Oglądamy z Martą zdjęcia piątej klasy szczecińskiej podstawówki. – To mój Franek z kolegami. A ten chłopiec stojący z boku to Jacuś – pokazuje palcem Marta. – Jest sam, bo nikt z klasy się z nim nie koleguje. Dzieciaki go nie lubią. I nauczyły się, że z Jacusiem lepiej nie zadzierać, bo wtedy będą mieć do czynienia z jego mamą.
Mama Jacusia po raz pierwszy dała o sobie znać w zerówce. Przyprowadziła syna na urodziny Franka. Najpierw poprosiła, żeby Marta schowała pierniki w czekoladzie, bo Jacuś nie je słodyczy i będzie mu przykro, kiedy zobaczy, że inne dzieci jedzą. Potem zwróciła uwagę, że dmuchany zamek ze zjeżdżalnią może być niebezpieczny dla życia i zdrowia syna. Asekurowała go, kiedy wspiął się na szczyt dmuchańca, i wpadła w panikę, kiedy koziołkując, znalazł się na dole. – Jacuś się śmiał, ona krzyczała, żebym natychmiast spuściła powietrze i schowała niebezpieczną konstrukcję – wspomina Marta. – Obraziła się, kiedy tego nie zrobiłam. Mimo to została. I znów dała o sobie znać koło osiemnastej. Zasugerowała, że powinnam skończyć imprezę, bo jej syn idzie spać o dziewiętnastej i będzie mu przykro, że wraca do domu, kiedy inni jeszcze się bawią.