- Luka finansowa w ochronie zdrowia wynika m.in. z nieefektywnego wykorzystania zasobów - obecny model premiuje utrzymywanie kosztownej infrastruktury przy niskiej produktywności świadczeń
- Polska ma jeden z najwyższych wskaźników liczby łóżek szpitalnych przypadających na liczbę mieszkańców
- - Wiemy, że w Polsce świadczenia są realizowane w oparciu o 70 procent łóżek szpitalnych. Z kolei literatura przedmiotu mówi, że optymalne obłożenie to 85 procent - wskazuje prof. Barbara Więckowska, główna ekonomistka MZ
- Znaczna część świadczeń realizowanych dziś w szpitalach może być bezpiecznie przeniesiona do opieki ambulatoryjnej lub POZ
Ponad połowa pieniędzy idzie na szpitale
Luka finansowa w NFZ rozbudziła dyskusje o potrzebie zmian, nie tylko w zakresie niedofinansowania sektora ochrony zdrowia czy źródeł finansowania, ale także niewłaściwego zarządzania istniejącymi zasobami i konieczności ograniczenia marnowania części pieniędzy przeznaczanych na leczenie.
Często wskazuje się w tym miejscu nadmiar łóżek szpitalnych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, który w Polsce jest jednym z najwyższych w UE, powielanie nieuzasadnionych porad specjalistycznych oraz hospitalizacji.
Jak wskazuje prof. Barbara Więckowska, od października 2025 roku główna ekonomistka i dyrektorka Departamentu Analiz i Strategii MZ, obecny system finansowania szpitali w oparciu o jednorodne grupy pacjentów (JGP) przy niskim wykorzystaniu istniejącej w placówkach infrastruktury oraz ograniczona możliwość sterowania strukturą świadczeń i jakością działa na niekorzyść szpitali, a przede wszystkim pacjentów. Tymczasem aż ponad 50 procent wszystkich wydatków NFZ to właśnie świadczenia szpitalne.
Płacimy za świadczenia, ale nie płacimy za to, że dany świadczeniodawca czeka na te świadczenia (czyli za tzw. gotowość). Szpitale rozliczając się w systemie JGP, otrzymują środki na leczenie chorych, ale jednocześnie w ramach tych pieniędzy muszą jeszcze pokryć koszty stałe, takie jak utrzymanie oddziału, w tym infrastruktury czy wynagrodzenia personelu. Zaś wysokie koszty stałe przy niskim obłożeniu oznaczają, że przychody z JGP, które są płacone za świadczenie, a nie za utrzymanie łóżka, stają się dla placówek problemem.
Jak wygląda to po stronie świadczeniodawców? - Wiemy, że w Polsce świadczenia są realizowane w oparciu o 70 procent łóżek szpitalnych. Z kolei literatura przedmiotu mówi, że optymalne obłożenie to 85 procent. Do pożądanego obłożenia nieco nam jeszcze brakuje. Ten deficyt wykorzystania łóżek szpitalnych rośnie w rozbiciu na poszczególne oddziały. Obłożenie na oddziałach pediatrycznych wynosi 50 procent, w przypadku ginekologii - 57 procent, dermatologii - 67 procent - wymieniała prof. Więckowska podczas prezentacji raportu „Luka finansowa w ochronie zdrowia. Wyzwania długoterminowe” (na konferencji, która odbyła się we wtorek 9 grudnia).
- Obecne wykorzystanie zasobów nie jest takie, by pokryć koszty funkcjonowania świadczeniodawców – zauważyła ekspertka.
Z punktu widzenia struktury szpitali największe obłożenia są w szpitalach onkologicznych, najmniejsze w szpitalach pierwszego stopnia referencyjnego.
- Jedna kwestia to wykorzystanie łóżek, ale kolejna, w jakim celu je wykorzystujemy. Mamy przykłady, gdy na oddziałach są realizowane świadczenia niezgodnie z ich profilem. W przypadku oddziałów chirurgii ogólnej, dla których obłożenie sięga 70 procent, odsetek operatywy, czyli wykorzystania ich do wykonania zabiegów operacyjnych, wynosi 75 procent. Jest to zasadne, bo czasami oznacza przyjęcie do szpitala, gdy nie ma konieczności zabiegu, a jest wymagane zabezpieczenia pacjenta – mówiła prof. Więckowska, nie znajdując już takiego zrozumienia dla placówek z oddziałem chirurgii ogólnej, gdzie operatywa wynosi 40 procent: - To oznacza, że w 60 procentach zrealizowane tam świadczenia nie były zgodne z zakontraktowanym zakresem. Widać znowu, że ten zasób nie jest do końca wykorzystywany w takim zakresie, w jakim powinien być.
Pogorszenie ostrości widzenia po operacji
Kolejny przykład to zabiegi radykalnej chirurgii w onkologii. W Krajowej Sieci Onkologicznej są określone minimalne wymogi dla placówek w zakresie liczby wykonywanych zabiegów. Okazuje się, że 75 procent, czyli 3 szpitale na 4, nie spełniają warunków tego minimum. Jedynie w przypadku raka prostaty i raka płuca pacjent trafi do wysoko wolumenowego świadczeniodawcy. W przypadku pozostałych 11 typów nowotworów chory może trafić do placówki, w której wykonuje się przykładowo 3 zabiegi rocznie. Szpitale o niskim wolumenie przeprowadzanych operacji często mają mniejsze doświadczenie, co może negatywnie wpływać na dalsze rokowania pacjenta.
W ocenie Ministerstwa Zdrowia odpowiedzią ma być właśnie Krajowa Sieć Onkologiczna: ma nie tylko ustalić kryteria ilościowe, ale też zdefiniować wskaźniki jakościowe, które będą powiązane z finansowaniem.
Inne niekorzystne zjawisko prof. Więckowska pokazała na przykładzie operacji zaćmy. W tym zakresie odnotowano sukces, bo wraz ze zmianą finansowania udrożniono dostęp do świadczenia i zmniejszenia kolejek. Jest jednak jedno "ale":
- Wraz ze zmianą finansowania został wprowadzony wskaźnik, który monitorujemy, czyli ostrość wzroku przed i po operacji. Ten wskaźnik pokazuje nam, w których ośrodkach jest pogorszenie ostrości widzenia po zabiegach operacyjnych. Jeżeli zatem mówimy o opłaceniu za jakość i próbie zmiany sposobu alokacji środków, powinniśmy w pewnym momencie włożyć do systemu ochrony zdrowia także wskaźniki korygujące wyceny.
Dotyczy to też konieczności przesuwania świadczeń na niższe poziomy. - Jeżeli chodzi o ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, mamy sporo świadczeń, które mogłyby być realizowane w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej. Nasz zespół wyliczył, że w przypadku pulmonologii ponad prawie dwie trzecie świadczeń mogłyby być realizowane w zakresie POZ - mówiła główna ekonomistka resortu.
Jak może wyglądać rozwiązanie? Profesor podała przykład endokrynologii i rozliczania leczenia tarczycy według JGP. Wycena była uzależniona tylko od rozpoznania, niezależnie od tego, czy pacjent był diagnozowany, czy leczony, NFZ płacił tyle samo. To promowało hospitalizacje i opłacało się przyjąć pacjenta do szpitala, nawet jeśli nie wymagał leczenia stacjonarnego. Dokonano zmiany. Zdefiniowano, jakie procedury są związane leczeniem, a jakie z diagnostyką. Wprowadzono większe finansowanie za leczenie, niższe za diagnostykę. Jednocześnie wprowadzono nowy sposób rozliczenia świadczeń diagnostycznych w AOS – wyceniono je na takim samym poziomie jak przy hospitalizacji.
W efekcie nastąpił spadek liczby hospitalizacji o 81 procent, z prawie 10 tysięcy pacjentów przyjmowanych w szpitalu do niecałych dwóch procent. Równocześnie wzrosła o 16 procent liczba pacjentów ambulatoryjnych, w tym o jedną trzecią pierwszorazowych. To oznaczało skrócenie kolejek. Finansowo wygląda to w ten sposób, że łącznie wydatki w przypadku chorób tarczycy w szpitalu i endokrynologicznym AOS wzrosły prawie dwukrotnie.
- Tak należy podchodzić do zmiany sposobu finansowania świadczeń w systemie ochrony zdrowia. To jest koronkowa robota, bo trzeba analizować szczegółowo świadczenie po świadczeniu - tłumaczyła prof. Więckowska.
Nie chodziło w tym przypadku o oszczędności, tylko o bardziej racjonalną strukturę opieki: mniej hospitalizacji, przesunięcie pacjentów do trybu ambulatoryjnego, zwiększenie dostępności do świadczeń i skrócenie czasu oczekiwania na świadczenie.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Dowiedz się więcej na temat:

1 dzień temu
10




English (US) ·
Polish (PL) ·