Realia pracy rzecznika prasowego. Jeden niedługo będzie miał wyjątkowo ciężko [FELIETON]

3 dni temu 8
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Kogoś takiego do tej pory rząd się nie dorobił, chociaż pracuje już ponad półtora roku. Widocznie szef tego zakładu pracy uznał, że jego twórczość w serwisie X wystarczy, a poza tym skoro w rządzie zdarzają się spory wewnątrz tworzącej go koalicji, to kogo ten rzecznik miałby reprezentować? Dlatego lepiej go nie powoływać.

Ale potem przyszła bolesna porażka w wyborach prezydenckich. Koalicjanci wzięli się za łby, a wśród licznych powodów porażki murowanego faworyta do wygranej wymienia się też brak skutecznej polityki informacyjnej rządu, który za mało trąbił o swoich sukcesach. Bo nie miał rzecznika. No i teraz w końcu ma mieć.

Temu komuś bardzo współczuję. Najlepiej, żeby to był ktoś samotny, nienlubiący jeździć na wakacje, śpiący krótko i kochający pracę ponad wszystko. Bo to będzie najgorsza fucha w rządzie. Jeszcze gorsza od posady ministra zdrowia, którą bardzo często obsadza się z łapanki.

Dajmy spokój rządowi i jego przyszłemu rzecznikowi. Pozwólcie na kilka uwag o roli rzecznika prasowego i o tym, jak na przestrzeni lat zmieniają się warunki pracy osób pełniących tę funkcję.

Najprościej mówiąc zmieniają się tak, jak zmieniają się media. Dawno, dawno tamu, kiedy gazety codzienne były najważniejszym źródłem informacji dla pozostałych mediów zawodowe życie dziennikarzy porządkował deadline. Gdy gazeta odjechała do druku z pierwszym wydaniem, redakcja przechodziła w stan spoczynku, zostawiając na posterunku dyżurnych, którzy czasem coś tam zmienili na drugie, późniejsze wydanie (trafiało ono do niektórych większych miast).

Skoro dziennikarze kończyli aktywność, to i rzecznicy prasowi mogli spokojnie wyłączyć służbowe telefony (poza rzecznikami służb mundurowych, bo ci nigdy nie znali dnia ani godziny). Dziś gazety codzienne mocno podupadły na znaczeniu. A redakcyjny deadline oznacza nie tylko moment zesłania kolejnego numeru do drukarni. Oznacza przede wszystkim moment, w którym to, o czym donosi gazeta właśnie zaczyna się starzeć. Poza materiałami, które są informacjami ekskluzywnymi. Ale tych z czasem w gazetach coraz mniej. 

Newsletter WirtualneMedia.pl w Twojej skrzynce mailowej

Dawną gazetową rolę dostarczania newsów przejęły serwisy internetowe. W nich nie ma czegoś takiego, jak deadline. Dlatego zmieniły się też warunki pracy rzeczników prasowych. Osoba poważnie traktująca ten zawód jest pod telefonem praktycznie całą dobę. 

Nie zmieniają się natomiast oczekiwania instytucji (firm, organizacji itp.) wobec swoich rzeczników. Mają chwalić się dokonaniami pracodawcy, a gdy jest kryzys, mają próbować rozbroić bombę zanim wybuchnie, a jeśli jednak wybuchnie to często są piorunochronami wystawionymi na strzał przez szefów. W tej właśnie roli odgromnika widzę przyszłego rzecznika rządu.

Doświadczony rzecznik ma swoje sposoby, by sobie dobrze ułożyć relacje z mediami. Przez jego ręce przechodzą informacje, które są chodliwym towarem dla redakcji. Jeśli je umiejętnie i dyskretnie rozdaje zaprzyjaźnionym dziennikarzom, to w pewien sposób kupuje sobie ich przychylność. A ta przychylność może procentować, gdy pracodawca rzecznika będzie miał kryzys. Rzecznik może mieć więcej czasu na przygotowanie obrony, a i ostrze krytyki może nie być aż tak głęboko raniące. Wiem, pachnie to jakimś cokolwiek niezdrowym układem, ale tak po prostu jest.

A czego pracodawca wymaga jeszcze od rzecznika? Absolutnej lojalności. Jeśli taka zawodowa współpraca trwa dłużej, to jest rzeczą absolutnie oczywistą, że rzecznik gromadzi potężną wiedzę o firmie i o szefie. Po zakończeniu pracy ma święty obowiązek zachowania jej dla siebie do grobowej deski i nie czynienia z niej żadnego użytku. Niestety, nie zawsze tak jest. Jeśli rzecznik znanej postaci pisze potem po rozstaniu z pryncypałem książkę i wykorzystuje w niej tę prywatną wiedzę (a były u nas takie przypadki), to jest to – delikatnie mówiąc –nieeleganckie. 

Wspomniana lojalność i zaufanie powinno działać w obie strony. Pracodawca też musi obdarzyć zaufaniem rzecznika. To naprawdę musi być zgrany duet. Jeśli szef ma rzecznika, ale jednocześnie odcina go od części informacji albo odgradza się od niego kordonem zauszników, to absolutnie nie rozumie roli rzecznika. To przypomina trochę sytuację na linii klient-adwokat. Jeśli ten drugi nie wie za dużo o tym pierwszym, to trudno oczekiwać od niego skutecznego działania.

I jeszcze słowo o dziennikarzach. Niektórzy z nich decydują się na wzięcie roboty rzecznika. Różne są tego powody, np. wypalenie w zawodzie czy szukanie stabilniejszej formy zatrudnienia i wyższej pensji. Ci zaś, którzy rzecznika szukają wśród dziennikarzy, kalkulują tak: zna media i mechanizmy nimi rządzące, no i zna dziennikarzy, więc w kryzysowych sytuacjach będzie mu łatwiej gasić pożar.

Różnie to wychodzi w praktyce. Są tacy, którzy przechodzą na drugą stronę i dobrze sobie radzą, ale są i tacy, którym się tylko wydawało, że taka zamiana ról to bułka z masłem. Moim zdaniem dziennikarz z krwi i kości nigdy nie będzie się czuł komfortowo w nowej roli. Bo, co tu dużo mówić, ciągnie wilka do lasu.

Przeczytaj źródło