[Opis Wydawnictwa Media Rodzina] Nowa powieść Dariusza Gizaka, publicysty i byłego oficera policji: klimatyczna, zaskakująca, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami i doświadczeniem autora.
Krynica Morska po sezonie. Podniszczony ośrodek wczasowy, będący azylem typów spod ciemnej gwiazdy. Gęsta atmosfera korupcji, demoralizacji i biznesu gangsterskiej proweniencji. W to wszystko wkracza detektyw Jacek Kowalik: profesjonalny, uparty i uczciwy do bólu. Czy uda mu się wyjaśnić zagadkę utonięcia młodej dziewczyny – tajemnicę, której zdaje się pilnie strzec cała Krynica?
O książce
Dariusz Gizak, były policjant i prywatny detektyw, w swoich książkach odsłania realia pracy operacyjnej bez filmowego blichtru. W jego kryminałach sukces śledztwa nie wynika z cudów techniki, lecz z determinacji ludzi.
– Najpoważniejsze sprawy udawało się doprowadzić do końca tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu prowadzących – podkreśla autor. – Technika pomaga, ale najpierw trzeba wiedzieć, na kogo ją skierować.
Fabuły obu powieści wyrastają wprost z zawodowych doświadczeń Gizaka – wieloletniej służby w policji, pracy w windykacji i działalności detektywistycznej. Wiele epizodów inspirowanych jest autentycznymi zdarzeniami. Dzięki temu seria o Jacku Kowaliku nie jest tylko literaturą sensacyjną, ale zapisem prawdziwego życia w mundurze – z jego adrenaliną, ryzykiem i momentami bezsilności.
Przy planowaniu zatrzymania szczególnie niebezpiecznych przestępców, gdy tylko był na to czas, sam jechał na miejsce, aby zrobić ustalenia. Jako dowódca czuł odpowiedzialność za swoich podwładnych. To bardzo obciążające wydawać ludziom polecenia wejścia tam, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach z własnej woli by nie wszedł. Był też inny powód, dla którego nigdy nie pomijał tego etapu. Wielokrotnie zapoznawał się z raportami i analizował wydarzenia, jak na przykład w Magdalence, kiedy zginęło dwóch, a rannych zostało kilkunastu policjantów. Wiedział, jak ważne jest dobre rozpoznanie, i odruchowo stosował tę zasadę we wszystkich sytuacjach.
Główny bohater, Jacek Kowalik – funkcjonariusz z przeszłością i detektyw z przypadku – działa intuicyjnie, często wbrew procedurom. Jego „policyjny nos” to nie mit, lecz wynik doświadczenia i znajomości ludzi.
– Policyjny nos to statystyczna prawidłowość – tłumaczy Gizak. – Zawsze będzie potrzebny, choć dziś coraz trudniej prowadzić rozpoznanie, zwłaszcza w środowiskach obcych kulturowo.
Realizm „Wolty” i „Prądu wstecznego” jest surowy, ale niepozbawiony empatii. Autor nie dzieli świata na dobrych i złych – policjanci, windykatorzy, ludzie wykluczenia i przestępcy mają swoje racje i ograniczenia.
– Z wieloma ludźmi z marginesu mam kontakt do dziś. To często dobrzy ludzie, tylko żyją inaczej – mówi Gizak.

W „Wolcie” ważną rolę odgrywa Warszawa – miasto z duszą i bliznami. Praga, Dworzec Centralny, zaułki znane tylko nocnym bywalcom – to nie dekoracje, lecz uczestnicy wydarzeń. W „Prądzie wstecznym” detektyw Kowalik trafia do Krynicy Morskiej po sezonie, by zbadać zagadkę utonięcia młodej dziewczyny. W miasteczku czuć atmosferę korupcji, demoralizacji i przestępczego układu. Bo – jak pokazuje Gizak – najciekawsze historie dzieją się w małych miejscowościach.
Autor nie epatuje przemocą, choć jej cień zawsze jest obecny.
– Przemoc jest dla mnie czymś zwyczajnym, więc mało ciekawym literacko. Wolę pokazywać emocje i sytuacje, w których rodzi się zło – mówi Gizak.
Taki wybór sprawia, że brutalność w jego powieściach uderza mocniej – bo nie jest efektem wyobraźni, lecz zapisem rzeczywistości.
Wszyscy wstali i dołączyli do oklasków. Jacek poczuł zażenowanie, ale wbrew sobie odczuł też dziwną bliskość z tymi ludźmi. Ta zbieranina dziwnych typów spod ciemnej gwiazdy zastanawiająco dobrze pełniła funkcję rodziny. Jacek pojawił się tu w jednym celu: wyciągnąć z nich tyle informacji, ile tylko się da, a tymczasem złapał się na tym, że ma z nimi wspólne sprawy, jedzą razem swojskie, domowe posiłki, zaczynają się poznawać, akceptować i doceniać. Zastanawiał się, czy tak działają wszystkie małe, odizolowane od świata społeczności, czy może po prostu jego samotność dała się mu już we znaki i chętnie zajął miejsce wśród nich.
„Prąd wsteczny” i „Wolta” to kryminały bez maski – historie o świecie, w którym lojalność i moralność są towarem deficytowym. Ale to także opowieści o człowieku: jego słabościach, lękach i potrzebie sensu. W literaturze kryminalnej coraz trudniej o autentyczność – Gizak udowadnia, że nadal można pisać o niej prawdziwie.
Przeczytaj fragment:
– Co wczoraj robiłeś? Po kolei cały dzień.
Jacek miał już zapytać, czy to przesłuchanie i dlaczego miałby odpowiadać na to pytanie, ale się powstrzymał. Takich rozmów, zwanych w policyjnym żargonie rozpytaniami, przeprowadził setki.
Wiedział, że po zadawanych pytaniach dowie się więcej od Cembulaka niż Cembulak od niego. Już teraz przeczuwał, że chodzi o starcie w Pelikanie z tamtymi dwoma byczkami, ale musiał się upewnić.
– Pracowałem. W jednym domku instalowałem nowe gniazdka, bo na dwa pokoje i kuchenkę było tylko jedno. Nie skończyłem, bo mi przewodów zabrakło. Dzisiaj bym skończył, ale pewnie mi czasu zabraknie – powiedział Jacek i zamilkł. Czekał.
– A dalej?
– Co dalej?
– No, co dalej robiłeś?
– Obiad jadłem.
– I?
– Dobry był. Kucharka na ośrodku naprawdę dobrze gotuje – odparł Kowalik, bardzo się pilnując, żeby zachować powagę.
Policjant poczerwieniał na twarzy i wstał od biurka, chciał chyba wywarczeć groźbę na stojąco.
– Chłopie, jak mnie będziesz denerwował, to cię zamknę w areszcie i długo jeszcze roboty w tym domku nie dokończysz.
– Ale za co? – Jacek tylko czekał na dobrą okazję, by zadać to pytanie.
– Już ty dobrze wiesz, za co.
– No właśnie nie wiem.
Cembulak usiadł z powrotem i Jacek spodziewał się, że teraz wróci do pytań o dalszy przebieg dnia. A ten dał kolejny dowód swojej indolencji, bo wypalił od razu:
– Byłeś wczoraj w ośrodku Pelikan?
– Spacerowałem w pobliżu – rzucił Jacek.
– I?
– I po spacerze poszedłem na kolację do Bursztyna. Też była dobra.
Policjant aż sapnął ze złości. Chwilę się zastanawiał, po czym klepnął dłonią w biurko.
– Dobra. Zagrajmy w otwarte karty – zaproponował.
Jeśli ktoś tak mówi, to można być pewnym, że nie ma zamiaru grać w otwarte karty.
O autorze
Dariusz Gizak - były oficer policji, absolwent Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Po odejściu z policji dowodził ochroną w takich miejscach, jak Prokuratura Okręgowa w Warszawie czy Dworzec Centralny. Pracował jako dyrektor w firmie windykacyjnej i specjalista do spraw windykacji jednego z dużych banków.
Autor opublikowanej w 1998 roku książki By(i)łem w ZOMO stanowiącej jedyny autentyczny zapis pokazujący funkcjonowanie ZOMO od wewnątrz.
Od 1998 roku dziennikarz, stały współpracownik publikujący artykuły w takich miesięcznikach, jak „Detektyw”, „Brać Łowiecka”, „Drwal”, „Las Polski”.
Pracował jako konsultant przy pisaniu scenariusza i w trakcie realizacji filmu „Dług” Krzysztofa Krauze.
Laureat Konkursów Literackich.
Prywatnie ojciec dwóch dorosłych synów, miłośnik wszystkiego, co z naturą i lasem związane. Zaangażowany w publicystykę dotyczącą ochrony przyrody, np. konfliktu wokół Birczy i utworzenia Parku Narodowego Puszcza Karpacka, problemów związanych z wilkami czy – wraz z prof. Simoną Kossak – w obronę białowieskich rysi przed agresywnymi badaniami naukowymi.
Artykuł sponsorowany

1 miesiąc temu
12







English (US) ·
Polish (PL) ·