Ziemniaczana afera na Podkarpaciu. 150 ton zniknęło w jeden dzień

2 tygodni temu 20

W Dąbrowicy na Podkarpaciu doszło do bezprecedensowej sytuacji. W ciągu zaledwie jednego dnia z pola uprawnego zniknęło aż 150 ton ziemniaków - informuje Polsat News. Wszystko przez plotkę, która lotem błyskawicy rozeszła się wśród mieszkańców – według niej każdy mógł za darmo zabrać warzywa z pola. Straty właściciela szacowane są na 60 tysięcy złotych.

Jak informuje Polsat News, wszystko zaczęło się w weekend, kiedy mieszkańców Dąbrowicy zelektryzowała wiadomość o rzekomo porzuconych ziemniakach. Według pogłosek, rolnik miał rozsypać warzywa na polu, zirytowany niskimi cenami skupu.

W krótkim czasie na miejscu pojawiły się dziesiątki osób - jedni przyjeżdżali z reklamówkami i workami, inni nie wahali się użyć traktorów i przyczep.

Dowiedziałem się 11 października, gdzieś koło południa przez telefon, że można brać ziemniaki. Pojechałem zobaczyć i zobaczyłem pełno ludzi, którzy rozbierają wszystko po kolei. Stało mnóstwo samochodów i ciągników. Nie wciskałem się, zrobiłem ze trzy zdjęcia i pojechałem - relacjonował w rozmowie z Polsat News Tadeusz Łapka, sołtys Dąbrowicy.

Jak się okazało, ziemniaki należały do lokalnego przedsiębiorcy i współwłaściciela pola oraz gorzelni, pana Piotra. Mężczyzna był zszokowany skalą wydarzeń. Towar został mu przywieziony w czwartek po południu, w piątek zapłacił za niego fakturę, a już w sobotę z pola nie zostało praktycznie nic.

Według właściciela, to co wydarzyło się w Dąbrowicy, nie miało nic wspólnego z rozdawnictwem, a było zwykłą kradzieżą. Mam nadzieję, że społeczeństwo się opamięta, zreflektuje i że ten pan, który napisał ten fake news, też to w jakiś sposób wyprostuje i zrobi jakiś apel - podkreślił pan Piotr.

Po ujawnieniu prawdy, przedsiębiorca zaczął odbierać telefony od mieszkańców, którzy - poruszeni sytuacją - postanowili zwrócić zabrane ziemniaki. Pierwsze worki już wróciły na pole, choć do pełnego rozliczenia jeszcze daleka droga. Pan Piotr liczy, że takich przypadków będzie więcej, w przeciwnym razie zapowiada podjęcie kroków prawnych.

Jeśli ktoś wziął worek - to pies go drapał, może mu było potrzeba. Ale traktorami? To lepiej, żeby się zgłosili do mnie, bo porozmawiam jeszcze z panią wójt, jeżeli to się dobrowolnie nie uporządkuje, no to niestety wkroczy prokuratura - ostrzega przedsiębiorca.

Do tej pory nie udało się ustalić, kto był autorem plotki, która doprowadziła do strat szacowanych na 60 tysięcy złotych.

Przeczytaj źródło