Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Tomasz Mileszko
W maju bawiłem się głównie jednym tytułem, czyli polskim RPG Tainted Grail: The Fall of the Avalon. Studio Questline zrobiło naprawdę świetną grę, która przypadnie do gustu wszystkim fanom RPG-ów w stylu Fallouta czy The Elder Scrolls, natomiast po jakimś tygodniu zaprzestałem zabawy ze względu na doniesienia, że drugi i trzeci akt gry są mocno zabugowane, postanowiłem więc poczekać na kilka większych aktualizacji. Jeśli więc nie graliście jeszcze w The Fall of the Avalon to polecam ten tytuł z czystym sumieniem, ale z decyzją o zakupie może poczekajcie jeszcze kilka miesięcy.
Przeczytaj także:
Bartosz Witoszka
Niesiony chęcią wejścia w kolejny duży giereczkowy projekt, wziąłem na tapet gry fińskiego studia Remedy Entertainment. Maxa Payne'a 1 i 2 oczywiście znam, ale nigdy nie znalazłem okazji do wejścia w Alana Wake'a czy Control, a to przecież bardzo chwalone produkcje. Zanim jednak zabrałem się za to, musiałem oczywiście "po bożemu" dokończyć trylogię detektywa – czytaj masowego mordercy – Payne'a, więc po ponownym przejściu pierwszych dwóch części, wziąłem się za "trójkę" od Rockstar Games.
Jeszcze jej nie skończyłem, dlatego nie będę pisał o tej konkretnej grze, ale po dość intensywnych ponad 10-15 godz. w trylogii Maxa Payne'a w 2025 r., mam jedną myśl. Rozumiem, że Remedy chciało tą serią jakoś skomentować/zrobić pastisz amerykańskiego kina noir, ale postać Maxa Payne'a, wyzutego z chęci do życia policjanta po przejściach, który lata z pistoletem po zaśnieżonych ulicach Nowego Jorku i morduje dobrych kilkaset osób, fatalnie się zestarzała. Nawiązuje to do najgorszych filmów w gatunku "starszy sfrustrowany pan wybucha agresją" w stylu "Nieobliczalny" z Russellem Crowem. I być może Max Payne był pastiszem filmów z lat 30. ubiegłego wieku o uzależnionych od alkoholu detektywach niewiedzących, co się wokół nich dzieje, jednak jeśli spojrzymy na te gry retrospektywnie, tzw. body count i to, jak prowadzona jest narracja, są bardzo, ale to bardzo niepokojące. Max Payne to najzwyklejszy w świecie toksyczny mężczyzna, któremu trzeba terapii i odwyku, a nie środków przeciwbólowych i naboi do jego Berrety M9.
Adrian Kotowski
W maju zostałem ponownie wciągnięty do świata Tibii, na przemian z Balatro. Przy obu tych grach spędziłem najwięcej czasu i patrząc na nadchodzącą aktualizację pierwszego z tytułów, jestem pewny, że pochłonie on jeszcze więcej godzin w tym i kolejnych miesiącach. W końcu zrobiłem również jakiś pożytek z Xbox Game Pass i sprawdziłem Crime Scene Cleaner, które pomimo tematyki jest naprawdę odprężającą produkcją. Dałem też szansę nowemu Doomowi, ale ten nie przekonał mnie do siebie. Tak szybko nie porzuciłem jeszcze żadnej gry z serii i z tego, co widziałem, podzieliła ona fanów marki. Dzięki Epic Games Store mogłem również zapoznać się z naprawdę prześmiesznym Deliver At All Costs, który był całkiem miłą odskocznią od farmienia mobków w Tibii. Na koniec zostawiłem F1 25, którą to zresztą recenzowałem i całkiem przypadła mi do gustu. Jeśli jesteście fanami F1, to jest to zakup obowiązkowy.
Przeczytaj także:
Robert Graczyk
Clair Obscur Expedition 33 to tytuł, który okradł mnie z całego wolnego czasu, jaki miałem w maju. Genialny gameplay jest tu połączony z tak intensywną i wciągającą historią, że miejscami musiałem robić przerwy, żeby przyswoić wszystkie informacje wylewające się z ekranu. Problem w tym, że moje poczynania z wypiekami na twarzy śledziła żona, która nie mogła się doczekać rozwinięcia kolejnych aktów i nawet jak już padałem z sił, kazała mi grać dalej. Powtórzę się, ale jest to warte przypomnienia: Clair Obscur Expedition 33 to fenomenalne produkcja RPG, w którą musicie zagrać, na którymś etapie życia. Zresztą, posłuchajcie głównego motywu muzycznego z tej gry — to właśnie zapowiedź piękna, jakie kryje się w tytule francuskiego studia.
Zobacz poprzednie wydania naszych gamingowych podsumowań miesiąca: