Pozbawiony elementów konfrontacyjnych wspólny udział prezydenta Nawrockiego i ministra Sikorskiego w sesji ONZ zgalwanizował nadzieje umiarkowanych komentatorów na jakiś rodzaj dotyczącego kluczowych spraw zagranicznych rozejmu między MSZ a „Wielkim Pałacem”. Nadzieje te wzmocniły późniejsze, stonowane względem siebie komentarze obu polityków.
Co poniektórzy publicyści z ławy prorządowej pospieszyli już z radami pod adresem prezydenta, aby pogłębiał ten proces - dla zdystansowania się wobec prezesa Kaczyńskiego, co miałoby rzekomo dać głowie państwa przewagę w przyszłej walce o schedę po przywódcy PiS. To są oczywiście scenariusze fantazyjne i życzeniowe, prezydent wie dobrze, czym kończy się sztuczne przyspieszanie naturalnych procesów, i jak negatywnie prawicowa baza przyjmuje cokolwiek, co można by uznać za grawitowanie w stronę wrogich „elit III RP”, a przede wszystkim – podziela z tą bazą większość poglądów i intuicji.
Ja osobiście jakiś rodzaj współdziałania obu ośrodków w polityce zagranicznej przyjąłbym, oczywiście, z zadowoleniem. I w pewnym zakresie jest on realny, co nie jest zjawiskiem nowym – już za Andrzeja Dudy w pewnych kwestiach (Ukraina) udawało się zbudować jakiś poziom porozumienia, co publicznie przyznawał nie kto inny, jak premier Tusk. Ale właśnie – jedynie w pewnym zakresie, a zakres ten może być tylko, niestety, niewielki. Dlaczego?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej

1 miesiąc temu
21




English (US) ·
Polish (PL) ·