Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Ciężarówki z Polski to stały widok na europejskich drogach, zwłaszcza niemieckich. Każdego dnia tysiące kierowców przewożących ładunki pokonują setki kilometrów i większość z nich musi płacić za przejazd autostradami. Okazuje się, że nie wszyscy spełniają ten obowiązek, co potwierdziła kontrola niemieckich służb.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo48 tytułów egzekucyjnych i niemal 9 tys. euro długu
Na początku czerwca br. w strefie odpoczynku "Rurscholle Nord" na autostradzie A4 w pobliżu Düren służby celne z Akwizgranu wspólnie z pracownikami urzędu celnego w Kolonii skontrolowali ciężarówkę jednej z polskich firm transportowych. Początkowo nic nie wskazywało na to, że będą jakieś problemy. Chwilę później funkcjonariusze nie kryli zdziwienia, gdy stwierdzili, że polska firma ma aż 48 zaległych tytułów egzekucyjnych na kwotę 8663,50 euro (niemal 36,8 tys. zł), które wystawił urząd celny w Poczdamie.
W tym konkretnym przypadku wierzycielem był Federalny Urząd Logistyki i Mobilności z Kolonii. Tak się akurat złożyło, informuje Aachener Zeitung, że pracownicy urzędu byli na miejscu podczas kontroli. Ci wyjaśnili, że polska firma jest im dobrze znana i że często usuwa z ciężarówek napisy, co mogło sugerować, że było to celowe działanie, które miało pozwolić uniknąć kontroli.
- Przeczytaj także: O co chodzi z zakazem włączania klimatyzacji latem? I za co te mandaty?
Problemy z prawem miała nie tylko polska firma transportowa
Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia z polską firmą, tym razem niemieckie służby nie odpuściły. Kierowca został zmuszony do zapłaty długu w całości w miejscu kontroli. Co ciekawe, wcale nie był to odosobniony przypadek.
Podobna sytuacja miała miejsce kilka tygodni wcześniej. Wtedy służby celne przez pewien czas próbowały namierzyć inną firmę transportową. Konkretnie chodziło o przewoźnika z Sofii w Bułgarii. Kierowca działający na rzecz firmy musiał na miejscu uregulować dług w wysokości 7200 euro (ok. 30,6 tys. zł).