Barbara Nowacka, szefowa resortu edukacji, nie ma ostatnio dobrej passy. Odtajniony raport Instytutu Badań Edukacyjnych potwierdził, że jej sztandarowy projekt – likwidacja zadań domowych w podstawówkach – był złą decyzją. Z tego dokumentu wynika, że tylko 10 proc. nauczycieli popiera takie rozwiązanie. I raczej trudno mieć nadzieję, że to nauczyciele wychowania fizycznego.
Może więc warto przypomnieć, skąd w ogóle ten pomysł. Maciek z Włocławka po prostu przyszedł na wiec wyborczy premiera Donalda Tuska i poprosił, aby ten zlikwidował prace domowe. Pamiętam, z jakim entuzjazmem zapowiadano, że od 1 kwietnia 2024 r. zostaną wprowadzone nowe przepisy – i tu należy być precyzyjnym – ograniczające prace domowe w szkołach podstawowych. A dokładnie w klasach I–III prace domowe są zakazane (z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających motorykę małą), a w klasach IV–VIII są nieobowiązkowe i nie podlegają ocenie. Nikt tych zmian wcześniej rzetelnie nie konsultował z nauczycielami i dyrektorami szkół. Po prostu, nie czekając, aż zakończy się rok szkolny, zmieniono w jego trakcie zasady gry.
Barbara Nowacka tłumaczyła, że chodzi o to, aby ojciec czy matka nie pracowali z dziećmi do późna nad wykonaniem zadań domowych, makiet, prezentacji i plakatów. Z drugiej strony – dlaczego nie? Przecież tak buduje się również więzi rodzinne. Ponadto kierownictwo Ministerstwa Edukacji przekonywało, że dzięki temu rozwiązaniu uczniowie zyskają więcej czasu na rozwijanie własnych zainteresowań. Nie wzięło jednak pod uwagę, że te zainteresowania to najczęściej gry na tablecie i komputerze.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Artur Radwan
dziennikarz DGP
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej

6 dni temu
6






English (US) ·
Polish (PL) ·