Waldemar Koco? by? jedn? z gwiazd polskiej estrady. Artysta chorowa? na bia?aczk?. Tre?? testamentu, jaki po sobie zostawi?, zaskoczy?a wszystkich, bo pomin?? w nim swoj? najbli?sz? rodzin? i krewnych.

Waldemar Kocoń to jeden z najpopularniejszych polskich wokalistów lat 70., który na swoim koncie miał aż 17 albumów. Charyzmatyczny muzyk jest autorem takich przebojów jak m.in. "Kocham listy od ciebie", "Piosenka w polowym mundurze" czy "Dobry czas". 3 września mija 13 lat od jego śmierci. Kiedy artysta dowiedział się, że choruje na białaczkę, postanowił uporządkować sprawy dotyczące majątku. Treść testamentu zaskoczyła wszystkich, bo jego najbliższa rodzina została wydziedziczona.
Zobacz wideo Aldona Orman miała wypadek w Albanii. Zdradza, że groził jej paraliż do końca życia. Wspomina też sepsę i śmierć kliniczną
Waldemar Kocoń wydziedziczył syna. Majątek przekazał w zupełnie inne ręce
Waldemar Kocoń przez lata swojej kariery zdołał zgromadzić pokaźny majątek, a przed śmiercią postanowił dokładnie uporządkować sprawy związane z testamentem. Spodziewano się, że wszystko zostanie przekazane synowi artysty, ale Kocoń wydziedziczył go oraz swoich pozostałych krewnych. W rezultacie rodzina nie otrzymała nic, a cały spadek trafił w zupełnie inne ręce. Zgodnie z wolą wokalisty na rzecz Domu Artystów Weteranów w Skolimowie.
Waldemar Kocoń był hodowcą serwali. Jeden z nich trafił pod opiekę Krystyny Olbrychskiej
Waldemar Kocoń był także hodowcą serwali, czyli afrykańskich kotów. Jego pasja zaczęła się jeszcze podczas pobytu artysty w Stanach Zjednoczonych. To właśnie stamtąd przywiózł do Polski pierwszego serwala, którego nazywał "ukochanym synkiem", a w kraju jego hodowla zaczęła się powiększać. Po śmierci artysty koty spotkał smutny los. Jeden z nich został przekazany pod opiekę Krystynie Olbrychskiej, ale uciekł i nigdy nie został odnaleziony. Kolejny z serwali trafił do zoo, a o trzecim mówiono, że znaleziono mu nowy dom jeszcze przed śmiercią artysty.
Waldemar Kocoń zrezygnował z dalszego leczenia. "Z trudem oddychał"
Waldemar Kocoń pod koniec życia chorował nie tylko na białaczkę, ale także nowotwór mózgu. Kiedy dowiedział się, że przeszczep szpiku, jakiemu miał został poddany, nie przyniesie spodziewanych rezultatów, a jedynie nieznacznie przedłuży długość jego życia, zrezygnował z dalszego leczenia.
Zrezygnował z trzeciej chemioterapii, nie chciał przeszczepu szpiku. Nie poszedł na transfuzję krwi, chociaż był coraz słabszy."W ostatnich dniach zaczął niewyraźnie mówić, złamał rękę, dostał zapalenia płuc. Trafił do szpitala. Leżał pod aparatem tlenowym i z trudem oddychał" - pisał nieżyjący już dziennikarz Bohdan Gadomski na łamach "Angory".