Siatkarska mistrzyni Europy po horrorze z Chinkami. „Dała rewelacyjną zmianę”

1 tydzień temu 12

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Co można powiedzieć po takim horrorze, jak środowy mecz Polek z Chinkami?

Dorota Świeniewicz-Brandt, mistrzyni Europy w siatkówce: Na pewno to, że jesteśmy bardzo szczęśliwi. Był taki moment w tym meczu, że kibice drżeli o to, czy Polskę zobaczymy w sobotę i w niedzielę w kolejnych spotkaniach.

ZOBACZ TAKŻE: Stefano Lavarini nie ma wątpliwości po meczu z Chinami. Mówi o charakterze

Tych momentów było nawet więcej niż jeden. Polki grały nierówno. Czasem szwankowało wszystko, innym razem wznosiły się na wyżyny.

No tak, to był bardzo nierówny mecz do pewnego momentu. W tych przegranych setach nie byliśmy sobą, nie graliśmy tymi elementami, które pomagały nam wcześniej odnosić zwycięstwa. Mam na myśli szwankujący blok. Na szczęście skuteczny blok wrócił i mamy to.

W zasadzie to takiego dreszczowca należało się chyba spodziewać. Trener Lavarini uprzedzał, że ta reprezentacja się zmienia i porównał to do odchudzania, gdzie na początku jest euforia, bo człowiek traci kilogramy, ale potem trzeba konsekwencji, żeby to utrzymać.

Te zmiany widać. My już na pewno nie jesteśmy tym zespołem, co w poprzednim sezonie. W porównaniu z innymi zespołami przechodzimy mniejszą zmianę pokoleniową, ale jednak ta zmiana jest. Potrzeba czasu, żeby nowe dziewczyny zrozumiały, na czym polega system blok – obrona. Muszą się do tego dostosować, a to nie dzieje się z dnia na dzień.

Tym bardziej trzeba docenić zwycięstwo z Chinkami, gdzie wygrał zespół. Jasne, że najwięcej punktów zdobyła Magda Stysiak, ale żadna liderka, nawet najlepsza, sama meczu nie wygra. Dlatego wielkie słowa uznania należą się też Paulinie Damaske. Dała rewelacyjną zmianę. I nie chodzi nawet o punkty, ale o pozytywną energię, jaką dała. Była wreszcie agresja w grze Polek.

Wszyscy chwalą Lavariniego za zmiany w tym meczu.

Ważne jest, żeby mieć kogo wpuścić. Dlatego Lavarini szuka nowych zawodniczek, bo żeby wygrywać mecze, potrzebna jest mocna czternastka. Poza wszystkim podoba mi się to, że Lavarini nie boi się zmian. On w każdym meczu obserwuje i reaguje na to, co się dzieje. Nie zawsze wychodzi, a czasem efekty przechodzą najśmielsze oczekiwania.

A pani była zaskoczona przebiegiem tego meczu po wygranej 3:1 z Chinkami w fazie grupowej?

Generalnie obawiałam się tego spotkania. Rzeczą wiadomą jest, że finały gra się inaczej. Pomyślałam też sobie, że niepotrzebnie zagraliśmy kilka dni temu mecz towarzyski z Chinkami, bo trochę się przez to odsłoniliśmy. Chinki miały naszą drużynę dobrze rozpisaną. Zagrały inaczej w obronie niż w poprzednich meczach. Zostały naprawdę świetnie przygotowane pod względem taktycznym. To było widać.

Tym większe uznanie dla naszych zawodniczek, że zdołały tak grające Chinki przełamać.

Tu zgoda. Cała ta sytuacja pokazuje, że z każdym meczem stajemy się coraz bardziej dojrzałym zespołem. Ważne jest, by w trudnych momentach nie spuszczać głów, ale przeć do przodu z przekonaniem, że wygramy. I to się w tym meczu działo. Fajnie, że trzeci sezon z rzędu będziemy w czwórce, w tym ścisłym finale. I mam nadzieję, że Atlas Arena znów będzie szczęśliwa. W 2009 tam zdobyliśmy brąz, a dwa lata temu wywalczyliśmy kwalifikację do igrzysk.

Bez względu na to, jak to się skończy, już można powiedzieć, że bieżąca edycja Ligi Narodów jest dla nas udana. Ta drużyna zaskakiwała nas już w fazie grupowej.

I to pomimo tego, że ta Liga Narodów jest poligonem doświadczalnym do tej głównej imprezy, jaką są mistrzostwa świata. Został do nich niecały miesiąc i fajnie, że mocno trenując, jesteśmy w stanie wygrywać ważne mecze.

A już w sobotę półfinał z Włoszkami. Przyznam, że od razu przemknęło mi przez głowę, że gorzej Polki nie mogły trafić.

Będzie ciężko, bardzo ciężko. Włoszki to najlepsza drużyna na świecie. Mają długą serię meczów bez porażki. Przed ćwierćfinałem miały 26 zwycięstw z rzędu, a pokonując Stany Zjednoczone, wydłużyły serię do 27 wygranych. To jest zespół oparty na czterech zawodniczkach, które w poprzednim sezonie grały w jednym klubie, Vero Volley Milano. Mam na myśli Orro, Danesi, Syllę i Egonu. Jednak nikt nie ma monopolu na wygrywanie. Trzeba wyjść i walczyć.

Przejdź na Polsatsport.pl

Przeczytaj źródło