Dorota Wróblewska, mieszkanka Buska-Zdroju, po 32 latach pracy, w tym 14 latach w znanej sieci handlowej, przeszła na emeryturę. Jej świadczenie wynosi 2 tys. 151,89 zł na rękę. – Jak dostałam pierwszą decyzję z ZUS-u, to nie mogłam w to uwierzyć – opowiada "Faktowi".
Ostatni rok przed przejściem na emeryturę pani Dorota spędziła na zwolnieniu lekarskim po operacji kręgosłupa, co wpłynęło na wysokość jej świadczenia. – To absurd, bo przecież to nie była moja wina, że musiałam się leczyć – mówi z żalem.
"Przemysł ma się bardzo dobrze". Oto jak Polska umacnia swoją pozycję
"Czy to godziwy pieniądz?"
Nie chcąc pogodzić się z niską emeryturą, Dorota Wróblewska zdecydowała się na wyjazdy do pracy za granicę. – Od września to już będzie mój czwarty wyjazd do Niemiec. Pracuję tam w opiece. To ciężka praca, zwłaszcza że mój kręgosłup wciąż mi doskwiera, ale tutaj w Polsce nie miałabym z czego żyć – mówi rozmówczyni "Faktu".
Choć od marca jej emerytura wzrosła o kilkadziesiąt złotych dzięki waloryzacji, wciąż nie pozwala jej na spokojne życie. – Dostaję teraz 2 tys. 270 zł brutto. Czy to jest godziwy pieniądz za 32 lata pracy? Nie sądzę – dodaje.
Pani Dorota wspomina także ostatnie lata pracy w Kauflandzie jako wyjątkowo trudne. – Po operacji kręgosłupa miałam ograniczenia zdrowotne, ale menadżer stwierdził, że nie ma przeciwwskazań. Postawili mnie na kasie, gdzie musiałam skanować ciężkie towary, jak zgrzewki wody czy worki cukru. Wytrzymałam dwa tygodnie i poszłam na chorobowe – opowiada pani Dorota.
Podkreśla, że jej sytuacja nie jest odosobniona. – Znam wiele osób, które po latach pracy w handlu dostają podobne emerytury. I co robią? Muszą dalej pracować albo wyjeżdżać za granicę – mówi. – Nie mam nic do ukrycia. To, co mówię, to prawda. Mam na to papiery. Czy to jest sprawiedliwe, że po tylu latach pracy muszę dalej się tułać za granicą, żeby móc jakoś żyć? – pyta retorycznie.

3 tygodni temu
25




English (US) ·
Polish (PL) ·