Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Od początku swojego istnienia samochody klasy super luksusowej kojarzą się z wielkimi silnikami. Od około osiemdziesięciu lat standardem są motory w układzie V o dwunastu cylindrach i nierzadko absurdalnych wręcz pojemnościach. Może czas złamać status quo?
- Maybach, w czasach kiedy był jeszcze osobną firmą wprowadził na rynek pierwszy samochód napędzany silnikiem V12, było to ponad sto lat temu
- Dziś Maybach to wewnętrzny brand Mercedesa firmujący "najgrubsze" wersji ich topowych aut
- Hybryda napędzająca S klasę Maybach to trzylitrowy silnik benzynowy połączony z elektrykiem, razem generują 510 koni i rozpędzają to wielkie nadwozie do setki w 5,1 sekundy
- Auto zostało wypożyczone autorowi przez producenta bezpłatnie na czas testów
Kiedy zwykła S klasa to za mało
Mercedes klasy S to topka motoryzacyjnego świata. Jeżdżą nimi głowy państw, prezesi międzynarodowych koncernów, sławy estrady oraz wielkiego ekranu, a także masa innych znanych i majętnych tego świata. Dla tych, dla których zwykła eSka to za mało, jest odmiana Maybach, będąca o półkę wyżej w kategorii luksusu. Sama nazwa pochodzi od nazwiska genialnego inżyniera, który założył firmę Maybach Motorenbau w 1909 r. Silniki jego produkcji napędzały na przykład sterowce Zeppelin, a później między innymi luksusowe samochody. To właśnie jemu zawdzięczamy pierwsze auto napędzane wspomnianą wcześniej V dwunastką. Był nim onieśmielająco luksusowy model DS. Niekiepską ironią losu jest więc fakt, że szyld pod którym wprowadzano na rynek silniki V12 jako standard w klasie super luksusowej dziś firmuje początek odejścia od ich stosowania montując pod maską nowej S klasy Maybach silnik zaledwie trzy litrowy, jedynie sześciocylindrowy i jakby tego było mało hybrydowy! Tylko czy faktycznie jest nad czym wylewać łzy?
Odpowiedź jak to w życiu bywa nie jest ani oczywista, ani jednoznaczna. Zanim jednak postaram się jej udzielić porozmawiajmy o Mercedesie S Maybach jako takim. Bez zagłębiania się w to co jest pod maską. Nowa Ska to przynajmniej moim całkowicie subiektywnym zdaniem najlepiej wyglądające auto z trójki Audi A8, BMW serii 7 i S klasa właśnie. Zastosowane w tej generacji delikatne, obłe i aerodynamiczne linie dobrze jej zrobiły. Auto mimo swoich rozmiarów nie generuje niepożądanych skojarzeń z czołgiem, bunkrem, ani tucznikiem świńskim. Sylwetka nowej S klasy jest niewiarygodnie elegancka w arystokratycznym, stonowanym stylu. Czerpie garściami z popularnego w ostatnim czasie ducha "old money", mimo że prezentuje się na wskroś nowocześnie. Patrząc na S od razu widzisz, że to samochód z najwyższej półki, ale ten nie sili się na kłucie w oczy swoją ceną wszystkich dookoła.
Ciąg dalszy artykułu pod wideo.
Długi i tłusty
Najwyraźniej ludzie odpowiedzialni za Maybacha musieli myśleć, że mają do czynienia z dziełem kompletnym, dlatego zmiany, które wprowadzili są dosłownie kosmetyczne. Na masce dumnie stoi gwiazda Mercedesa, teraz dostępna tylko tutaj i w Maybachach GLS, oraz SL. Pojawiło się kilka dodatkowych emblematów z podwójnym "M", parę nowych detali i to wszystko. Największa zmiana, to jednak długość samego auta. Mercedes S występuje w dwóch odmianach. Zwykłej, "krótkiej", która i tak ma pięć metrów i osiemnaście centymetrów długości, oraz przedłużonej Long — ta dorzuca do tego kolejne dziesięć centymetrów.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Maybach wynosi długość na kolejny poziom osiągając powodujące zawrót głowy 5,47 metra. Ma to wpływ na kilka rzeczy, te dobre efekty zabiegu odczujesz we wnętrzu, konkretnie na tylnej kanapie, te gorsze są widoczne z zewnątrz i zza kierownicy.
Po pierwsze tak mocne rozciągniecie nadwozia, z którego całość przypada na przestrzeń między osiami sprawia, że profil auta zaczyna wyglądać trochę karykaturalnie. Na szczęście rozciąganie zatrzymało się w ostatnim akceptowalnym stylistycznie momencie. Mam wrażenie że jeszcze choćby odrobiona absolutnie zrujnowałaby proporcje i całość wyglądałaby po prostu komicznie. A ostatnie czego chcesz w limuzynie za milion złotych, to żeby ta wzbudzała śmiech postronnych.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Drugą kwestią, którą trzeba brać pod uwagę to manewrowanie i jazda po mieście. O ile w trasie większy rozstaw osi sprawia, że auto jest jeszcze bardziej wygodne, lepiej radząc sobie z nierównościami, a stabilność dodatkowo się poprawia, o tyle w mieście 5,5 metra robi swoje. Rzeczą konieczną na liście opcji jest tylna skrętna oś, chociaż uważam za szaleństwo, że nie jest montowana w standardzie. Co więcej, w samochodzie testowym tej opcji nie było i wierzcie mi, że czasem manewrowanie Ską było prawdziwym wyzwaniem. Wiem, że właściciele tych aut rzadko, lub wręcz nigdy nie będą siadać za kierownicą, ale miejcie litość dla swoich szoferów, błagam Was!
Zmiany nie ominęły oczywiście wnętrza, chociaż różnica między wysoko doposażoną "zwykłą" eską, a Maybachem jest naprawdę bardzo subtelna. Tak naprawdę jest do dostrzeżenia wyłącznie z perspektywy tylnych foteli, gdzie po pierwsze uderza znacznie większa ilość miejsca. I mam tu na myśli naprawdę jego ogrom. Na rozkładanym fotelu możesz dosłownie rozłożyć się na płasko, a czubki Twoich palców u nóg dalej nie dotkną przedniego fotela, który swoją drogą na tę okoliczność dodatkowo się złoży maksymalnie do przodu.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Jak już jesteśmy przy fotelach, to te w Maybachu zdają się być jeszcze lepsze niż w Sce, chociaż wyglądają łudząco podobnie. Zakres ich regulacji i to jak przyjemnie otulają ciało jest naprawdę zniewalający, wobec po prostu fenomenalnych w normalnej S klasie. No i jest jeszcze lodówka na szampana z bajeranckimi kieliszkami wykonanymi z czystego srebra (to też opcja). Poza tym można by się dopatrywać takich szczegółów, jak jeszcze pełniejsze wykończenie wnętrza, jeszcze lepszej jakości skórą, ale to właściwie wszystko. Kabina S klasy to po prostu klasa właśnie, a Maybacha to klasa wyższa, właściwie najwyższa z możliwych. Jeżeli chcesz więcej poczytać o wnętrzach w esce oraz w Maybachu (co prawda GLS, ale są bardzo podobne, przy zastrzeżeniu, że to w klasie S jest w każdym wymiarze lepsze) odsyłam do naszych wcześniejszych testów. My natomiast nie traćmy czasu i przejdźmy do głównego powodu, dla którego się tu dziś spotkaliśmy.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Czy za stworzenie hybrydowego Maybacha, ktoś powinien trafić na stos?
Zacznijmy od teorii stojących za każdą ze stron tego sporu. Będąc motoryzacyjnym purystą i nie zagłębiając się w temat, można by stwierdzić z całym przekonaniem, że pomysłodawcy projektu popełnili niewybaczalny grzech. Samochody takie jak S klasa Maybach, powstają w ilości liczonych w setkach, maksymalnie tysiącach na cały świat. Ich udział w puli zanieczyszczeń, które generujemy jako ludzkość, jest więc dosłownie niezauważalny. Naprawdę nie ma znaczenia dla świata, czy pod maską będzie pracował silnik V12 przepalający nawet i 30 litrów benzyny na sto kilometrów, czy będzie to jak w tym przypadku rzędowa szóstka z hybrydą. Będzie to miało jednak znaczenie, jeżeli chodzi o doświadczenia płynące z jazdy. Żaden inny silnik niż V12 nie będzie pracował tak aksamitnie i nie pozwoli na rozpędzanie tak ciężkiego ładunku luksusu i samozadowolenia w tak pozbawiony wysiłki sposób. Bez absolutnie żadnych drgań, bo od tych jednostki w takim układzie cylindrów są całkowicie wolne, bez potrzeby wchodzenia na wysokie obroty, bez wulgarnego warczenia z wydechu. Tego po prostu nie da się przeskoczyć.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Tylko chwila, jeżeli wszyscy mamy podejmować nieustanne wyrzeczenia i ograniczać osobisty komfort w imię walki ze zmianami klimatycznymi, to dlaczego bogaci tego świata nie mają w tych wysiłkach uczestniczyć? I mówię tu o uczestnictwie osobistym, a nie wydawaniu dyrektyw i rozporządzeń dla mas. Ok, niech mają swoje wypasione limuzyny, dobrze wiemy, że i tak by ich nie oddali, nawet w obliczu nadciągającej wolny klas, ale niech ich krążowniki spalają mniej, generują mniej zanieczyszczeń i niech na Boga odczują, chociaż najdrobniejszy spadek komfortu życiowego.
Prawda jednak jest taka, że wszelkie dywagacje na ten temat to domena ludzi, których na Maybacha nigdy nie będzie stać. Nic więc dziwnego, że Mercedes wzruszył nad tym wszystkim ramionami i zrobił, co musiał. Co i tak, wcześniej, czy później w tej klasie musiało mieć miejsce. Czy siedząc na tylnej kanapie Maybacha S w wersji 580 e da się wyłapać różnicę między nim, a egzemplarzem z V12? Tak, ale wymaga to naprawdę poważnego skupienia i wyłuskiwania niuansów w rozmiarze nano. Nikt, kogo stać na siedzenie tam, nie będzie przywiązywał żadnej wagi do tak przyziemnych spraw.
Czy siedząc za kierownicą będzie Ci przeszkadzało, że masz o połowę mniej cylindrów? Jeżeli chodzi o ilość mocy, jej dostępność i tym podobne parametry to absolutnie nie. Fakt, dźwięk silnika jest znacznie mniej aksamitny i zdecydowanie nie tak szlachetny. Z tym nie ma sensu nawet próbować polemizować Inna kwestia jest taka, że wygłuszenie S klasy jest tak dobre, że ów dźwięk będzie dobiegać uszu pasażerów skrajnie rzadko. Różnica w apetycie na paliwo względem odmiany V12 a hybrydy jest niebotyczna. W mieście będzie to w skrajnych przypadkach 25, kontra 5 litrów i nie mówię tu o danych fabrycznych, a o realnych wartościach z prawdziwego życia.
Sama hybryda również jest więcej niż "niezła". Mercedes zainstalował tu rozwiązanie z wtyczką, czyli hybrydę plug-in. Wyjątkowo jednak dla tego typu napędów ładowanie baterii z zewnętrznego źródła jest faktycznie opcjonalne i jego brak nie powoduje, że samochód robi się dosłownie do niczego tracąc moc jednocześnie zyskując nieposkromiony apetyt.
W takim razie ostatecznie, czy hybrydowy Maybach to bluźnierstwo, które nigdy nie powinno powstać? Nie. To po prostu znak czasów i tak długo jak mamy wybór nic złego w tym, że taki samochód powstał. Schody zaczną się za kilka lat, kiedy zakusy, by ostatecznie pozbyć się ze świata jednostek V12 przybiorą na sile, a to niestety absolutnie nieunikniony ciąg zdarzeń.
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora
Mercedes S Maybach Foto: Marcin Witkowski / Archiwum prywatne autora