
Coraz bardziej kontrowersyjny "amerykańsko-rosyjski plan pokojowy" doczekał się reakcji ze strony premiera Donalda Tuska. W swoim stylu szef rządu dał znać tym z Waszyngtonu, że nad Wisłą nikt nie godzi się na podejmowanie dotyczących Polski decyzji ponad głowami obywateli.
Daj napiwek autorowi
Teoretycznie wiele może jeszcze ulec zmianie po konsultacjach z Kijowem i europejskimi sojusznikami, ale treść projektu już teraz wywołała ogromne emocje. Także w Warszawie, bo trumpowski projekt przewiduje również istotną rolę Polski.
"Plan zakłada stacjonowanie europejskich myśliwców właśnie na terytorium RP – nie na Ukrainie, której obecność wojsk NATO miałaby być wykluczona, lecz w Polsce jako państwie gwarantującym bezpieczeństwo wschodniej flanki. To Warszawa stałaby się więc jednym z kluczowych punktów odstraszania i jednocześnie elementem "systemu nadzoru", który miałby odstraszać przed łamaniem porozumienia" – tłumaczyła już w naTemat.pl Ola Gersz.
Sens tego rozwiązania jest więc jasny. Polska jeszcze mocniej ma odegrać rolę frontowego kraju NATO. Nie tylko wziąć na siebie obronę regionu, ale również pełnić funkcję pośredniego "parasola" dla Ukrainy pozbawionej możliwości przyjęcia własnych sił zbrojnych do Sojuszu.
Czy ta tyleż odpowiedzialna, co ryzykowna rola została z rządem w Warszawie uzgodniona? Po reakcji Donalda Tuska można wywnioskować, że niekoniecznie...
"Wszystkie decyzje dotyczące Polski będą podejmowane przez Polaków. Nic o nas bez nas. Jeśli chodzi o pokój, wszystkie negocjacje powinny obejmować Ukrainę. Nic o Ukrainie bez Ukrainy" – czytamy we wpisie, jaki premier opublikował w piątkowe popołudnie.
Co ważne, na profilu Tuska pojawił się on w dwóch wersjach językowych – obok polskiej opublikowano także angielską. I nie ma wątpliwości, że polityk w swoim stylu postanowił przekazać pewien komunikat ekipie z Waszyngtonu oraz reszcie partnerów ze świata.
Czytaj także:

4 tygodni temu
20





English (US) ·
Polish (PL) ·