Boże Narodzenie potrafi być momentem, który na zawsze zapisuje się w pamięci. Czasem jedno wydarzenie sprawia, że świąteczna cisza nabiera zupełnie innego znaczenia, a rodzinne przygotowania zamieniają się w chwilę głębokiej refleksji. Są historie, które po latach wciąż wracają wraz z zapachem potraw i blaskiem świec, przypominając, że sens świąt kryje się nie w perfekcji, lecz w autentycznej bliskości.
Dom jako bezpieczna przystań po trudnych latach
Choć w dorosłym życiu kojarzony był z ciepłem, spokojem i rodzinną atmosferą, dzieciństwo Macieja Kuronia dalekie było od idylli. Dorastał w domu Jacka Kuronia – jednego z najważniejszych działaczy opozycji demokratycznej w PRL – co oznaczało ciągłe napięcie i brak poczucia stabilizacji. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” sam wspominał, że jako dziecko często był świadkiem rewizji i obecności obcych ludzi w domu.
Pamiętam rewizje, obcych ludzi w domu, napięcie, którego jako dziecko nie rozumiałem, ale które czułem bardzo mocno. Ojciec nie chciał nas uczyć lęku, ale lęk i tak był obecny.
Jak mówił w rozmowie z dziennikiem, czuł wszechobecny niepokój, którego wtedy nie potrafił jeszcze nazwać, ale który silnie na niego oddziaływał. Te doświadczenia sprawiły, że w dorosłym życiu za swój największy cel uznał stworzenie miejsca dającego bezpieczeństwo – spokojnego domu, w którym stół i kuchnia stawały się centrum codzienności oraz symbolem stabilności i bliskości.
Tata nigdy nie chciałby, żeby święta kojarzyły się z żałobą. On naprawdę wierzył, że jedzenie i bycie razem ma moc uzdrawiania.
Maciej Kuroń, fot. KAPiFGotowanie jako język relacji, nie popis umiejętności
Maciej Kuroń był w polskiej kuchni zjawiskiem, którego do dziś nikomu nie udało się podrobić. Choć telewizja promuje teraz głównie krzyczących szefów kuchni i rygorystyczne ocenianie stopnia wysmażenia steków, on szedł pod prąd. Dla niego gotowanie nie było egzaminem z perfekcji, ale pretekstem do spotkania. Nie musiał mieć najdroższych noży ani sterylnego blatu, żeby przyciągać przed ekrany miliony Polaków. W jego programach czuć było coś, czego brakuje dzisiejszym formatom kulinarnym: autentyczny brak oceniania. Kuroń wielokrotnie powtarzał, że w kuchni każdy ma prawo do błędu. Spalona grzanka czy przesolona zupa nie były dla niego dramatem, tylko częścią rozmowy. To właśnie to podejście sprawiło, że ludzie go pokochali. Nie budował dystansu, nie stawiał się w roli nieomylnego eksperta. Był raczej starszym bratem lub dobrym sąsiadem, który wpada na chwilę, miesza w garnku i opowiada anegdotę.
Pamiętam, jak razem spędzaliśmy czas, rozmawialiśmy i gotowaliśmy na tarasie w rodzinnym domu. Te chwile były pełne śmiechu, zapachów i radości. To właśnie tata zaraził mnie pasją do gotowania i pokazał, jak ważne jest podążanie za swoimi marzeniami. Dzięki niemu odkryłem swoją życiową drogę. - mówił Jakub Kuroń
Najważniejszą lekcją, jaką nam zostawił, było przekonanie, że stół to miejsce, gdzie nikt nie może czuć się pominięty. Nie chodziło o to, by danie wyglądało jak z katalogu, ale by przyciągało ludzi do rozmowy. Kuroń traktował jedzenie jako narzędzie do budowania relacji, a nie jako pole do popisu. Wiedział, że smak potrawy zależy od atmosfery w domu, a nie od liczby użytych wyszukanych przypraw. Patrząc na dzisiejszy pęd za „estetycznym życiem”, brakuje tej Kuroniowej swobody. On pokazywał, że kuchnia to przestrzeń dialogu, a nie rywalizacji. W czasach, gdy wszystko musi być idealne, jego proste przesłanie o empatii i wspólnym biesiadowaniu brzmi dzisiaj wyjątkowo świeżo. Był dowodem na to, że w gotowaniu najbardziej liczy się człowiek, a nie to, czy marchewka jest pokrojona w idealną kostkę.
Rodzinne dziedzictwo i pamięć, która trwa
Po latach od jego śmierci filozofia Macieja Kuronia wciąż jest obecna w życiu jego bliskich. Jego dzieci – Jan, Jakub, Gaja i Maria – pielęgnują rodzinne tradycje i podejście do jedzenia jako narzędzia budowania relacji. Jakub Kuroń w rozmowach medialnych wielokrotnie podkreślał, że to ojciec zaszczepił w nim pasję do gotowania i nauczył go odwagi w podążaniu własną drogą. Również Jan Kuroń, cytowany w wywiadach, zwracał uwagę, że ojciec nie chciał, by święta były czasem smutku – wierzył, że wspólne jedzenie i rozmowa mają siłę leczenia emocji i budowania wspólnoty.
Maciek byłby dumny ze wszystkich naszych dzieci. Synowie i córka wyrośli na porządnych ludzi... A na tym najbardziej mu zależało.- mówiła jego żona Joanna
Maciej Kuroń zmarł 25 grudnia 2008 roku, w dniu, który był dla niego symbolem rodzinnej bliskości. Na końcu pozostawił nie tylko wspomnienia, lecz także prostą, ale trwałą odpowiedź na pytanie o sens świąt: nie liczy się idealna oprawa, lecz obecność, uważność i dobro, którym można podzielić się przy jednym stole.
12 lat temu zatrzymał się czas, zabrakło najwspanialszego człowieka na świecie, mimo wszystko przekazał nam, co najważniejsze! Humor, poczucie wartości, miłość do drugiego i ciepło. Żegluj Tatulku. - pisałą w 2025 roku jefgo córka Gaja
Maciej Kuroń z żoną fot. KAPiF
2 godziny temu
5



English (US) ·
Polish (PL) ·