Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Dariusz Gałęzewski opowiedział w "Biznes Klasie" o historii budowania globalnej marki, która jest potęgą w kategorii napojów funkcjonalnych. Zanim jednak powstało Oshee, postanowił odejść z innej firmy produkującej napoje. Wówczas od byłego szefa dostał w prezencie koc. Dlaczego? – Po 11 latach pracy (przyp. red. w 2008 roku) pożegnaliśmy się z firmą (przyp. red. FoodCare). Nie dlatego, że chcieliśmy założyć swoją, tylko po prostu nie chcieliśmy już tam pracować. To było związane m.in. z konfliktem właściciela z ambasadorem marki Tiger - dodaje. W ramach pożegnania, od byłego szefa otrzymali dwa prezenty – koce. - Żebyście mieli czym się pod mostem przykryć – usłyszeli. Z Dominikiem Dolińskim, współzałożycielem Oshee, postawili wszystko na jedną kartę. Zaczynali od zera, bez wsparcia banków, często pożyczając pieniądze od pracowników, rodziny czy znajomych. – Pożyczaliśmy pieniądze od swojego dyrektora operacyjnego, bo on dostawał wypłatę, a my nie – mówi Gałęzewski. Pierwszą dywidendę wypłacili dopiero po 11 latach. – Gdyby firmę zakładał dyrektor finansowy, ona nigdy by nie powstała – dodaje z uśmiechem. Zobacz całą rozmowę w "Biznes Klasie".
rozwiń