Każdego roku w grudniu setki tysięcy Polaków wracają do historii Kevina McCallistera, ośmioletniego chłopca, który zostaje sam w domu, gdy jego rodzina wyjeżdża na święta do Paryża. To film pełen humoru, ciepła i sprytu małego bohatera, który stawia czoła dwóm niezbyt rozgarniętym włamywaczom. Dla mnie „Kevin sam w domu” to synonim świąt - bez niego nie wyobrażam sobie grudniowego, świątecznego wieczoru. A wersję z Nowym Jorkiem mogłabym oglądać po kilka razy z uwagi na moje zamiłowanie do tego miasta - każdy kadr, każdy śnieżny deptak, każdy rozświetlony witryną sklep i wieżowce sięgające nieba sprawiają, że magia świąt istnieje naprawdę.
„Kevin sam w domu” - film, który definiuje polskie święta ma już 35 lat
Film zadebiutował 10 listopada 1990 roku i od tamtej pory nieprzerwanie towarzyszy świątecznym wieczorom w Polsce. Produkcja w reżyserii Chrisa Columbusa stała się fenomenem, który łączy pokolenia - dzieci śmieją się z pomysłowych pułapek Kevina, a dorośli wracają wspomnieniami do własnych świątecznych lat. To właśnie w tym filmie akcja, humor i emocje łączą się tak perfekcyjnie, że trudno się od niego oderwać.
Choć „Kevin sam w domu” kojarzy się przede wszystkim z humorem i pomysłowymi pułapkami, to w rzeczywistości film ma w sobie głębszy przekaz i nutę nostalgii. Przez całą opowieść przewija się motyw tęsknoty za bliskimi i oczekiwania na rodzinę w święta - to właśnie te chwile nadają filmowi ciepło i uniwersalny wymiar. Postać sąsiada, pana Marleya, który początkowo wzbudza strach, a później staje się symbolem pojednania i ludzkiej dobroci, przypomina, że święta nie są czasem spędzanym w samotności, lecz w gronie tych, których kochamy. Kevin uczy nas, że nawet w chaosie i zabawie najważniejsze są więzi, miłość i obecność bliskich.
Nie można oczywiście zapomnieć o kontynuacji świątecznego hitu - „Kevin sam w Nowym Jorku”. Choć fabularnie powiela schemat pierwszej części, magiczne ulice Manhattanu, Rockefeller Center i Central Park sprawiają, że film nabiera innego wymiaru. To doskonałe połączenie świątecznej nostalgii i wielkomiejskiego blasku, który kochamy w grudniu.
Ile na filmie "Kevin sam w domu" zarobił Macaulay Culkin?
W rolę Kevina wciela się Macaulay Culkin, który miał zaledwie 10 lat, gdy pojawił się na ekranie. Film uczynił go globalną gwiazdą niemal z dnia na dzień. Szybko stał się symbolem świąt, a jego wizerunek w swetrze i z łukiem strzałek stał się ikoniczny do tego stopnia, że oprócz jego zdjęcia na karteczkach zbieranych do segregatora stworzono także tysiące gadżetów i zabawek, a nawet grę komputerową, w którą grywały całe rodziny. Młodziutki aktor zarobił na pierwszej części filmu około 110 tys. USD, natomiast na drugiej części - aż 4,5 mln USD, co było rekordową gażą dla nieletniego odtwórcy w tamtym czasie. Dodatkowo miał procent od sprzedaży biletów i gadżetów związanych z filmem, co znacząco powiększyło jego dochody. W kolejnych latach Culkin mierzył się jednak z ciemniejszą stroną sławy - nałogami, presją medialną i trudnymi relacjami rodzinnymi. Jednak jego rola w „Kevinie” pozostaje niezapomniana i wciąż przyciąga miliony widzów.
Oprócz Macaulay’a Culkina, w filmie występuje kilka innych ikon kina, które nadają filmowi wyjątkowy klimat i rodzinny ton. Catherine O’Hara, znana z takich produkcji jak „The Last of Us” i „Sok z żuka”, kreuje postać matki Kevina - troskliwej, a jednocześnie nieco chaotycznej, co dodaje filmowi humoru i ciepła. John Heard wciela się w rolę ojca, który w pośpiechu i świątecznym zamieszaniu stara się ogarnąć rodzinny chaos. Na ekranie nie brakuje też kultowych „Mokrych Bandziorów” - Joe Pesci i Daniel Stern tworzą niepowtarzalny duet włamywaczy, których Kevin stawia w szranki z serią pomysłowych pułapek.
John Williams i muzyka, która tworzy magię Bożego Narodzenia
Nie byłoby tej magii bez muzyki Johna Williamsa. Kompozytor, który zdobył cztery Oscary i tworzył utwory m.in. do „Gwiezdnych wojen”, „Indiany Jonesa” czy „Harry’ego Pottera”, w „Kevinie” dodał nuty, które wprowadzają w klimat świąt - lekkość, radość, a czasem subtelne napięcie. To właśnie jego tematy oraz użyte w filmie klasyki jak "Have Yourself a Merry Little Christmas" Mel Torme'a przenoszą nas w świat świątecznego amerykańskiego domu, gdzie każda pułapka Kevina staje się źródłem śmiechu, a każdy gest porusza nasze serca.
Gdy słyszę pierwsze dźwięki muzyki filmowej pochodzącej z tej produkcji mimowolnie się uśmiecham. Kompozytor stworzył aranżacje popularnych pastorałek tak, aby niczym za pomocą jakiejś tajemnej sztuczki przenosiły nas do wspomnień związanych z naszymi bliskimi, z świątecznym zabieganiem, ale też czasem, który tylko raz w roku płynie inaczej.
Nie ma Wigilli bez Kevina
Dlaczego „Kevin sam w domu” to obowiązkowy seans w grudniu? Bo to film o rodzinie, odpowiedzialności i odkrywaniu wartości bliskich nam osób. Kevin uczy, że wolność bez odpowiedzialności może być zabawna, ale też samotna. To opowieść o sprycie, śmiechu i ciepłych chwilach, które w grudniu stają się najcenniejsze. W polskich domach oglądanie filmu od 2000 roku stało się tradycją. Jednego roku, gdy Polsat wycofał się z emisji w sieci rozpętała się burza, dlatego w tym roku pokaże go ponownie w Wigilię o godz. 20:00.

3 dni temu
8



English (US) ·
Polish (PL) ·