Pewne rzeczy w naturze są stałe i niezmienne. Na przykład to, że co roku we wrześniu przychodzi jesień, albo to, że co roku Polacy się oburzą, że Robert Lewandowski znów został skrzywdzony w Złotej Piłce - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.
Fot. REUTERS/Scott Heppell
Myślałem, że już się do tego przyzwyczailiśmy, iż na świecie nie cenią Roberta Lewandowskiego tak jak my. A jednak znów okazało się, że tzw. eksperci, którzy głosują w plebiscycie Złotej Piłki, nie dorośli do roli, bo polski napastnik Barcelony był tylko siedemnasty, a powinien zmieścić się w pierwszej dziesiątce.
Lewandowski przegrał "wojnę domową" w Barcelonie
W przeciwieństwie do wielu moich rodaków miejscem Lewandowskiego nie jestem zdziwiony. Przeciwnie: gratuluję mu wysokiej lokaty. Obawiałem się, że może być gorzej. Bo przecież w takich plebiscytach duże znaczenie ma nie tylko to, co który piłkarz w sezonie osiągnął, ale czy eksperci go lubią i z jakiego jest kraju.
Oczywiście, jeśli chodzi o to ostatnie, nie mam na myśli jakichś skrzywionych uprzedzeń. Bardziej o to, że piłkarski ekspert bardziej będzie cenił zawodników z krajów, które grały w finałach Ligi Narodów niż z takiego, który z niej spadł.
Po drugie znaczenie ma też wewnętrzna konkurencja, którą Lewandowskiemu stworzyli koledzy z drużyny. Naprawdę z czterech nominowanych piłkarzy Barcelony trudno było Polakowi przeskoczyć któregokolwiek. Lamine Yamal, Raphinha czy Pedri? Czy z czystym sumieniem umieścilibyśmy któregoś z tych zawodników za Lewandowskim?
Miejsce Roberta Lewandowskiego to żadna niespodzianka
I wczujmy się teraz w eksperta, który ma do dyspozycji 10 głosów w hierarchii od 1 do 10 i ma na swojej karcie umieścić czterech graczy Barcelony? Przecież niejednemu zapaliła się wtedy lampka: "Zaraz, zaraz przecież oni na arenie międzynarodowej nic nie wygrali. Muszę bardziej docenić PSG, które wygrało Ligę Mistrzów. Nie mogę zapomnieć o Chelsea, bo zdobyła Klubowe Mistrzostwa Świata. No i przecież ktoś z Interu też powinien być w dziesiątce, skoro ograli Barcelonę. I głupio byłoby, gdybym nie umieścił w dziesiątce Kyliana Mbappe i Mohameda Salaha".
Jeśli w ten sposób popatrzymy na dylematy ekspertów od Złotej Piłki, to brak Lewandowskiego w pierwszej dziesiątce wcale nie wydaje się dziwny. Zwłaszcza że w poprzednich latach bywało podobnie. Wydaje się, że bramki Polaka, w przeciwieństwie do tych zdobywanych przez Cristiano Ronaldo czy Lionela Messiego, były traktowane przez ekspertów jako kwintesencja gry zespołu, a nie przebłysk geniuszu napastnika.
To, które miejsce zajął Lewandowski, nie ma większego znaczenia
Zresztą uważam, że miejscu Lewandowskiego w klasyfikacji Złotej Piłki przydajemy dużo większe znaczenie niż rzeczywiście ma. W tym plebiscycie, który ma przede wszystkim wymiar marketingowy, liczy się tak naprawdę, kto był pierwszy. Już kwestia drugiego czy trzeciego miejsca ma mniejsze znaczenie. O dalszych miejscach nie ma co już nawet dyskutować, bo bardziej wynikają one z przypadku i docenienia osiągnięć drużyny niż z rzeczywistej wartości zawodnika. Za miesiąc już mało kto będzie o tym pamiętał. Tylko ci, którym Złota Piłka zszargała nerwy, bo Lewandowski był siedemnasty.
Kiedyś ten plebiscyt wywoływał nad Wisłą o wiele mniejsze emocje. Kto dziś z polskich kibiców wie, które miejsca w Złotej Piłce zajmowali Robert Gadocha, Grzegorz Lato czy Włodzimierz Lubański? A przecież to były lokaty niedaleko od podium i w dodatku wszyscy ci zawodnicy to legendy polskiego futbolu.

1 miesiąc temu
14




English (US) ·
Polish (PL) ·