Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Prezydent USA Donald Trump i przewodnicząca KE Ursula von der Leyen poinformowali w niedzielę o osiągnięciu porozumienia handlowego między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Umowa nakłada 15 proc. cło na większość europejskich towarów wysyłanych do USA; UE ma też kupować broń i energię ze Stanów Zjednoczonych.
Według prof. Jacka Tomkiewicza, dziekana kolegium finansów i ekonomii w Akademii Leona Koźmińskiego, ta umowa jest dobrą wiadomością, zarówno dla amerykańskich konsumentów, jak i europejskich producentów. -
W lipcu amerykański prezydent opublikował na platformie Truth Social list do szefowej KE zapowiadając podniesienie od 1 sierpnia "ceł wzajemnych" do poziomu 30 proc. Dodał też, że w przypadku retorsji ze strony UE taryfy mogą zostać jeszcze bardziej zwiększone.
Umowa z Trumpem
W niedzielę von der Leyen ogłosiła, że zgodnie z nową umową 15-proc. stawka celna obejmie przeważającą część eksportu unijnego do Stanów Zjednoczonych, m.in. przemysł samochodowy, półprzewodnikowy i farmaceutyczny. Według przewodniczącej KE obie strony zniosą natomiast cła na samoloty, niektóre chemikalia, leki generyczne i produkty rolne.
Jak przypomniał prof. Tomkiewicz, tylko ok. 3 proc. eksportu Polski trafia bezpośrednio na amerykański rynek. Gorzej natomiast prezentuje się sytuacja z eksportem pośrednim, szczególnie w przypadku Niemiec, które są jednym z najważniejszych partnerów handlowych Polski.
"To nie jest katastrofa"
Federalny Związek Niemieckiego Przemysłu (BDI), który zrzesza kilkadziesiąt niemieckich stowarzyszeń przemysłowych, przekazał w poniedziałkowym komunikacie, że umowa handlowa UE-USA będzie miała "znaczące negatywne reperkusje dla niemieckiego przemysłu, który jest w dużym stopniu nastawiony na eksport".
Niemiecki "Spiegel" poinformował z kolei, że według ekspertów gospodarka niemiecka straci od 0,1 do 0,2 proc. PKB. "To nie jest katastrofa, ale jednak dodatkowy czynnik hamujący wątły wzrost w największym kraju przemysłowym w Europie" – ocenił Michael Sauga na portalu tygodnika.
Szefowa Komisji Europejskiej była także pytana w niedzielę na spotkaniu z dziennikarzami, czy ma pewność, że USA nie podniosą ceł na farmaceutyki. Podkreśliła, że "mamy pewność, iż to będzie 15 proc.". - Natomiast inną kwestią jest to, jaką decyzję Stany Zjednoczone podejmą globalnie - dodała von der Leyen.
Inną informację w niedzielę wieczorem podał Trump, który powiedział, że nie ma mowy, by porozumienie pomiędzy UE a USA dotyczyło farmaceutyków.
Według źródeł UE, USA nie nałożą ceł na produkty farmaceutyczne, natomiast mogą one zostać wprowadzone w przyszłości, gdy administracja Trumpa zakończy swoje dochodzenie zgodnie z sekcją 232 amerykańskiej ustawy o handlu z 1962 r. Dotyczy ono produktów farmaceutycznych, półprzewodników, drewna, surowców krytycznych, przemysłu stoczniowego i innych sektorów.
– Jeszcze nie wiemy i rozumiem, że administracja Trumpa może jeszcze nie wiedzieć, jak zakończy się dochodzenie w sprawie produktów farmaceutycznych. Ale dla nas jest jasne, że niezależnie od jego wyniku nie zostaną one objęte stawką wyższą niż 15 proc. dla UE – podał w poniedziałek unijny urzędnik.
Polska nie będzie miała problemu
Prof. Tomkiewicz pytany, czy nowa umowa handlowa, w formie ogłoszonej przez von der Leyen, wpłynie znacząco na ceny leków w Polsce, zaprzeczył. Jak dodał, "rynek farmaceutyczny jest bardzo specyficzny".
- Rynek farmaceutyczny w Polsce jest w dużej mierze regulowany w taki sposób, że Narodowy Fundusz Zdrowia negocjuje z firmami farmaceutycznymi w celu ustalenia cen leków refundowanych. To nie jest taki czysty wolny rynek, na którym możemy mówić o prostym przełożeniu na ceny leków w aptekach.
Natomiast rynek takich farmaceutyków, które kupujemy na co dzień, np. leków przeciwbólowych, jest z kolei mocno konkurencyjny. Więc nie spodziewam się, by w związku z cłami podrożała aspiryna czy przysłowiowy paracetamol - wytłumaczył.
Broń i energia
Trump zapowiedział również, że w ramach porozumienia UE zobowiązała się do znacznych zakupów amerykańskiego sprzętu wojskowej oraz energii; tej ostatniej za kwotę 750 mld dolarów. Hiszpański dziennik "El Mundo" zauważył, że w wyniku umowy USA "ostatecznie zastąpią Rosję jako dostawca energii do UE", a Hiszpania "gwałtownie zwiększy swoją zależność od amerykańskiego gazu", rezygnując z energii jądrowej.
Prof. Tomkiewicz ocenił, że w Polsce to już się stało. - Przecież my już całkowicie zaprzestaliśmy kupowania od Rosji i ropy, i gazu. W dużej mierze sprowadzamy LNG, czyli skroplony gaz ziemny, ze Stanów Zjednoczonych - wyjaśnił. - Także z polskiej perspektywy to już się stało.
Trump ogłosił również, że stal i aluminium z UE pozostaną objęte obecną 50-proc. stawką. Von der Leyen przekazała jednak w niedzielę, a źródła unijne potwierdziły – że zostaną wyznaczone kontyngenty na oba surowce, a więc ilość, która będzie mogła wjechać do USA nieobjęta wysokimi cłami.
Według prof. Tomkiewicza propozycja kontyngentów może być dobra, ponieważ mamy do czynienia z nadprodukcją stali na świecie. - Jest szansa, że to zadziała i system kontyngentów zoptymalizuje produkcję, żeby nie było tak wyniszczającej konkurencji na świecie. Jak to zwykle bywa, czas pokaże - ocenił.
"Zwykły Kowalski" raczej nie ma się czym martwić
Ekonomista spodziewa się również, że wypracowana właśnie umowa będzie obowiązywała przez dłuższy okres czasu, mimo reputacji niestabilnego w decyzjach prezydenta, jaką sobie wypracował Donald Trump.
Pytany, czy przeciętny Polak znacząco odczuje konsekwencje nowej umowy, ekonomista ocenił, że "zwykły Kowalski" raczej nie ma się czym martwić.
- Nawet jeśli zwykły Kowalski ma w planach kupno Harley’a Davidsona, to raczej on nie podrożeje - podsumował ekonomista.
Źródło: