W odpowiedzi na zaostrzenie polityki USA wobec Rosji Putin próbuje łagodzić napięcia. Tę misję powierzył Kiriłłowi Dmitrijewowi - wysłannikowi, który nawiązuje kontakty z republikanami, rozdając m.in. czekoladki w opakowaniach z wizerunkiem Putina. Media nazywają go "trollem mającym osłabić wsparcie dla Ukrainy". Ma jasny cel: doprowadzić do zniesienia sankcji wobec Rosji.
- Kreml delegował Kiriłła Dmitrijewa do łagodzenia napięć po zaostrzeniu polityki Donalda Trumpa wobec Rosji.
- Dmitrijew, absolwent Stanforda i Harvardu, prowadzi nieformalne rozmowy z otoczeniem Trumpa, prezentując Rosję jako kraj "konserwatywnych wartości" i próbując osłabić poparcie USA dla Ukrainy.
- Celem misji jest m.in. dążenie do zniesienia amerykańskich sankcji gospodarczych; Dmitrijew zacieśnia relacje z wysłannikiem Trumpa Steve’em Witkoffem i proponuje nierealistyczne projekty mające tworzyć pozory współpracy.
- Dotychczasowe działania Dmitrijewa przynoszą ograniczone efekty; jego aktywność spotyka się z krytyką w Waszyngtonie, a administracja USA sygnalizuje, że rosyjskie próby wpływu są nieskuteczne.
- Po więcej aktualnych informacji zapraszamy na RMF24.pl
Kreml przystąpił obecnie do "rozmiękczania" Amerykanów - powiedział PAP dr Jakub Olchowski, ekspert Instytutu Europy Środkowej w Lublinie. Jego zdaniem proces obłaskawiania administracji prezydenta Donalda Trumpa rozpoczął się w momencie, gdy okazało się, że nie jest ona wobec Rosji "tak uległa" jak wcześniej zakładano.
Olchowski przypomniał, że prezydent USA w październiku odwołał spotkanie z Putinem w Budapeszcie z powodu zbyt wygórowanych rosyjskich żądań. Donald Trump wprowadził również sankcje wobec rosyjskich koncernów paliwowych i nie uległ stosowanemu przez Kreml od początku pełnoskalowej wojny z Ukrainą szantażowi nuklearnemu. Sam ogłosił "natychmiastowe" rozpoczęcie testów amerykańskiej broni jądrowej.
Według amerykańskiego portalu "The Hill" Putin musiał zdać sobie sprawę, że "przelicytował" i "zdenerwował" prezydenta Trumpa. Dlatego - jak napisał Mark Toth - sięgnął po swoją "wunderwaffe".
Nową "bronią" Putina jest wykształcony na Zachodzie Kirił Dmitrijew, jego specjalny wysłannik ds. inwestycji i współpracy gospodarczej. Zdaniem Totha, misją Dmitrijewa "jest znalezienie sposobu na powrót Rosji do gry".
Urodzony w Kijowie Dmitrijew jest byłym amerykańskim stypendystą. Ukończył z wyróżnieniem Uniwersytet Stanforda, a następnie uzyskał tytuł MBA, również z wyróżnieniem, w Harvard Business School. Ma za sobą doświadczenie zawodowe w Goldman Sachs oraz w firmie konsultingowej McKinsey. Po powrocie do Moskwy w 2002 r., po zakończeniu zagranicznych studiów, został dyrektorem Delta Capital - podmiotu zarządzającego amerykańsko-rosyjskim funduszem inwestycyjnym.
Był także szefem funduszu Icon Private Equity, należącego do ukraińskiego oligarchy Wiktora Pinczuka, zięcia byłego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy. To właśnie Pinczuk - jak podał niezależny rosyjski portal Meduza - miał polecić młodego finansistę Władimirowi Dmitrijewowi (zbieżność nazwisk przypadkowa - red.), szefowi państwowego rosyjskiego Wnieszekonombanku.
Wspólnie mieli następnie przekonać ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa oraz premiera Władimira Putina do utworzenia Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RDIF). Kirił Dmitrijew stanął na jego czele.
W pięciu się po szczeblach stołecznej kariery miała Dmitrijewowi pomóc również przyjaciółka jego żony - Katierina Tichonowa, prywatnie córka Putina. Zdaniem prof. Romana Baeckera, politologa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, jako absolwent prestiżowych amerykańskich uczelni Dmitrijew "potrafi znajdować wspólny język z wieloma politykami w USA". Dlatego - jak ocenił - Putin "nie oparł się pokusie wysłania Dmitrijewa na negocjacje z ekipą Trumpa".
Działa poza strukturą MSZ i zapewne bez informowania Siergieja Ławrowa o szczegółach - podkreślił Baecker, nawiązując do pogłosek, jakoby szef rosyjskiej dyplomacji został odsunięty przez Putina od negocjacji z USA. Według "Moscow Times" Ławrow nie uczestniczył w ostatnim posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa na Kremlu.
Z kolei według dr Olchowskiego, Dmitrijew nie ma zastępować Ławrowa, który jest "zbyt ważny w Rosji, żeby go na stałe odsuwać".
W tej grze Kremla z Waszyngtonem, Ławrowa będzie teraz mniej tylko chwilowo. Kreml będzie chciał pokazać, że pragnie zbliżenia z Amerykanami, "bo Rosjanie też są konserwatywni" - ocenił Olchowski. Dodał, że choć to nieprawda, "konserwatyzm Rosji" dobrze się sprzedaje w kręgach prawicy, "także tej amerykańskiej".
Dmitrijew rzeczywiście stara się zbliżyć do amerykańskiej prawicy, udając konserwatystę i przekonując - wbrew faktom - że Rosja jest krajem wartości chrześcijańskich.
Widać to wyraźnie w jego aktywności na platformie X, gdzie - jak pisze "The Hill" - komentuje "amerykańską wojnę kulturową", zawsze opowiadając się po stronie prawicy. Przykładem może być jego wpis po zwycięstwie Zohrana Mamdaniego w Nowym Jorku ("Ziszcza się sen Marksa"), który koresponduje z wypowiedzią prezydenta Trumpa, że Amerykanie mają wybór między komunizmem a zdrowym rozsądkiem.
W ten sposób staje się nie tylko bardziej wiarygodny dla otoczenia prezydenta USA, ale może być postrzegany jako potencjalny sojusznik w walce z Demokratami - zauważył Baecker.
Jednak według Totha z "The Hill" próby "przypodobania się" wyborcom Trumpa i "trollowania" ich poglądów mają jeden cel: wywrzeć wpływ na administrację USA i zniechęcić ją do wspierania Ukrainy. Tym bardziej że, jak podaje "The Hill", powołując się na "Wall Street Journal", znacząco wzrosło poparcie republikańskich wyborców dla Kijowa.
Dotychczas rolę krytyka zaangażowania USA po stronie Ukrainy pełnił Tucker Carlson, ale ten popularny w USA komentator polityczny może stracić wpływy na prawicy. Według "Washington Post" może wręcz wywołać rozłam wśród konserwatystów z powodu ostrej krytyki polityki rządu wobec Izraela.
W opinii Marka Menkiszaka, kierownika Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich, Putin posługując się Dmitrijewem, realizuje jeszcze inny cel.
Dmitrijew ma doprowadzić do zniesienia amerykańskich sankcji gospodarczych wobec Rosji - ocenił w rozmowie z PAP Menkiszak. Jego zdaniem właśnie dlatego Dmitrijew stał się "opiekunem" Steve’a Witkoffa, specjalnego wysłannika Trumpa i osoby bardzo wpływowej w jego otoczeniu. Obaj spotykali się w towarzystwie rodzin w Moskwie i Petersburgu. Dmitrijew oprowadzał Witkoffa po rosyjskich zabytkach i bywał z nim w restauracjach.
Menkiszak przypomniał, że podczas swojej ostatniej, ubiegłotygodniowej wizyty w USA Dmitrijew spotkał się w Miami z Witkoffem i próbował "odwrócić negatywny trend w najnowszej polityce amerykańskiej" poprzez "pobudzenie nadziei części otoczenia Trumpa, że warto robić biznes z Rosją".
Dmitrijew zaproponował nawet budowę tunelu kolejowego i towarowego łączącego Rosję z Alaską, "aby promować jedność między USA a Rosją w obliczu napięć na Ukrainie".
Nie ma oczywiście mowy o realizacji jakichkolwiek projektów. Większość z nich jest nierealna, bo głównym celem rosyjskiej taktyki jest zniesienie sankcji - podkreślił ekspert.
Jak zauważył, na razie Dmitrijew nie może mówić o sukcesach. Jego ostatnia wizyta w USA nie wywarła większego wpływu. Próbował oczarować republikańską polityk z Florydy Annę Lunę, należącą do twardego jądra wspierającego Trumpa ruchu MAGA (Make America Great Again), i podarował jej czekoladki w pudełku z portretem Putina.
Podziękował też za "wysiłki na rzecz wspierania dialogu między Moskwą a Waszyngtonem", ale największym echem odbiły się słowa sekretarza skarbu Scotta Bessenta, który nazwał Dmitrijewa propagandystą.
Widać, że rosyjskie próby oddziaływania na administrację USA mają ograniczoną skuteczność. Trump nie traktuje poważnie nikogo, kto nie jest Putinem. Scott Bessent nie mógł przecież nazwać Dmitrijewa propagandystą z własnej inicjatywy - ocenił Menkiszak. Dodał, że Biały Dom najwyraźniej postanowił pokazać, że Rosjanie muszą się dużo bardziej postarać, bo "samo czarowanie potencjalnymi umowami biznesowymi nie wystarczy".

2 dni temu
6





English (US) ·
Polish (PL) ·