Zuza przez ponad dziesięć lat brała w pracy wszystkie zlecenia i szczyciła się tym, że tak umiejętnie godzi sprawy zawodowe z wychowywaniem dzieci. Z Markiem świetnie opanowali logistykę, a jeśli sami nie dawali rady, pomagali teściowie. Gdy ich córki podrosły i codzienność wymagała coraz mniejszego żonglowania, Zuza poczuła, że musi zwolnić.
— Zbliżałam się do czterdziestki. Czytałam dużo książek o tym, jak poświęcić sobie więcej uwagi i bardziej cieszyć się życiem — opowiada. — Tylko że u mnie wyjście z wiru pracy, zamiast spokoju i ukojenia, przyniosło dyskomfort. Zrobiłam przestrzeń na przyjemności i znajomych, i nagle się okazało, że trudno mi wyluzować, a przyjaciół brak.