Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Pod koniec marca 2024 wybuchł groźny pożar w fabryce COBI w Mielcu. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale straty finansowe były gigantyczne. - W wyniku pożaru ucierpiały dwie hale produkcyjne. Jedna spłonęła i będzie wyłączona z użytku na kilka miesięcy - informowała wówczas firma. W ostatnim odcinku "Biznes Klasy" Robert Podleś, założyciel COBI, wrócił do tych wydarzeń. - O trzeciej nad ranem obudził mnie telefon pracownika i przesyłane zdjęcie. To był gigantyczny pożar, płomienie na 20-30 metrów w górę. 25 jednostek straży pożarnej ten pożar gasiło. Ja byłem wtedy po operacji Achillesa, nie jeździłem wówczas samochodem, ale instynktownie szedłem do tego samochodu i z tą nieczynną nogą pojechałem do fabryki. Byłem tam przed siódmą rano, o kulach, gdzie strażacy dogaszali zgliszcza i jak widziałem ten popiół, wszystko zalane tą masą piany, to świeże pogorzelisko... Czułem gigantyczny ból, byłem przerażony. I ci ludzie, pracownicy, którzy przyszli do pracy i nie wiedzieli, co robić. (...) Nikogo nie zwolniliśmy. Po dwóch miesiącach wróciliśmy do pracy, de facto musieliśmy wrócić do pracy ręcznej, bo maszyny spłonęły - opowiada. COBI to polska marka klocków konstrukcyjnych, która z małej rodzinnej firmy stała się znaczącym graczem w świecie zabawek. Za jej sukcesem stoi Robert Podleś, który przez ponad trzy dekady konsekwentnie rozwijał firmę. Dziś ponad 80 procent produkcji z Mielca wyjeżdża w świat, m.in. do USA, Niemiec.
rozwiń