Wojna, uchodźcy, przyszłość. "Politykom zależy, żebyśmy się bali"

1 miesiąc temu 26

Czy ma pani pewność, że lęki i strachy, które pani odczuwa, to są pani własne lęki i strachy, a nie odczucia, które zostały wykreowane przez polityków?

Nie mam. I nie ukrywam, że praca nad książką "Polityka strachu" była dla mnie formą terapii.

Któregoś dnia siedziałam w poczekalni na lotnisku, obok tradycyjnie ubranego muzułmanina. Kiedy chciał się na chwilę oddalić, poprosił, żebym przypilnowała jego torby. Złapałam się na tym, że się boję.

Że to może być terrorysta, więc w torbie jest bomba?

Takim torem automatycznie pobiegły moje myśli. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to kompletnie nie jest związane z moimi doświadczeniami życiowymi i przekonaniami, ale że jest to - funkcjonująca w mojej podświadomości - matryca, która wiąże człowieka o konkretnym wyglądzie z zagrożeniem.

Obawiam się, że każdy z nas nosi takie matryce. Politykom zależy, żebyśmy się bali. 

Który ze strachów został w Polakach wykreowany przez nich właśnie?

Strach przed obcym.

Zygmunt Bauman w książce "Obcy u naszych drzwi" tłumaczy, że ludzie boją się najczęściej utraty pracy i biedy, a rządzący przekierowują ten strach na migrantów: przyjdą i wam zabiorą miejsca pracy, socjal oraz bezpieczeństwo. Takie to banalne! A jednak działa.

Najprostsze mechanizmy działają najlepiej. Lęk przed obcym jest lękiem atawistycznym, pierwotnym. Symptomatyczne, że chrześcijaństwo, które jest podwaliną cywilizacji zachodniej, nie mówi o obcym, ale o bliźnim, tymczasem politycy prawicy całkowicie się od tego odcinają.

Tylko politycy prawicy straszą? O Bąkiewiczu czy Błaszczaku – który na konferencji prasowej zestawił zoofilię z migrantami – nie ma sensu mówić, bo intencje są jasne. A po co prominentni politycy KO podkreślają, że PiS wpuścił do Polski imigrantów "z Azji i Afryki"?

Te wypowiedzi mają podtekst rasowy.

Dla demokracji niezdrowe jest unikanie tematów trudnych. Potrafiłabym zrozumieć argumenty natury kulturowej, np. dotyczące podejścia do miejsca kobiet w społeczeństwie, ale uczciwym byłoby podkreślenie, że nie są to różnice zero jedynkowe. Nie jest tak, że wszyscy w Europie mamy szacunek do kobiet, a w Azji i Afryce nie szanuje ich nikt. Ważne, jakimi słowami będziemy opowiadać o wielokulturowości.

Jeśli zwracamy uwagę na problemy natury kulturowej, wtedy można je rozwiązywać m.in poprzez edukację, dialog. Ale jeśli wskazujemy, że problem dotyczący "obcych" jest permanentną częścią ich osobowości, gdyż już sam fakt, że pochodzą z Azji czy Afryki sprawia, że są niebezpieczni, wtedy tworzymy pole konfliktu, który jest nie do rozwiązania.

Po co wywołuje się w nas tak wielki lęk?

Strach jest narzędziem sprawowania kontroli, a każda władza dąży do zwiększania kontroli nad społeczeństwem. Im bardziej jest ono przestraszone, tym bardziej jest skore oddać wolność w zamian za bezpieczeństwo.

Jak Amerykanie po 11 września.

To klasyczny przykład.

Protest narodowców w Zgorzelcu. Czerwiec 2025 (Fot. Krzysztof Zatycki / Agencja Wyborcza.pl /)

Konkretnie, w jaki sposób wywoływany jest w nas strach?

Za pomocą trzech strategii.

Pierwsza to odwrócenie uwagi od realnych problemów. Z badań opinii publicznej wynika wyraźnie, że Polacy boją się problemów natury ekonomicznej oraz chorób. Jeśli by się na tym koncentrowali, wówczas oczekiwaliby od rządzących długofalowych, systemowych zmian obejmujących gospodarkę i system ochrony zdrowia. Należy zatem skierować wszystkie oczy w kierunku, który jest łatwiejszy do opanowania.

To dlatego Donald Tusk firmuje swoim nazwiskiem fakt, że na wschodzie nie przyjmujemy wniosków o azyl, co zresztą jest łamaniem prawa międzynarodowego?

Dokładnie. W dodatku rzucenie hasła "uszczelniamy nie tylko granicę na wschodzie, ale i zachodzie" stanowiło legitymizację narracji Bąkiewicza i spółki.

W ten sposób odwrócono uwagę obywateli, od tego, czego naprawdę najbardziej się boją. Proszę zobaczyć, jaka to skuteczna strategia. Jakich reform moglibyśmy wymagać od rządu, który ma tak poważne problemy, jak napór migrantów ze wschodu i zachodu?!

Druga strategia?

Ukierunkowania uwagi. Polega m.in. na przyklejaniu etykiet konkurentom politycznym po to, żeby naznaczyć ich, jako niezdolnych do dostrzeżenia źródeł zagrożenia oraz obrony obywateli.

My jesteśmy skuteczni i twardzi, a oni są…

"Miękiszonami"

Tak jest. Również naiwniakami czy pięknoduchami. Z reguły deprecjonuje się w ten sposób polityków lewicy, którzy rzekomo nie mają pojęcia, na jakim świecie żyją.

Było to widać jak na dłoni m.in. podczas dyskusji na temat zakazu nocnej sprzedaży alkoholu w Warszawie, podczas której liberałowie zarzucali lewicy, że jej postulaty są nieżyciowe, a prohibicja doprowadziłaby m.in do powstania melin.

Wreszcie trzecia strategia zarządzania strachem, czyli uwspólnienie uwagi. Polega ona na tworzeniu rzekomego zagrożenia społeczności, która skupia się symbolicznie pod flagą czy sztandarem  i przedstawieniu siebie, jako gwaranta bezpiecznej przyszłości, na której tej społeczności zależy.

Minister Kierwiński w Terespolu. Ruch na granicy z Białorusią zawieszono jesienią 2025 roku (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)

"Tylko pod krzyżem Polska jest Polską, a Polak Polakiem"?

Właśnie tak to działa.

Interesujące jest to, że strach kreują najczęściej ci politycy, którzy w danym momencie posiadają władzę i zależy im, by ją utrzymać i wzmacniać. To dlatego mobilizują obywateli za pomocą lęku.

W 2019 roku rządził PiS i to właśnie on - podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego - odpalił granat pod tytułem, że PO wprowadzi do przedszkoli i szkół naukę masturbacji. Straszak "seksualizacja dzieci" – było to widać m.in. podczas dyskusji o edukacji zdrowotnej – trzyma się mocno.

Seksualizacja dzieci, ale też feministki i mniejszości seksualne – to wszystko są straszaki, którymi grają nie tylko nasi politycy.

Odkąd Donald Trump został ponownie prezydentem, amerykańskie uczelnie wyższe, które prowadziły zajęcia z gender, straciły rządowe dotacje.

Protest przeciwko edukacji zdrowotnej w Warszawie. Grudzień 2024 (Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl)

Strach ma charakter globalny. Najpierw to Amerykanie bali się "karawany migrantów", a dopiero potem Europa. Co ze strachem przed wojną?

On ma realne podstawy. Już teraz jesteśmy w stanie wojny hybrydowej czy też kognitywnej z Rosją.

Pytanie, co z tym robi władza? Strach przed wojną może wykorzystywać instrumentalnie np. po to, by tłumaczyć obywatelom, dlaczego znowu nie możemy – bo to jest stała tendencja – dofinansować nauki i edukacji. Bo musimy się zbroić.

Nasi politycy szczycą się tym, że w NATO jesteśmy prymusem jeśli chodzi o zbrojenia. Nie zmienia to faktu, że strach przed wojną jest potężny. Znam osoby, które mówią tak: Spakowaliśmy plecaki ewakuacyjne, ale nie wiemy, dokąd mielibyśmy uciekać, nie mamy pojęcia czy i gdzie są schrony.

No więc właśnie.

Rządzący mogą strach przed wojną minimalizować np. zachęcając do tego, by w każdym zakładzie pracy odbyło się szkolenie, co ludzie mają robić w razie zagrożenia. Ministerstwo obrony czy spraw wewnętrznych zamieszcza na swoich stronach internetowych  właściwe instruktaże. Do szkół np. raz w miesiącu mogą przyjeżdżać  specjaliści  opowiadający dzieciom, w przystępny i uspokajający sposób, jak sobie radzić ze strachem i jak go przekształcić w działanie. Działając, mając poczucie sprawstwa – mniej się boimy.

Strach może być ogromną siłą napędową! Mam wielu kolegów-akademików z Ukrainy. Wszyscy oni podkreślają, że w ich kraju zmniejszył się stopień korupcji a przede wszystkim społecznego przyzwolenia na nią. Władza zobaczyła, że korupcja osłabia państwo, a słabe państwo ulegnie wrogowi o wiele łatwiej niż silne państwo.

Prezydent USA Barack Obama w Polsce. Czerwiec 2014 (Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl)

Chwilę temu Ukraińcy wyszli na ulice protestując przeciwko korupcji.

Najgorsze, co się może stać, to gdy strach nas paraliżuje. Polityczną klęską jest dopuszczenie do sytuacji, w której jedyne, co obywatelom przychodzi do głowy to: uciekać.

Po akcji z dronami z 9 na 10 września w mediach pojawiły wypowiedzi deweloperów, że zainteresowanie nieruchomościami za granicą wzrosło lawinowo, a wśród zainteresowanych, jest wiele osób ze świecznika, łącznie z politykami. Odbieram takie informacje fatalnie.

Czy to takie dziwne, że ludzie myślą o ucieczce? Regularnie słyszą od prominentnych polityków hasło "żyjemy w przedwojennych czasach", ale nie wiadomo, co mielibyśmy w związku z tym robić.

Rząd bardziej nas w ten sposób straszy niż gdyby – uczciwie – powiedział, że wojna już w naszym kraju jest.

Bo, proszę zobaczyć, groźba "Rosja może zaatakować naszą infrastrukturę krytyczną" wywołuje przerażenie. Ale kiedy usłyszymy, że próbowano ją atakować już wielokrotnie i to się nie udało, ponieważ potrafimy się bronić i mamy świetnie wyszkolone cyberwojsko, wtedy obywatele poczuliby, że państwo się nimi skutecznie opiekuje. To jest wartość. To jest kierunek, w którym władza powinna iść. Tak się buduje zaufanie do państwa i odporność psychiczną obywateli.

Z historii znamy wielkich przywódców, którym się udało poprowadzić za sobą ludzi, nie wykorzystując lęku.

W Indiach - gdzie społeczne emocje łatwo wymykają się spod kontroli, a każdy konflikt oznacza nie kilkadziesiąt, ale kilka tysięcy ofiar - Gandhi głosił filozofię ahimsy, czyli niestosowania przemocy i zmiany społecznej poprzez miłość i nadzieję.

Również Obama nie sięgnął po resentymenty kolorowych obywateli - tyle wycierpieliśmy, że czas na naprawienie krzywd i wymierzenie sprawiedliwości – ale dał ludziom nadzieję. 

Pikieta pacyfistyczna 'Make love not war' w Katowicach. Sierpień 2019 (Fot. Kamila Kotusz / Agencja Wyborcza.pl)

Mało tych przykładów. Może nie czas na politykę nadziei?

Zawsze jest na nią czas, a szczególnie w czasach beznadziei, w których żyjemy.

Zobaczmy, do czego doprowadziliśmy: ofiarami polityki strachu są nasze dzieci i wnuki, które są permanentnie zalęknione. I nie chodzi tylko o to, że młodzi boją się wojny. Oni się boją wszystkiego. Życie ich przeraża.

To, czego wszyscy dziś potrzebujemy, to zdecydowanie lepszej strategii komunikacyjnej rządu.

Rosja wysłała drony? Proszę bardzo: mówimy obywatelom, że to był test, który doskonale zdaliśmy i który pokazał, że mamy lojalnych sojuszników. Ukraina miała paść w trzy dni? Broni się już trzeci rok. Nie będąc członkiem NATO, do którego my należymy.

To jest pozytywny przekaz, który daje nadzieję. Odrzucenie polityki strachu jest jak najbardziej realne. To wyłącznie kwestia politycznego wyboru.

Niestety, pokusa zarządzania strachem jest tak duża, że trudno jest się jej oprzeć.

Polityka jest dziś teatrem, w którym dużo lepiej niż literatura piękna sprzedają się podrzędne thrillery czy wręcz farsy.

Anna Siewierska. Profesorka nadzwyczajna Uniwersytetu Rzeszowskiego, doktor habilitowana nauk społecznych. Politolożka. Autorka kilkudziesięciu prac naukowych oraz m.in. książki "Polityka strachu. Jak strach zabija demokrację". W obszarze jej naukowych zainteresowań są m.in. psychologia polityki oraz wpływ nowych mediów na politykę, szczególnie radykalizację i polaryzację społeczeństwa oraz populizm.  

Anna Kalita. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.

Przeczytaj źródło