Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
- Skala zniszczeń znacznie przekracza wszelkie uzasadnione potrzeby wojskowe i wskazuje na celową kampanię sił izraelskich, mającą na celu uczynienie tego obszaru niezdatnym do życia - tak Erika Guevara Rosas z organizacji Amnesty International opisuje działania Izraela wobec jednego z miasteczek w Strefie Gazy.
Według organizacji broniącej praw człowieka to nie tylko tragedia mieszkańców, którzy już wcześniej musieli opuścić swoje domy, a teraz stracili je doszczętnie. To też przykład tego, jak działania izraelskich sił zbrojnych w Strefie Gazy są ukierunkowane zarówno na cele wojskowe, jak i na "celowe niszczenie infrastruktury niezbędnej do życia".
Zobacz wideo Izrael używa antysemityzmu jako pałki, gdy ktoś krytykuje Netanjahu
Miasteczko zniszczone w dwa tygodnie
Miejscowość Khuza w południowej Strefie Gazy była zamieszkiwana przez 11 tys. ludzi. Została częściowo zniszczona w wyniku działań zbrojnych w ubiegłym roku. W maju tego roku jej pozostała część została dokładnie zrównana z ziemią, co widać na zdjęciach satelitarnych dostarczonych przez Amnesty International:
Według organizacji dowody wskazują, że Izrael "utrzymuje swój schemat niszczenia obszarów cywilnych przy braku uzasadnienia militarnego". Choć część zniszczeń to efekt ostrzałów w trakcie starć, "większości z nich dokonano celowo i metodycznie", bez związku z walką zbrojną.
W połowie maja pojawiły się doniesienia o ostrzale Khuzy, a na zdjęciach wykonanych dwa dni później widać ślady ciężkiego sprzętu zmierzającego do miejscowości. 20 maja media informowały o walkach z przedstawicielami organizacji Palestyński Dżihad, jednak Amnesty zauważa, że późniejsza skala zniszczeń znacznie przekracza efekt taktycznego starcia z bojownikami. 25 maja jeden z izraelskich dowódców oświadczył, że "gniazdo terrorystów" - jak określił miejscowość - "już nie istnieje".
Później pojawiły się nagrania wojskowych buldożerów niszczących ostatnie zabudowania miejscowości i wreszcie zdjęcia satelitarne, na których widać skalę zniszczenia.
Amnesty zwraca uwagę na systematyczne niszczenie terenów rolnych w Strefie Gazy, w tym w ramach tworzenia "obszaru buforowego" wzdłuż granicy z Izraelem. W rozmowie z organizacją 65-letni Mohammed Hamdan Kudaih, mieszkaniec Khuzy, opowiadał o uprawie pomidorów i papryk, która została zniszczona w 2024 roku. Rodzina próbowała odbudować gospodarstwo, ale w marcu izraelskie wojsko nakazało mieszkańcom opuścić miasteczko. - Słyszałem, że Izraelczycy zrównali gospodarstwo z ziemią, ale nie potrafię w to uwierzyć - powiedział mężczyzna.
Jednocześnie przez cały okres wojny ograniczane są dostawy żywności i pomocy humanitarnej, a od 2 marca trwa niemal całkowita blokada - z wyjątkiem niewielkiej ilości jedzenia, którego dystrybucja przebiega w chaotyczny sposób, pod kontrolą wojska, i już kilka razy zakończyła się ofiarami śmiertelnymi.
Według Amnesty International działania Izraela to "wykalkulowany plan narzucenia Palestyńczykom w Strefie Gazy warunków życia mających na celu ich fizyczne zniszczenie, w całości lub w części", co wypełnia znamiona ludobójstwa.
Uwaga świata na wojnie z Iranem
W ostatnich dniach informacje z Bliskiego Wschodu zdominowała wojna Izraela z Iranem i wymiana ciosów: bombardowań, pocisków balistycznych i dronów. Tymczasem w cieniu tej konfrontacji izraelskie ataki w Strefie Gazy jeszcze przybrały na sile, pisze izraelska gazeta "Haaretz".
Według Ministerstwa Zdrowia w Gazie tylko w ciągu 48 godzin 90 osób zginęło, a 600 zostało rannych. Według relacji świadków trwają wzmożone naloty i ostrzały, doszło też (po raz kolejny) do otwarcia ognia do Palestyńczyków zbliżających się do oficjalnych punktów wydawania pomocy żywnościowej. Mieszkaniec Strefy Gazy opisywał izraelskiej gazecie: "armia strzelała do cywilów, którzy chcieli pobrać jedzenie. Z dronów strzelano nawet do tłumu".
Izrael w marcu drastycznie ograniczył dostawy żywności i pomocy humanitarnej. Jej wydawanie odbywa się teraz głównie pod kontrolą władz izraelskich i amerykańskich przez organizację Gaza Humanitarian Foundation, która zastąpiła doświadczone organizacje międzynarodowe i agendy ONZ. Amerykańska fundacja to zupełnie nowa organizacja, powołana w tym roku, dwa tygodnie po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa. Wydawanie przez nią paczek żywnościowych jest opisywane jako chaotyczne i nieludzkie, a już kilkukrotnie skończyło się na ostrzale ludzi czekających na żywność. 11 czerwca przychodna wspierana przez Lekarzy bez Granic przyjęła 32 ofiary, w tym trzy osoby martwe w chwili przybycia, postrzelone w drodze do punktu dystrybucji żywności - informuje organizacja pozarządowa.
W ostatnich tygodniach wciąż pogarszająca się sytuacja w Strefie Gazy przyciągała więcej uwagi międzynarodowej opinii publicznej, ale to zmieniło się wraz z nowym starciem Izraela z Iranem. Jak zwraca uwagę "The Guardian", po rozpoczęciu ataków wstrzymano - i tak bardzo ograniczone - plany wydawania pomocy humanitarnej w Strefie Gazy. Planowany francusko-saudyjski szczyt na temat przyszłości Palestyny został przesunięty na dalszy, nieustalony termin.
Pod znakiem zapytania staje teraz powolny, ale postępujący wzrost sprzeciwu krajów Zachodu wobec ataków na cywilów i głodzenia Palestyńczyków w Strefie Gazy.
Apel do UE
W poniedziałek o działanie społeczności międzynarodowej, szczególnie Unii Europejskiej, apelowała organizacja humanitarna Lekarze bez Granic. Na konferencji prasowej w Brukseli głos zabrali jej sekretarz generalny Christopher Lockyear i dwoje pracowników, którzy niedawno wrócili z pracy w Gazie.
- Wzywamy UE do użycia wszelkich środków dyplomatycznych do zatrzymania rzezi Gazy i dopuszczenia niczym nieograniczonej pomocy humanitarnej - powiedział Lockyear. Zaprezentował list otwarty do przywódców UE oraz poszczególnych państw, w którym organizacja pisze:
Wojnie w Gazie pozwolono stać się jedną z najbardziej okrutnych, śmiertelnych i bezlitosnych wojen przeciwko ludziom. Domy, szpitale, targi, wodociągi, drogi i sieci energetyczne w Gazie zostały zniszczone przez siły izraelskie, nie przez nieuwagę, lecz z rozmysłem. To, czego jesteśmy świadkami, to wykalkulowane unicestwienie systemów, które podtrzymują życie. Jest to czystka etniczna opakowana w retorykę obrony bezpieczeństwa, przeprowadzanej przy całkowitym braku poszanowania dla międzynarodowego prawa humanitarnego oraz praw człowieka.Lekarze bez Granic podkreślają, że "codzienne okrucieństwa w Gazie nie dzieją się w cieniu", lecz "dochodzi do nich na naszych oczach".
Virginia Moneti, lekarka Lekarzy bez Granic, która 12 czerwca wyjechała ze Strefy Gazy, mówiła o nieustających atakach na lub wokół szpitali i przychodni, co uniemożliwia ludziom dostęp do pomocy medycznej. - Czasem więcej niż raz dziennie mamy masowe incydenty z liczbą rannych, która doprowadziłaby do załamania pracy dowolnego szpitalu w Europie. Tymczasem w Gazie nie ma prawie żadnych zasobów, żeby sobie z tym radzić - relacjonowała.
Pacjenci proszą nie tylko o pomoc medyczną, lecz także o jedzenie. W całej Gazie ma dostępu do żywności. Trudno jest nam nawet zapewnić posiłki dla pacjentów w szpitalach. Widzimy rosnącą liczbę kobiet w ciąży i karmiących oraz dzieci poniżej piątego roku życia, które przychodzą do naszych centrów przeciwdziałania niedożywieniu- mówiła lekarka. Podkreśliła też, że "pracownicy ochrony zdrowia działają ponad ludzkie siły" i jednocześnie sami tracą swoich bliskich w atakach.
Lockyear przywołał dane, według których w Gazie zabito ponad 55 tysięcy ludzi w ciągu 20 miesięcy wojny. - W badaniu Lekarzy bez Granic 40 procent osób zmarłych z powodu obrażeń to dzieci poniżej 10. roku życia - powiedział. Organizacja wezwała Unię Europejską i inne kraje świata do wywarcia presji na Izrael w celu zawieszenia broni, zakończenia blokady żywności i umożliwienia ewakuacji medycznych.