Wołodymyr Ż. w areszcie. Jest zażalenie na decyzję sądu

3 tygodni temu 15

Jest zażalenie na 40-dniowy areszt dla Wołodymyra Ż., Ukraińca podejrzanego przez niemiecki wymiar sprawiedliwości o udział w wysadzeniu 3 lata temu gazociągu Nord Stream. Sąd wczoraj skierował za kraty podejrzanego, zatrzymanego na podstawie ENA, na czas podjęcia decyzji, czy wydać cudzoziemca do Niemiec.

W poniedziałek warszawski sąd okręgowy przedłużył do 9 listopada areszt dla Wołodymyra Ż. Posiedzenie było niejawne.

Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury w zakresie, w jakim wnioskowała - do 100 dni, tylko zastosował tymczasowy areszt na 40 dni - powiedział po zakończeniu posiedzenia obrońca Wołodymyra Ż. adw. Tymoteusz Paprocki.

Wskazał, że "niestety sygnał, jaki dzisiaj płynie z Sądu Okręgowego w Warszawie, jest taki, że obywatele Ukrainy, którzy są oskarżani o działania mające na celu pomoc swojemu krajowi i w interesie tego kraju, mogą w Polsce przebywać w tymczasowym areszcie w trakcie trwania procesu".

Ubolewam jako obrońca, że przy takich zarzutach, które strona niemiecka kieruje wobec mojego klienta, nie może on odpowiadać w Polsce z wolnej stopy - podkreślił obrońca Wołodymyra Ż.

Paprocki wskazał na ponad trzyletni związek mężczyzny z Polską, tj. mieszkanie, prowadzenie działalności gospodarczej, czy złożenie wniosku o zakup nieruchomości. Pomimo tych wszystkich elementów sąd stoi na stanowisku, że obywatel Ukrainy może opuścić Polskę. Obrona będzie kwestionować to stanowisko - powiedział.

Zaznaczył, że dla sądu sytuacja geopolityczna i fakt, że za naszą wschodnią granicą toczy się pełnoskalowa wojna nie stanowią podstawy do rozstrzygania w tej sprawie. Obrona uważa inaczej - stwierdził obrońca Wołodymyra Ż.

Rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Anna Ptaszek przekazała dziennikarzom, że sąd nie uwzględnił wniosku prokuratora w całości i znacząco ograniczył stosowanie tymczasowego aresztowania od wnioskowanych 100 dni na dni 40 od dnia zatrzymania. Ten okres kończy się 9 listopada o godzinie 7:40.

Wyjaśniła, że 40-dniowy areszt dla Wołodymyra Ż. wynika z czasu, w jakim powinna zakończyć się sprawa w pierwszej instancji. Podstawą do przedłużenia tymczasowego aresztowania są przepisy wiążące Polskę w zakresie europejskiego nakazu aresztowania - podkreśliła Ptaszek.

Jak dodała, sąd uznał, że ścigany ma wprawdzie na terenie Polski miejsce zamieszkania, jednakże czynności wykonywane, szczególnie w ubiegłym roku, dotyczące europejskiego nakazu zatrzymania i europejskiego nakazu dochodzeniowego, wykazały, że ściganego nie było na miejscu. W związku z tym sąd przyjął, że istnieje obawa ukrywania się mężczyzny i ucieczki - powiedziała sędzia.

Wskazała, że Wołodymyr Ż. ma dwa paszporty. Pomimo zadeklarowania przez jego obrońcę, że złoży on na ręce sądu oba paszporty, sąd uznał, że nie jest to okoliczność wystarczająca, żeby nie uznać, przynajmniej częściowo, wniosku prokuratury.

Mężczyzna był poszukiwany europejskim nakazem aresztowania wydanym przez Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe w związku z podejrzeniem sabotażu konstytucyjnego, zniszczeniem mienia oraz zniszczeniem rurociągu Nord Stream 2. Został zatrzymany 30 września w miejscu swojego zamieszkania. Obecnie przebywa w Areszcie Śledczym w Warszawie. W minioną środę warszawski sąd okręgowy zastosował wobec obywatela Ukrainy siedmiodniowy areszt.

O jego ewentualnym wydaniu Niemcom również będzie decydował sąd, który wcześniej musi zapoznać się z dokumentacją. Ma na to 100 dni. Prokuratura poinformowała w piątek, że materiały dotyczące ściganego ENA mężczyzny zostały już przesłane mailem przez stronę niemiecką. Z kolei sędzia Ptaszek przekazała w poniedziałek, że sędzia referent niebawem wyznaczy termin rozprawy w tej kwestii.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę) na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego.

49-letni Ukrainiec twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie.

Przeczytaj źródło