. Piotr Andrzejewski - główny analityk Instytutu Zachodniego, adiunkt Instytutu Studiów Politycznych PANu.

Źródło:

Przeczytaj źródło