Anisimova wzięła rewanż na Świątek. 98 minut i koniec!

1 dzień temu 11

Już po 10 minutach ćwierćfinału US Open z Igą Świątek Amanda Anisimova zdziałała wynikowo więcej niż w ich pamiętnym finale Wimbledonu sprzed siedmiu tygodni. Ale na wygraniu gema Amerykanka nie poprzestała i naciskana mocno Polka momentami aż rozkładała bezradnie ręce. Przegrała 4:6, 3:6 i po raz drugi z rzędu odpadła na tym etapie.

Iga Świątek, US Open Eurosport

Martina Navratilova przegrała 0:6, 0:6 z Chris Evert w 1981 roku, by cztery miesiące później zrewanżować się jej w półfinale US Open. Jimmy Connors nie wygrał nawet gema w maju 1984 roku w pojedynku z Ivanem Lendlem, by dwa miesiące później wygrać z nim półfinał Wimbledonu. Iga Świątek niespełna dwa miesiące temu odesłała na "rowerze", jak w żargonie tenisowym nazywa się takie efektowne zwycięstwo, Amandę Anisimową w finale Wimbledonu, a teraz musiała uznać jej wyższość.

Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"

Cierpliwość kibiców Igi Świątek i Amandy Anisimowej została nieco przetestowana, bo rozpoczęcie ich środowego pojedynku opóźniła aż ponadczterogodzinna batalia Feliksa Auger-Aliassime'a i Aleksa De Minaura. Ale obfitujące w ciekawe akcje drugie w karierze seniorskiej spotkanie urodzonych w odstępie trzech miesięcy Polki i Amerykanki w pełni im tę zwłokę wynagrodziło.

- Bardzo się cieszę z możliwości rewanżu, ponownego zmierzenia się z nią i dania sobie kolejnej szansy. Wiem, że to będzie naprawdę duże wyzwanie, ale mam wrażenie, że gram dobrze. Nie sądzę, by mi tamta porażka pomogła stać się lepszą zawodniczką w jakikolwiek sposób. To nie był dobry występ pod żadnym względem. Przede wszystkim to było doświadczenie. Nie było łatwo po tym wrócić, ale już to przepracowałam - zapewniła Anisimova, wspominając pierwszą w karierze przegraną 0:6, 0:6, której doznała z rąk Świątek.

Bolało ją to zapewne tym bardziej że stało się w jej pierwszym w karierze wielkoszlemowym finale. Zajmująca dziewiąte miejsce w rankingu tenisistka widziała w ćwierćfinale szansę na odkupienie i ono się dokonało. Choć....

24-letnia Amerykanka w Wimbledonie nigdy wcześniej nie przeszła ćwierćfinału, a siedem tygodni później w US Open też zrobiła "życiówkę". Dotychczas ten turniej był dla niej najmniej udany z Wielkich Szlemów - tylko raz dotarła do trzeciej rundy (2020).

W tegorocznej edycji dotychczas świetnie serwowała, ale w środę zaczęła od straty podania. Tyle że od razu tę stratę odrobiła - ku wielkiej radości swojej i wspierającej ją publiczności kortu centralnego. Bo tym samym po 10 minutach już było wiadomo, że po raz drugi nie przegra równie dotkliwie co w Londynie.

To był pierwszy z kilku fragmentów, gdy podanie Polki zawodziło. Komentujący mecz w Eurosporcie Marej Furjan przypomniał, że w poprzednim spotkaniu drugiej rakiety świata - z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową - też na początku szwankował u niej ten element, ale wtedy już w połowie seta weszła na wyższy poziom i na nim pozostała. Tym razem problemy wracały.

Jako pierwsza jednak szanse na "breaka" numer dwa miała faworytka, która przy stanie 2:2 prowadziła 40:15, ale rywalka najpierw popracowała dobrze w obronie, a potem pomogła sobie serwisem. A z czasem kilka razy ręce w geście bezradności zaczęła rozkładać Świątek, której drugie podanie stale było atakowane przez przeciwniczkę.

- Ona 90 procent piłek kierowała na bekhend Igi. Praktycznie wszystkie serwisy szły na bekhend, jeśli w ogóle trafiała podaniem. A przecież z bekhendu nie dostanie żadnego prezentu od Igi. Amerykanka wpadała stopniowo w taką dziurę - analizował w rozmowie ze Sport.pl Wojciech Fibak po finale Wimbledonu.

I pod tym względem Anisimova odrobiła lekcję, bo tym razem starała się jak najczęściej uruchamiać mniej stabilny forhend Polki. Sama zaś w końcówce tej partii była jak w transie i w efektownym stylu przypieczętowała po 50 objęcie prowadzenia w całym spotkaniu.

Świątek tradycyjnie udała się do szatni, a po powrocie zabrała się za odrabianie strat. Znów zaczęła od przełamania, ale tym razem poszła za ciosem i podwyższyła prowadzenie do stanu 2:0. Tyle że wówczas skończył się krótki przestój w grze Amerykanki, która wygrała trzy gemy z rzędu.

Polka dostawała wskazówki zarówno od trenera Wima Fissette'a i trenera przygotowania fizycznego Macieja Ryszczuka, ale nic to nie dało. Miała też Polka pecha, jak na koniec siódmego gema, gdy rywalka po taśmie zdobyła ostatni punkt. Do końca prezentowała nerwy ze stali i wielką precyzję.

W czwartkowym półfinale rywalką Anisimovej będzie zwyciężczyni meczu między Japonką Naomi Osaką i Czeszką Karoliną Muchovą.

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło