Daniel Drob, Gazeta.pl: Obiegowa opinia mówi, że prawica rządzi w sieci. Z opracowań Res Futury wynika, że różnie z tym bywa. Jak jest dzisiaj?
Michał Fedorowicz, przewodniczący Europejskiego Kolektywu Analitycznego Res Futura: To jest pytanie o to, czy siecią rządzą odruchy biologiczne, czy rozum. Media społecznościowe opierają się na emocji, a więc na tym pierwszym. Dzisiaj nawet nie chodzi o to, żeby w coś kliknąć. Liczy się to, na jak długo wpis czy filmik zatrzyma naszą gałkę oczną lub kciuk, czy poszerzymy filmik, jakoś zareagujemy, czy on podniesie nam ciśnienie. A więc rządzą odruchy biologiczne - emocje "Kanał Zero" nie dla liberałów. "Rząd się dziwi, że do jego sklepu bez produktów nie przychodzą klienci"e, a najlepiej potrafią je generować populiści z lewa i prawa. Tak działa algorytm, że najchętniej pokazuje to, co angażuje obie strony. To należy podkreślić - dzisiaj wiemy, że jeśli jest partia A i partia B, to algorytm pokazuje przekaz partii A partii B i odwrotnie. To się może wydawać nieracjonalne, ale tak to działa - algorytm pokazuje przekazy danej formacji jej przeciwnikom. Dlatego Trump ostatnio opublikował ten filmik zrobiony przez AI.
Ten, na którym zrzuca z samolotu fekalia na protestujących?
Ta animacja dobrze pokazuje, w czym rzecz. Trump wysyła tym filmikiem dwa sygnały. Z jednej strony do swoich przeciwników i ten krótki przekaz brzmi: s*am na was. Drugi komunikat, skierowany do zwolenników jest taki, że oni mają traktować protestujących tak samo. Trump coś takiego publikuje i jest fala oburzenia - "rany boskie, co on pokazał!", a potem komentarze, analizy. Ale na sam koniec i tak decyduje biologia czyli emocje. Ludzie to oglądają, emocjonują się, algorytm to promuje. Nasz błąd polega na tym, że zakładamy, iż media społecznościowe nas rozumieją. Nie, to tylko maszyna, która dostrzega pewne funkcje biologiczne.
Wyobraża sobie pan taki filmik na koncie któregoś z naszych rodzimych polityków?
Ci najbardziej wyraziści, na przykład Dominik Tarczyński, mogliby coś takiego opublikować i zarobić na tym sporo lajków. To byłoby opłacalne dla polityków, którzy reakcje w mediach społecznościowych traktują jak walutę. Liberałom z kolei wydaje się, że pewnych rzeczy nie mogą robić, a przecież to oni, konkretnie Barack Obama, wprowadzali media społecznościowe do polityki. Później przyszedł Trump i liberalni politycy z jakiegoś powodu wmówili sobie, że mają wyższość moralną nad populistami, że im wiele rzeczy nie wypada robić. Dzisiaj to się zmienia, liberałowie też stają się populistami. Jest po prostu jasne, że ci, którzy mówią "tego nie wypada" sami wypadają z mediów społecznościowych. Ich nie promuje algorytm.
Ale prawica też ma problem. W jednym z ostatnich raportów piszecie, że od miesięcy PiS stoi w miejscu pod względem wpływów w sieci, mimo intensywnych działań w internecie.
Plan Kaczyńskiego, żeby nigdy nic nie wyrosło na prawo od PiS, się nie powiódł. Wyrosła Konfederacja, teraz jest jeszcze Korona Brauna. Zresztą te partie są największymi wygranymi wyborów prezydenckich. W II turze to Nawrocki z Trzaskowskim latali do Sławomira Mentzena, nabijając mu w ten sposób subskrypcje i zasięgi, ale też pokazując, że to co jest po skrajnej prawej, jest lepsze. Swoją drogą Mentzen wysłał wtedy sygnał, że tradycyjne media w ogóle nie są mu potrzebne. Totem w postaci telewizji przestał działać. Nadal jest jednym z graczy w przestrzeni medialno-politycznej, ale już nie dominuje. Ważne z kolei stały się konta w mediach społecznościowych, a tu najsilniejsi są konfederaci z braunistami. Jednocześnie dwie największe partie nie są już produktami atrakcyjnymi dla dzisiejszych 25-latków. Z perspektywy młodych wyborców Korony i Konfederacji Jarosław Kaczyński mógłby być ich pradziadkiem. Do tego prezes PiS jest niewolnikiem myślenia analogowego.
Zobacz wideo Przerwała wystąpienie Tuska. "Proszę pokazać, że jest pani dobrze wychowana"
Wyjdzie na konferencję, zorganizuje manifestację?
Tak. Najwyżej ktoś mu jeszcze wrzuci jako dodatek rolkę "w internety". Próba przyciągania radykalizmu, na przykład poprzez niedawną antyimigrancką manifestację, jest nieskuteczna. Nie może być inaczej, bo ci młodzi konfederaci widzą, że PiS jest w tym nieautentyczny, że próbuje się do nich przymilić. Skutek jest odwrotny, bo w mediach społecznościowych nie ma nic gorszego niż przymilanie się i brak autentyczności. Sondaże i dane płynące z reakcji w sieci pokazują, że PiS zupełnie straciło kontakt z młodą bazą wyborczą. Z kolejnymi rocznikami wchodzącymi w dorosłość będzie jeszcze gorzej, bo dla nich docelową ofertą jest albo Konfederacja, albo Korona. Obie te formacje zresztą przejmują przekazy, które próbuje w sieci kreować PiS. Dlatego partii Kaczyńskiego w sieci nie idzie. Kongres, nowe propozycje programowe, manifestacje - to wszystko jest bardzo fajne, ale nie przebija się w internecie. PiS wymyślił niedawno hashtag "2 lata chaosu", pod którym atakował rząd Tuska. Hasło przejęła Konfederacja i w sieci zaczęło krążyć "8 lat chaosu", odnoszące się do rządu PiS. Pierwszy raz coś takiego się zdarzyło, że to nie PO przejęła hashtag PiS lub na odwrót, tylko PiS-owi hasło przejęła partia prawicowa. To nie pokazało braku umiejętności w formacji Kaczyńskiego, tylko brak zasobów, brak bazy wyborców w sieci. PiS-owi pomogłaby jedynie zmiana przywództwa, tylko w ten sposób partia może przywrócić sobie wiarygodność w oczach młodych prawicowców.
Bąkiewicz w niczym tu nie pomoże?
Nie, przeciwnie. Angażując skrajnego działacza, PiS przyznaje się byłym wyborcom i tym bardziej radykalnym, że mylił się w takich kwestiach jak wojna w Ukrainie czy pandemia. A wyborcy na to: jeśli się pomyliliście, to dlaczego mamy na was głosować? Zagłosujemy na kogoś, kto mówił to od zawsze, od zawsze jest antysystemowy. A Braun od marca 2022 roku mówi, że to nie nasza wojna, od początku sprzeciwiał się restrykcjom covidowym itd. Bąkiewicz w mediach społecznościowych nie jest postrzegany jako osoba wiarygodna, tylko jako człowiek, który przykleił się do PiS dla korzyści materialnych. PiS próbuje z niego zrobić antysystemowca, a przecież to jest partia władzy. Partia, która nas zamknęła w domach w czasie COVID-19.
Ale przecież tak się powszechnie tłumaczy tę miłość PiS do Bąkiewicza - że on ma przyciągać konfederackich wyborców.
To trochę przypomina sytuację, kiedy 10 lat temu sztab Bronisława Komorowskiego odkrył internet i ruszył z klipami "Zapytaj Bronka". Wiemy jakim "sromotnym sukcesem" skończyła się tamta kampania. Z Bąkiewiczem jest podobnie. W PiS myślą, że jak młodzi robią się radykalnie prawicowi, to taki Bąkiewicz wystarczy, by ich przyciągnąć. Nie wystarczy, bo Bąkiewicz nie jest autentycznym antysystemowcem.
To teraz o komunikacji rządu. Koalicja chwali się rekordowym wzrostem produkcji przemysłowej, a z waszej analizy wynika, że tylko 6 proc. użytkowników mediów społecznościowych kupuje ten sukces. Dlaczego? Przecież to jest obiektywnie dobra informacja.
To ja panu mówię, że produkcja przemysłowa w Singapurze wzrosła o 9,99 proc. I co? Co mamy z tym faktem zrobić? Bo ja nie wiem. Użytkownik mediów społecznościowych też nie wie. To jest mniej więcej to samo. Jeśli dane z Polski są "rekordowe", to chyba dobrze, ale co dalej? W kampanii dotyczącej brexitu zobaczyliśmy po raz pierwszy, że tabelki i duże liczby nie działają. Cameron opowiadał o wykresach gospodarczych tak, jakby wzrost PKB był pierwszą rzeczą, o której ludzie myślą po wstaniu z łóżka. Co z tego, że gdzieś w Anglii istniała fabryka samochodów, która zatrudniała kilka tysięcy osób, skoro brexitowcy pokazywali rzecz dużo bardziej namacalną, na przykład upadający sklepik na prowincji? W Polsce rząd nadal mówi językiem procedur i tabel, co wynika z samego jestestwa liberałów. Pokazują liczby, z którymi odbiorca nie wie, co zrobić, a wiadomo przecież, że miliardy w ogóle się nie przebijają, tysiące tak, może miliony, ale na pewno nie miliardy.
No dobrze, ale jak inaczej rząd ma komunikować dobre dane z gospodarki?
Może odpowiem przykładem. Mamy ok. 200 mld zł deficytu, tak? Populiści krzyczą, że to straszne zadłużenie kraju, ale przecież ten deficyt wynika głównie z zakupów na obronność. W algorytmie liczba 200 mld nigdy się nie przebije, za to przekaz "rząd zadłuża kraj" już tak. W odpowiedzi można pokazać zdjęcie czołgu, ale znowu - co ja z tym czołgiem mam zrobić? Ale można też inaczej. Dzieląc 200 mld rocznie na jednego obywatela, dostajemy 5260 zł, miesięcznie to jest ponad 400 zł. Tyle każdy obywatel, w tym każde dziecko, dokłada się na obronność. Rząd mógłby mówić: płacimy cztery stówy miesięcznie, żeby Ruscy na nas nie napadli. To jest namacalne, każdy jest w stanie to sobie wyobrazić.
Dość trudno to atakować.
Zaatakowanie tego jest praktycznie niemożliwe, bo nikt poważny nie będzie podważał zasadności wydawania pieniędzy na obronę przed Rosją. W tym komunikacie o wzroście produkcji przemysłowej zabrakło przede wszystkim ciągu dalszego. Jak należy to rozumieć? Co to oznacza dla ludzi? Co to oznacza dla Polski? Co z tym dalej robimy? Niczego takiego nie było. Znowu wychodzi ta proceduralność liberałów - coś jest załatwione i można iść dalej. Dzisiaj już nie można. Trzeba opowiedzieć jakąś historię, wpleść statystykę w szerszą ideę. Mówi się, że obecnej koalicji brakuje wielkich inwestycji. Moim zdaniem brakuje jakiejś stałej idei. W 2023 roku koalicji 15 października udało się wygrać dzięki idei - było nią odsunięcie PiS od władzy, ale za tym nic dalej nie szło. Dzisiaj koalicja rządząca się dziwi, że do ich sklepu, w których nie ma produktów, nie przychodzą klienci. Dopóki ta idea się nie pojawi, dopóki liberałowie nie napiszą sobie jakichś 10 przykazań, dopóty nie powstanie żaden liberalny "kanał zero", o który są zazdrośni.
Teraz nie ma na to szans?
Nie. Kanał Zero jest antysystemowy, antyelitarny, sam Stanowski zresztą też i duża część widzów kanału to zapewne prawicowcy, konfederaci, a na pewno osoby o dość sprecyzowanych poglądach. A co taki liberalny "kanał zero" miałby prezentować? Przeciętny użytkownik mediów społecznościowych nie wie, jaki stosunek liberałowie mają np. do pushbacków czy zielonej energii, więc nie wiadomo, o czym by były te programy. Liberalizm się po prostu rozjechał. Inaczej jest z lewicą, której światopogląd jest znany. I proszę - po lewej stronie funkcjonują Dwie Lewe Ręce, kanał, który uzyskuje fantastyczne zasięgi i potrafi narzucać debatę.
"Są błędy, które partia popełnia z otwartymi oczami, w ciszy, z kawą w ręku" - czytam w analizie Res Futury. To à propos wystąpienia Tuska u Wojewódzkiego.
Zabrakło muru informacyjnego. Sam fakt, że szef rządu poszedł na tę rozmowę, miał być czymś fantastycznym, ale niby dlaczego? Podobnie z tym wzrostem w przemyśle - w optyce PO samo zaistnienie takiego wzrostu to jakaś wspaniała sprawa. Jeśli "gniazdowi", czyli politycy PO, nie piszą, że premier świetnie wypadł u Wojewódzkiego, to skąd wyborcy, którzy tych polityków obserwują, mają to wiedzieć? Proszę spojrzeć na drugą stronę. Na prawicy jest tak, że cokolwiek zrobi Braun, Kaczyński albo Mentzen, to sympatycy i politycy ich formacji pieją z zachwytu. Nawet jeśli ci liderzy się mylą - cokolwiek Braun zniszczył, to zniszczył to dla obrony cywilizacji. Prawica umie się aktywnie bronić. Mejza przekroczył prędkość i od razu jest fala komunikatów, że kilka lat temu Tusk stracił prawo jazdy. A PO? Tusk poszedł do Wojewódzkiego i super. No nie.
Braun zrobiłby taką karierę bez mediów społecznościowych?
Wątpię. On jest popularny, bo działa nieszablonowo, antyelitarnie i gra na emocjach. Każdy chce zobaczyć, co Braun znowu zrobił. I tu wchodzi bazujący na sztucznej inteligencji algorytm. Maszyna wyświetla przekazy Brauna tym, których da się połączyć na podstawie zainteresowań, na przykład COViD-19. Jeśli chodzi o treść przekazu, Braun w zasadzie niczego nowego nie wymyślił. Inni dużo wcześniej wygłaszali antysemickie teorie, na przykład Leszek Bubel. Szef Korony mówi to, co każdy inny populista - "ja wam pokażę, jaki jest świat, tamci oszukują", ale w polityce analogowej nie było tej całej infrastruktury wyborczej Brauna.
Są na X politycy, którzy średnio dwa razy w tygodniu publikują wyssane z palca informacje, jakby nie mogli bez tego żyć. Inni użytkownicy albo media to weryfikują, polityk dostaje nawet community notes i co? I nic, on ma nadal ogromne zasięgi. To już jest ten moment, że zupełnie nie ma znaczenia, co się pisze?
Tak, to ten moment. Z perspektywy maszyny w ogóle nie liczy się, co jest prawdą. Algorytmowi wystarczają interakcje, a więc nasze emocje. I tu wracamy do tego g***a, które Trump zrzuca na swoich przeciwników. Wpis ma interakcję, jest cytowany, podawany dalej, więc temat żyje. A maszyna nie zna pojęcia kompromitacji.







English (US) ·
Polish (PL) ·