Grudzień przyniósł na polskim rynku chłód nie tylko w pogodzie, ale przede wszystkim w nastrojach inwestorów i deweloperów. Sprzedaż mieszkań w niektórych przypadkach runęła, a sektor nowych technologii zmaga się z brakiem elastycznego finansowania. Czy nadchodząca wiosna i spadający WIBOR będą punktem zwrotnym dla polskiej gospodarki?
Promocje zamiast transakcji, czyli rynek w zawieszeniu
Końcówka roku na rynku nieruchomości rzadko bywa tak dramatyczna w statystykach, jak ma to miejsce obecnie. Choć przywykliśmy do cyklicznych wahań koniunktury, to skala obecnych spadków zaskoczyła nawet pesymistów. Niektórzy deweloperzy raportują, że ich sprzedaż jest niższa nawet o 75 proc. w porównaniu do analogicznego okresu w roku ubiegłym. To nie jest już tylko korekta czy lekkie spowolnienie, ale wyraźne hamowanie, które odczuwa cały sektor, szczególnie w Warszawie, gdzie ceny były najbardziej wywindowane. Firmy deweloperskie, mające „nóż na gardle” w postaci konieczności spłaty kredytów zaciągniętych na zakup gruntów i budowę, stają przed koniecznością desperackiej walki o płynność finansową.
W efekcie biura sprzedaży prześcigają się w kreatywnych sposobach przyciągnięcia klienta, unikając jednak bezpośredniego obniżania cen ofertowych, co mogłoby zepsuć rynek w długim terminie. Standardem stają się gratisy, takie jak miejsca parkingowe czy garaże dodawane do mieszkań, byle tylko „dopchnąć” sprzedaż przed końcem kwartału. Problem dotyka nie tylko wielkich graczy, ale również flipperów – drobnych inwestorów, którzy jeszcze dwa lata temu zarabiali na szybkim obrocie lokalami. Dziś wielu z nich ma trudności ze zbyciem wyremontowanych mieszkań, ponieważ koszty prac wykończeniowych wzrosły tak bardzo, że finalna cena nie znajduje akceptacji u nabywców. Cała branża gra obecnie na czas, wyczekując marca i kwietnia, które tradycyjnie są miesiącami największej aktywności sprzedażowej.
Innowacje w kleszczach biurokracji i braku zrozumienia
Zator inwestycyjny nie dotyczy wyłącznie cegieł i betonu. Równie niepokojące sygnały płyną z sektora nowoczesnych technologii, który teoretycznie powinien być kołem zamachowym gospodarki. Polskie startupy, nawet te dysponujące unikalną w skali światowej technologią jak perowskity, zderzają się ze ścianą przy próbach pozyskania kapitału na rozwój. Problemem okazuje się często zderzenie wizjonerskiego podejścia założycieli z twardą, księgową kalkulacją inwestorów, którzy tną koszty, kwestionując wydatki na benefity pracownicze czy samochody służbowe, niezbędne do utrzymania wysokiej klasy specjalistów.
Sytuacji nie ratuje system publicznego wsparcia. Granty na badania i rozwój (R&D), choć dostępne, są skonstruowane w sposób archaiczny, nieprzystający do dynamiki innowacyjnego biznesu. Wnioskodawca musi z góry określić harmonogram działań, podczas gdy natura innowacji wymaga ciągłego piwotowania – czyli zmiany kierunku w zależności od wyników badań. W rezultacie firmy są zmuszone podążać drogą zapisaną we wniosku, nawet jeśli wiedzą, że nie prowadzi ona do celu, co skutkuje nieefektywnym „przepalaniem” publicznych pieniędzy. Brakuje mechanizmów znanych z rynku amerykańskiego, gdzie akceptacja dla ryzyka i szybkiej weryfikacji błędów pozwala budować globalne przewagi, które polskie firmy tracą przez brak elastycznego kapitału na starcie.
Wiosenny test prawdy w cieniu geopolityki
Patrząc w przyszłość, kluczowe dla odmrożenia kapitału będą najbliższe miesiące wiosenne. Zarówno inwestorzy indywidualni, jak i fundusze VC przyjęły postawę wyczekującą. Z jednej strony mamy do czynienia z nadzieją płynącą ze wskaźników makroekonomicznych – spadający WIBOR i tańsze pożyczki międzybankowe mogą wkrótce przełożyć się na większą dostępność kredytów hipotecznych i inwestycyjnych. Rynek liczy również na nowe programy rządowe wspierające mieszkalnictwo, które mogłyby wypełnić lukę po wygasłych inicjatywach typu „Bezpieczny Kredyt”.
Z drugiej strony, nad Wisłą wciąż wisi cień geopolitycznego niepokoju. Bliskość aktywnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie i incydenty z naruszaniem przestrzeni powietrznej sprawiają, że w oczach zagranicznego kapitału Polska wciąż jest rynkiem podwyższonego ryzyka. To sprawia, że marzec i kwiecień będą swoistym „sprawdzam” dla polskiej gospodarki. Jeśli tańszy pieniądz zdoła przełamać obawy związane z bezpieczeństwem, możemy być świadkami gwałtownego ożywienia. W przeciwnym razie, obecna stagnacja może przerodzić się w długotrwały marazm, w którym deweloperzy i innowatorzy będą zmuszeni do drastycznej weryfikacji swoich planów biznesowych.






English (US) ·
Polish (PL) ·