Pożar na Krecie zaskoczył Polaków. "Mamy tylko paszporty i to, co na sobie"

7 godziny temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Poważna sytuacja na Krecie

Od środy na Krecie szaleją pożary zagrażające mieszkańcom i turystom. Ogień zauważono po południu, ale na sile przybrał w nocy z 2 na 3 lipca, kiedy od morza zaczął wiać silny wiatr. Żywioł zaczął szybko rozprzestrzeniać się na coraz większym terenie, szybko docierając z górskich lasów do wybrzeża. Według wstępnych szacunków spłonęło kilkanaście domów - choć na razie dokładna liczba jest trudna do oszacowania. W czwartek po południu śmigłowce przyspieszyły akcję gaśniczą na Krecie - dzięki czemu pożar rozdzielono na kilka mniejszych ognisk. W tej chwili straż pożarna walczy na trzech frontach. Jeden ze wspomnianych pożarów stale przesuwa się w kierunku miejscowości Koutsounari z powodu silnego wiatru. Tam sytuacja jest teraz najtrudniejsza. Walkę z żywiołem w Grecji relacjonują miejscowe media, w serwisie X pojawiły się też nagrania.

Relacje Polaków

- Siedzieliśmy na plaży, gdy podszedł kelner i powiedział, że możemy zabrać tylko paszporty i mamy natychmiast udać się przed hotel - relacjonowała Marta w rozmowie z Onetem. Kobieta wraz z rodziną przebywała w hotelu Kakkos Bay, który znajduje się między nomos Lasiti, gdzie pojawił się ogień a miejscowością Jerapetra. - Rozwozili nas pracownicy hotelu swoimi prywatnymi samochodami oraz autokar. Najpierw zawieźli nas do hotelu oddalonego o 20 km. Nie było pokoi, więc spędziliśmy noc w lobby na podłodze lub krzesełkach. O 5 przyjechał po nas autokar i rozwiózł po różnych hotelach - relacjonowała kobieta. Ostatecznie wraz z rodziną została wywieziona około 120 km od hotelu, w którym przebywała. - Nie chcemy zostać w tym miejscu, bo to hotel pracowniczy, jest tak brudno, że siedzimy na leżakach na plaży - dodała. Inny z Polaków relacjonował, że na Kretę przyjechał w niedzielę i choć kilka dni mógł cieszyć się spokojem. Jednak po wybuchu pożaru wraz z rodziną musiał opuścić hotel - ewakuowano ich do hali sportowej. - Na miejscu zostaliśmy otoczeni opieką. Napoje, ciepłe przekąski, wszyscy upewniali się, że niczego nam nie brakuje. Ewakuacja sama w sobie przebiegła bardzo sprawnie. Grecy bardzo szybko i dobrze się nami zaopiekowali - przekazał Zbigniew. Dodał, że obsługa hotelowa kazała zostawić walizki w hotelu, jednak "turyści z innych państw nie przejęli się apelem i wzięli walizki ze sobą". - My mamy tylko paszporty i to, co na sobie - relacjonował mężczyzna.

Ewakuacje mieszkańców i turystów

- W nocy skupiliśmy się na ratowaniu domów, bo nie mieliśmy wsparcia lotniczego. W wielu hotelach przeprowadzono ewakuację, ludzi przewieziono bezpiecznie do sali gimnastycznej w Lerapetra - powiedział w czwartek na antenie greckiej telewizji publicznej ERT News zastępca gubernatora Lasiti Yannis Andoulakis. Według informacji urzędnika takich ewakuowanych - zarówno turystów, jak i stałych mieszkańców wyspy - było ponad 1500 z pięciu miejscowości. W rejonie miasta Jerapeta nie było prądu, nie działały telefony komórkowe i były spore problemy z wodą.

Przeczytaj źródło