Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
— Ta podróż z Polski do Maroka kiełkowała we mnie latami, aż w końcu poczułam, że to jest ten moment, że dam sobie radę, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Bałam się rzucić pracę, ale jeszcze bardziej się bałam, że życie minie, a ja go nie przeżyję — mówi Oliwia Dudalska, która opowiedziała nam o swojej podróży.
- — Praca na etacie daje duże poczucie bezpieczeństwa, ale też bardzo blokuje. 26 dni urlopu, kiedy tu tyle świata do zobaczenia i tyle dróg do przejechania? — komentuje Oliwia Dudalska
- — Nie chodzi o to, aby dostać się do Maroka prostą i szybką drogą, tylko ładną drogą. Trasa wiedzie przez Karpaty, Alpy, Pireneje, Sierra Nevada i marokański Atlas. Góry i jazda po nich na rowerze dają mi to nieopisane uczucie wolności i spełnienia — tłumaczy nasza rozmówczyni
- — Mam ze sobą namiot i staram się pod nim spędzać jak najwięcej nocy. Śpię na dziko, rzadziej na campingach. Czasem też pytam ludzi, czy mogę się rozbić na ich działce — przyznaje Polka
- — Nie jestem bogata. Po prostu bardziej niż stabilizacji chciałam przygody. Zrezygnowałam z wynajmu mieszkania, sprzedałam parę rzeczy, odłożyłam każdą wolną złotówkę. Co będzie po powrocie? Będę się martwić, jak wrócę — podsumowuje
Oliwia Dudalska to 28-latka pochodząca z Iławy, która wyruszyła w podróż z Polski do Maroka na rowerze, a swoje zmagania pokazuje na Instagramie. Postanowiliśmy porozmawiać z nią o tej wyprawie.
Rowerem z Polski do Maroka
Oliwia Dudalska Foto: Archiwum własne bohaterki
Czemu zdecydowałaś się rzucić pracę na etacie i pojechać rowerem z Polski do Maroka?
Oliwia Dudalska: Na to pytanie zawsze odpowiadam cytatem Agnieszki Osieckiej: "Od jakiegoś czasu zauważyłam, że się duszę. Najpierw tylko we wtorki, potem co drugi dzień, a teraz ciągle, nawet w niedzielę. Ja potrzebuję przeciągu, szerokiej skali, czynów ogromnych". Chodzi o to, że ja zawsze czułam w sobie potrzebę zrobienia czegoś dużego, przeżycia życia przez duże "Ż", wyrwania się z systemu. Praca na etacie daje duże poczucie bezpieczeństwa, ale też bardzo blokuje. 26 dni urlopu, kiedy tu tyle świata do zobaczenia i tyle dróg do przejechania?
Gdy odkryłam rower, znalazłam sposób na siebie i na swoje przygody. Ta podróż z Polski do Maroka kiełkowała we mnie latami, aż w końcu poczułam, że to jest ten moment, że dam sobie radę, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Bałam się rzucić pracę, ale jeszcze bardziej się bałam, że życie minie, a ja go nie przeżyję.
"Gdy odkryłam rower, znalazłam sposób na siebie i na swoje przygody" Foto: Archiwum własne bohaterki
Co to była za praca?
Pracowałam jako event manager w jednej z topowych warszawskich restauracji. Chcieli mi w późniejszym okresie udzielić nawet urlopu bezpłatnego na dwa miesiące, praca by na mnie czekała, ale ja czułam, że jak już wyjadę, to mogę nie wrócić. Poza tym nie chciałam być ograniczona czasowo, bo wolałam pozwolić sobie pobłądzić po tych górach i zostać gdzieś dłużej, jak będzie mi się podobało.
"Podróż z Polski do Maroka kiełkowała we mnie latami" Foto: Archiwum własne bohaterki
Obecnie pracujesz jeszcze zdalnie czy poświęcasz się wyłącznie podróży?
Obecnie nie pracuję, podróż pochłania mnie kompletnie. Trochę ciężko było mi wygospodarować czas nawet na ten wywiad.
Dlaczego wybrałaś akurat ten kierunek?
Podróż z Polski do Maroka pozwala mi na przekroczenie wielu pasm górskich i to o to chodzi. Motto tej wyjazdu brzmi "chasing nothing but vertical meters", co po polsku znaczy "goniąc tylko za pionowymi metrami". Nie chodzi o to, aby dostać się do Maroka prostą i szybką drogą, tylko ładną drogą. Trasa wiedzie przez Karpaty, Alpy, Pireneje, Sierra Nevada i marokański Atlas. Góry i jazda po nich na rowerze dają mi to nieopisane uczucie wolności i spełnienia. Podziwiam piękne widoki, matkę naturę i puste przestrzenie. Dają mi także poczucie sprawczości. Skoro swoim uporem i determinacją byłam w stanie wjechać tak wysoko, to poradzę sobie ze wszystkim.
"Nie chodzi o to, aby dostać się do Maroka prostą i szybką drogą, tylko ładną drogą" Foto: Archiwum własne bohaterki
Gdzie teraz jesteś?
W Alpach Francuskich, a dokładniej w departamencie Hautes Alpes. Mam za sobą kilka przepięknych przełęczy, a dzisiaj zdobyłam legendarny Col du Galibier położony na wysokości 2642 m n.p.m. To regularny punkt na Tour de France.
Dalsza część wywiadu pod materiałem wideo:
Co jeszcze przed tobą?
Przede mną ostatnie dwie francuskie przełęcze i żegnam się z Alpami. To dla mnie bardzo smutne, bo spędziłam tu prawie miesiąc. Alpejskie przełęcze to coś niesamowitego, strome podjazdy po dwadzieścia parę km, ale na szczycie fundujące zapierające dech widoki. Uwielbiam też tutejsze zjazdy
Dalej przez Prowansję zmierzam we wschodnie Pireneje, stamtąd wybrzeżem do Alicante i będę odbijać w góry Sierra Nevada, a następnie z Gibraltaru promem do Maroka. Tam ostatnie góry, czyli Atlas i do Polski wracam samolotem.
"Rower złożyłam sama" Foto: Archiwum własne bohaterki
Czy masz jakiś specjalny rower?
Mam rower typu gravel, który pozwala na założenie grubszej opony, dzięki czemu mogę jeździć również po szutrach i lasach. Kierownica typu baranek jest bardzo wygodna do szosowej jazdy po górach.
Rower złożyłam sama. Wszystkie części i rama kupowane były osobno. Chciałam wiedzieć, jak działa rower, żeby umieć go naprawiać podczas samotnych podróży. Dzięki temu rower ma wszystkie komponenty, jakie chciałam, a także różowy kolor.
"Nie ma miejsca na dużą kosmetyczkę albo kilka koszulek do wyboru" Foto: Archiwum własne bohaterki
Co w ogóle bierze się ze sobą na taką podróż?
Jak najmniej. Warto pamiętać, że potem to wszystko wwozisz pod tę górę, więc trzeba kwestionować każdy gram. Nie ma miejsca na dużą kosmetyczkę albo kilka koszulek do wyboru. Sprzęt campingowy, dwie koszulki na zmianę, dwie pary bibsów (spodenki kolaraskie), dwie pary skarpetek, szczoteczka, pasta, mydło i tyle. Minimalizm jest w tym przypadku najlepszym przyjacielem. W swoim bagażu widzę jeszcze sporo rzeczy do zminimalizowania i wymiany na ultralekkie.
W moim najwięcej waży sprzęt fotograficzny. Jest on jednak konieczny, jeżeli chce się ładnie dokumentować podróż. Myślę, że będę ją wspominać przez długie lata, więc w ogóle nie kwestionuję jego ciężaru.
"Nie jestem bogata, po prostu bardziej niż stabilizacji chciałam przygod" Foto: Archiwum własne bohaterki
Ile musiałaś zaoszczędzić, żeby pojechać w tę podróż?
Kiedyś myślałam o konkretnej sumie. Mówiłam sobie: dobra, jak uzbieram X zł, to wtedy pojadę. W pewnym momencie zauważyłam jednak, że to zgubne myślenie, bo nasza natura jest taka, że człowiek zawsze chce więcej i więcej. Przyszedł moment, w którym stwierdziłam, że nie mogę dłużej odkładać swoich marzeń na później.
Nie jestem bogata. Po prostu bardziej niż stabilizacji chciałam przygody. Zrezygnowałam z wynajmu mieszkania, sprzedałam parę rzeczy, odłożyłam każdą wolną złotówkę. Mam tyle, żeby przeżyć wedle założonego budżetu podczas podróży. A co będzie po powrocie? Będę się martwić, jak wrócę.
Osoby kibicujące mi w podróży zaczęły również wspierać mnie poprzez portal buymeacoffee.com symbolicznymi "kawkami na drogę", co jest niesamowicie miłe.
"Osoby kibicujące mi w podróży zaczęły również wspierać mnie poprzez portal buymeacoffee.com" Foto: Archiwum własne bohaterki
Napisałaś, że starasz się wydawać maksymalnie 100 zł dziennie. Czy to ci się udaje? Na co wydaje się najwięcej pieniędzy podczas takiej podróży?
Zdecydowanie najwięcej wydaje się na jedzenie. Jak jeździsz po górach i każdego dnia pokonujesz od 1 tys. do 2 tys. 500 m przewyższenia, to naprawdę nie ma takiej ilości jedzenia, której byś nie zjadł. Ja nie dość, że muszę nadrobić spalone w ciągu dnia kalorie, to jeszcze wieczorem staram się naładować na kolejny dzień.
Mieszczę się w założonym budżecie, na jedzenie wydaję ok. 10-15 euro dziennie, kupuję tylko na promocjach, produkty z krótką datą lub przez aplikacje typu Too Good To Go. Dzięki temu raz na jakiś czas udaje się odłożyć na camping lub większy obiad w knajpie.
"Zdecydowanie najwięcej wydaje się na jedzenie" Foto: Archiwum własne bohaterki
Gdzie najczęściej śpisz?
Mam ze sobą namiot i staram się pod nim spędzać jak najwięcej nocy. W Alpach jest jednak bardzo dużo takich prostych drewnianych schronień dla wędrowców (tzw. bivacco), w których można przenocować wysoko w górach. Uwielbiam tę opcję, bo zawsze budzisz się z pięknym widokiem, to lepsze niż jakikolwiek pięciogwiazdkowy hotel.
Pod namiotem śpię na dziko, rzadziej na campingach. Czasem też pytam ludzi, czy mogę się rozbić na ich działce, a oni zawsze witają mnie z uśmiechem, goszczą i częstują jedzeniem. Ludzie obserwujący moją podróż również piszą do mnie z ofertą przenocowania i dzięki temu poznałam naprawdę wspaniałe osoby.
"Mam ze sobą namiot i staram się pod nim spędzać jak najwięcej nocy" Foto: Archiwum własne bohaterki
Nie boisz się spać w namiocie na dziko albo u ludzi napotkanych na trasie?
To nie tak, że w ogóle się nie boję, ale jestem na tyle ostrożna w tym, co robię, że mam duże poczucie bezpieczeństwa. Jasne, że mogę się bać wszystkiego, co niespodziewane, ale dopóki to się nie wydarzy, nie będę wiedziała, jak sobie z tym poradzić.
Dodatkowo my kobiety musimy uważać bardziej. To bardzo nie fair. Wywołuje to we mnie dużo gniewu, ale tym bardziej nie pozwolę, aby ten strach powstrzymał mnie przed odkrywaniem i doświadczeniem świata. Tylko dlatego, że jestem kobietą, każdy pyta "a nie boisz się tak sama?". Mężczyzn się o to nie pyta.
"My kobiety musimy uważać bardziej" Foto: Archiwum własne bohaterki
Co cię zaskoczyło podczas tej podróży?
To, ile jedzenia jestem w stanie przyjąć. Tak zupełnie serio, to zaskoczyło mnie, jak człowiek szybko adaptuje się do trudnych warunków. Myślałam, że będzie mi ciężko być samej tyle dni w drodze, pokonywać góry ciężkim rowerem, spać na dziko, znosić deszcze i upały. Tymczasem okazało się, że właśnie w tych chwilach czuję się najmocniej. Pokonywanie tych wszystkich przeciwności samotnie daje ogromne poczucie sprawczości i siły.
"Zaskoczyło mnie, jak człowiek szybko adaptuje się do trudnych warunków" Foto: Archiwum własne bohaterki
Co sprawia ci trudność podczas drogi?
Największym wyzwaniem jest zmęczenie fizyczne, szczególnie podjazdy z całym bagażem, a teraz do tego dochodzi jeszcze upał. Ciało się buntuje, ale głowa mówi: jeszcze tylko parę metrów w górę. Ludzie często pytają mnie, jakie miałam wcześniej przygotowanie treningowe, ale takie podróże to wcale nie jest siła nóg, tylko głowy.
Trudne są również momenty tęsknoty za bliskimi, ale oni wszyscy mocno mi kibicują, mam za sobą mur najcudowniejszych ludzi i to daje mi ogromnie dużo siły.
"Co będzie po powrocie? Będę się martwić, jak wrócę" Foto: Archiwum własne bohaterki
Jakie masz plany po powrocie?
Ta podróż uczy mnie, że nie wszystko trzeba wiedzieć od razu. Nie wiemy dokładnie, co czeka nas za zakrętem i to jest super. Na razie chcę chłonąć i przeżywać, a potem zobaczymy, co przyniesie droga.
Przede wszystkim chcę dalej żyć po swojemu. Może będę musiała wrócić na chwilę do zwykłej pracy typu 8-16, ale tylko po to, żeby zarobić na kolejną podróż. Marzy mi się życie w drodze.