To nie zbieg okoliczności, że w ostatnich dekadach właśnie termin "wypalenie" zaczął być odmieniany przez wszystkie przypadki i zrobił światową karierę. Początkowo pojawiał się niemal wyłącznie w kontekście pracy zawodowej, dziś jednak równie często mówimy o wypaleniu w związku, wypaleniu rodzicielskim czy – co chyba najbardziej szokujące – wypaleniu uczniowskim. Temu ostatniemu towarzyszą nie mniej szokujące doniesienia o kilkulatkach ze zdiagnozowaną depresją.
Od jakiegoś czasu wydaje się wręcz, że stopień zmęczenia – a może raczej wyczerpania – poszczególnych osób jest odwrotnie proporcjonalny do ich wieku. Na pierwszy rzut oka to wbrew logice: w końcu zmęczenie to coś, co się w nas nawarstwia wraz z wiekiem, to powolna utrata sił, która dopiero z czasem daje o sobie znać. Jak więc to możliwe, że przedstawiciele młodego pokolenia – dzieci, nastolatki i młodzi dorośli, a zatem ludzie, którzy na dobrą sprawę dopiero zaczynają swoje życie – mówią o wypaleniu czy wyczerpaniu?
W odpowiedzi często usłyszeć można, że mamy do czynienia z "pokoleniem płatków śniegu", delikatnymi i wrażliwymi istotami, które nie są przyzwyczajone do ciężkiej pracy… Ale czy na pewno tak właśnie jest?