"Corriere della Sera": Stoimy w obliczu naprawdę dramatycznego wydarzenia
"Stoimy w obliczu naprawdę dramatycznego wydarzenia o konsekwencjach nie tylko dla Bliskiego Wschodu, ale dla całego świata. Przystąpienie USA do wojny zmienia scenariusz, bo dotyczy to najważniejszego światowego mocarstwa" - konstatuje na łamach dziennika "Corriere della Sera" redaktor naczelny Luciano Fontana.
"Pokazuje to też absolutną nieprzewidywalność Donalda Trumpa. Prezydent USA obiecał pokój wszędzie, a nie doprowadził do niego w żadnym z konfliktów, zaś teraz sam jest siłą napędową eskalacji" - zauważa.
Przypomina, że bazy amerykańskie na Bliskim Wschodzie, w których stacjonuje łącznie ponad 40 tys. żołnierzy, stały się teraz obiektami, których trzeba bronić.
Wśród możliwych konsekwencji ataku Fontana wymienia utrudnienia w ruchu statków w kluczowej dla globalnego transportu ropy i kontrolowanej przez Iran cieśninie Ormuz, co - jak przewiduje - może mieć "poważne reperkusje dla cen energii".
Jest również strach przed terroryzmem, "zwyczajową bronią islamistów, którym przewodzi i których chroni Iran".
"Europa potrzebuje przełomu"
"Oczywiście zabronienie Teheranowi budowy arsenału atomowego to słuszny cel, podobnie jak powstrzymanie gróźb dotyczących istnienia Izraela. Otwarcie frontu w globalnej wojnie stanowi jednak coraz większe zagrożenie" - zaznacza autor komentarza.
"Trump zezwolił na atak, przecząc samemu sobie, z entuzjazmem, który niepokoi. Zdecydował o tym sam, zlekceważył swoich sojuszników czy raczej zadrwił z nich, uznając, że się nie liczą" - ocenia Fontana, dodając, że państwa europejskie zostały zepchnięte na margines.
"Aby odgrywać pierwszorzędną rolę w tym nowym świecie, Europa nie potrzebuje małych kroków czy fasadowych zmian. Potrzebny jest prawdziwy przełom w decyzjach i ambicjach" - konkluduje redaktor naczelny "Corriere della Sera".
Gazeta informuje też, że w całych Włoszech wzmocniona została ochrona ok. 29 tys. obiektów, w tym 800 amerykańskich. Jak dodaje, specjalnej ochrony wymaga też np. jacht ambasadora USA w Rzymie Tilmana Fertitty.
"La Repubblica": Wojna Trumpa
"La Repubblica" zamieszcza na pierwszej stronie nagłówek "Wojna Trumpa".
W komentarzu gazeta zaznacza: "Możliwe, że przeprowadzając atak na Iran, Donald Trump poważnie uszkodził irańskie obiekty atomowe, pewne jest za to, że zniszczył resztki wiarygodności Stanów Zjednoczonych w świecie. We własnym kraju wywołał kryzys w opinii publicznej, która głosowała na niego po to, by zajął się krajem, a nie zwalczaniem odległych potworów".
Zdaniem publicysty Trump wywołał też podziały we własnej administracji i instytucjach państwa, które nie były jednomyślne w aplauzie dla jego decyzji i w ocenie jej konsekwencji.
Komentator zwraca ponadto uwagę na stałą niepewność co do zamiarów prezydenta USA, która - jego zdaniem - najwyraźniej "bardzo go bawi".
"La Stampa": Zdradzone obietnice Trumpa
O "wojnie Trumpa" pisze również "La Stampa", przypominając, że prezydent USA "chciał wycofać Amerykę z niekończących się wojen na Bliskim Wschodzie". "Od wczoraj Donald Trump jest prezydentem, który rozpoczął wojnę z Islamską Republiką Iranu, (wojnę,) przed którą udało się uchronić ośmiu prezydentom, z nim włącznie (podczas pierwszej kadencji - PAP)" - podkreśla.
Dziennik ocenia, że to dowód na "zdradzone obietnice Donalda-pacyfisty". Jak zauważa, na niedawnym szczycie G7 Trump podpisał wezwanie do deeskalacji konfliktu izraelsko-irańskiego - po czym rozpoczął naloty.
Turyńska gazeta podkreśla, że ryzyko eskalacji jest wysokie, bo ajatollah Ali Chamenei, najwyższy przywódca duchowo-polityczny Iranu, musi zachować twarz i odpowiedzieć Stanom Zjednoczonym, a to oznacza, że będzie coraz mniej miejsca dla dyplomacji.
"La Stampa" zwraca uwagę, że rządy państw UE, które zaledwie 30 godzin wcześniej odbyły rozmowy z szefem MSZ Iranu Abbasem Aragczim, by spróbować zakończyć konflikt irańsko-izraelski drogą dyplomatyczną, "zostały wymanewrowane" i zaskoczone atakiem USA na obiekty nuklearne w Iranie.
"Il Messaggero": Dramatyczna normalność
Rzymskie "Il Messaggero" następująco podsumowuje obecną sytuację: "Coraz bardziej powszechna jest obawa, że w relacjach między państwami sytuacja kompletnie wymknęła się spod kontroli i nie podlega regułom". Według gazety zwłaszcza dla zwykłych obywateli staje się to "dramatyczną normalnością".
"Wydaje się, że obecnie do wojny przystępuje się bez logicznego celu, ale wyłącznie pod wpływem prymitywnych instynktów zemsty i podboju, wskutek wybuchu gniewu możnych, by zaspokoić niepohamowane pragnienie przemocy i zniszczenia" - ocenia gazeta.
"Il Giornale": Ameryka zrobiła to, czego oczekiwał nie tylko Izrael, ale cały Zachód
Inaczej sytuację interpretuje "Il Giornale", które operację pod kryptonimem "Północy Młot" określa jako "lekcję Trumpa". "Ameryka zrobiła to, czego oczekiwał nie tylko Izrael, ale cały Zachód" - pisze redaktor naczelny Alessandro Sallusti.
"Sygnał jest mocny i jednoznaczny, i nie dotyczy tylko Iranu: demokracje nie będą już bezbronne wobec tego, kto im zagraża" - dodaje.
Zdaniem Sallustiego z najnowszych wydarzeń można wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze, "hegemonistyczne ambicje irańskich ajatollahów w świecie islamskim zostały zatrzymane w sposób prawdopodobnie nieodwracalny". "Po drugie, ten, kto wyobrażał sobie, że Ameryka zrezygnowała z pełnienia roli żandarma świata, musi zmienić zdanie. To, co wydarzyło się wczoraj w nocy w Iranie, może powtórzyć się wszędzie, gdyby komuś przyszło do głowy zagrozić naszej wolności tak, jak wielokrotnie czynił to Teheran" - podkreśla.
Przypominając, że Iran uznał atak sił USA za poważne naruszenie prawa międzynarodowego, Sallusti zauważa: "To niepojęte, że o wspólnych zasadach, które należy szanować, mówi kraj taki jak Iran, który nie ma żadnego szacunku dla praw człowieka swoich obywateli i nie robi tajemnicy z tego, że wspiera terrorystów".
W chwilach takich jak ta - uważa komentator - jedyne, co można zrobić, to wybrać, po której stronie chce się stać. Poparcie tamtej strony będzie oznaczało, że jest się "wspólnikiem Putina, Hamasu, ajatollahów i każdego raka świata" - ocenia redaktor naczelny "Il Giornale".
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)