Ponad setka palestyńskich dzieci postrzelonych w głowę i tors. Eksperci: To pokazuje celowe działanie

1 miesiąc temu 18

4-letnią Mirę do szpitala Nasser przywieźli rodzice. Mówili lekarzom, że została postrzelona przez uzbrojonego, izraelskiego drona. Chociaż stan dziecka był krytyczny, lekarka Mimi Syed podjęła próbę jej ratowania. Po wykonaniu prześwietlenia głowy z szokiem odkryła, że w środku czaszki dziecka utknął pocisk.

Zobacz wideo Izraelski minister grozi, że wsadzi aktywistów do więzienia razem z terrorystami

Uruchamiamy zbiórkę na pomoc medyczną poszkodowanym w Gazie. Polska Misja Medyczna wysyła lekarzy bezpośrednio do Strefy Gazy. Każda złotówka to więcej aktów pomocy na miejscu. Dołącz do zbiórki >> TUTAJ.

Lekarzom udało się utrzymać Mirę przy życiu mimo tak poważnych obrażeń, a później usunąć pocisk z jej głowy. Amerykańska lekarka Mimi Syed, która pracowała w Strefie Gazy, najpierw była zszokowana widokiem rany postrzałowej w głowie małego dziecka. Jednak pracując tam dłużej, przekonała się, że nie było to odosobniony przypadek.

Holenderski dziennik "De Volkskrant" rozmawiał z Syed i kilkunastoma innymi lekarzami, którzy pracowali w Strefie Gazy. Poprosił ich także o zdjęcia, notatki czy prześwietlenia. Okazało się, że przypadki dzieci z tego typu ranami postrzałowymi są nie rzadkie, a masowe - i wskazują na celowe działanie izraelskich sił zbrojnych.

Na zdjęciu poniżej widać prześwietlenie głowy Miry:

Dzieci postrzelone przez snajperów

Dziennikarze "De Volkskrant" zapytali lekarzy z różnych państw, którzy pracowali w Strefie Gazy, o to, ile razy widzieli dzieci w wieku 15 lat i młodsze, postrzelone pojedynczą kulą w głowę lub klatkę piersiową. Inne rany postrzałowe (np. w kończyny) wykluczono, gdyż w takim przypadku bardziej możliwe jest to, że doszło do przypadkowego, a nie celowego postrzału. Skupiono się na osobach poniżej 15 roku życia, bo - oceniając je na podstawie wyglądu - nie ma wątpliwości, że to dzieci. 

"Piętnastu z siedemnastu lekarzy stwierdziło, że widziało dzieci w wieku 15 lat i młodsze z takimi ranami postrzałowymi. W sumie zidentyfikowali 114 dzieci, z których wiele zmarło" - piszą autorzy dziennikarskiego śledztwa. Jak zwracają uwagę, rzeczywista liczba zastrzelonych dzieci może być o wiele, wiele większa. Po pierwsze - aby nie pozostawiać żadnych wątpliwości, zastosowano w nim bardzo restrykcyjne kryteria. Po drugie, jak mówili lekarze, widzieli oni tylko mały fragment rzeczywistości w Gazie, a do szpitali nie trafiały dzieci, które zginęły na miejscu. 

Fragment opisu śledztwa 'De Volkskrant'

Fragment opisu śledztwa 'De Volkskrant'Fot. x.com/rcbregman

Dziennikarze nie tylko przejrzeli zdjęcia dziesiątek rannych i zabitych dzieci, ale też pokazali je specjalistom. Tak mówił cytowany przez gazetę patolog sądowy Frank van de Goot:

- Na zdjęciach rentgenowskich widzę głowy dzieci z kulami w czaszkach. Pociski musiały stracić dużo energii podczas lotu, ponieważ czaszki dzieci są cieńsze niż czaszki dorosłych, w przeciwnym razie przeszłyby na wylot. Zatem dzieci te zostały postrzelone ze znacznej odległości.

Taka ocena jest spójna z relacjami Palestyńczyków w Strefie Gazy, którzy mówią o strzałach oddawanych przez izraelskich snajperów oraz z uzbrojonych dronów. 

Z kolei według byłego dowódcy z holenderskich sił zbrojnych Marta de Kruifa prawdopodobieństwo, że ponad sto potwierdzonych postrzałów w głowę i tors to wynik przypadku jest "minimalne". - Wystarczy pomyśleć, jak małą powierzchnię ciała stanowi głowa. Jeśli mówimy o licznych ranach postrzałowych w okolicy serca i głowy, to nie są to przypadkowe ofiary. To wynik celowego ostrzału - powiedział.

Fragment opisu śledztwa 'De Volkskrant'

Fragment opisu śledztwa 'De Volkskrant'fot. x.com/rcbregman

Choć władze Izraela zapewniają, że zabijanie cywilów w Gazie nie jest ich celem, a wręcz starają się minimalizować straty, to kolejne śledztwa dziennikarskie - w tym oparte na wywiadach z żołnierzami - pokazują praktykę co najmniej przyzwolenia na zabijanie cywilów, w tym dzieci. 

Lekarze mówili dziennikarzom holenderskiego dziennika, że udało im się udokumentować tylko niewielką część tego, co widzieli. Było to związane między innymi z warunkami pracy, jej natężeniem i tym, że skupiali się przede wszystkim na leczeniu, nie dokumentacji. Jednak ważnym czynnikiem była też obawa o to, że wykonywanie zdjęć, mówienie o sytuacji w Gazie sprawi, że lekarze nie zostaną ponownie wpuszczeni przez władze Izraela do Strefy Gazy. 

Pomimo tego część niektórzy lekarze i tak decydują się pokazywać zdjęcia lub opowiadać o tym, co widzieli. Tak jeden z dni w Gazie opisywał 69-letni chirurg Mark Perlmutter:

- Podczas zdarzenia z masową liczbą ofiar szedłem przez izbę przyjęć. Wszędzie były dzieci. Odwracałem je, żeby zobaczyć, komu mogę pomóc. I wtedy zobaczyłem dwóch małych chłopców. Nie żyli. Zostali postrzeleni w klatkę piersiową i głowę. Mieli 6 lub 7 lat. Zbadaliśmy ich. Poprosiłem asystenta medycznego, żeby zrobił im zdjęcia.

Gazeta nie opublikowała fotografii, jednak dysponuje nimi, a dziennikarze je widzieli. 

Izraelskie siły zbrojne odmówiły odpowiedzi na pytania "De Volkskrant" o to, czy ich snajperzy celowo strzelają do dzieci w Strefie Gazy.

Dziesiątki tysięcy ofiar w Gazie

Według służby zdrowia w Strefie Gazy liczba ofiar od października 2023 roku to co najmniej 64 tysiące, z czego prawie 20 tysięcy to dzieci. Izrael podważa wiarygodność tych liczb, zwracając uwagę, że władze w Strefie Gazy (także cywilną, a więc obejmującą Ministerstwo Zdrowia) sprawuje Hamas. Jednak inne źródła wskazują, że rzeczywista liczba ofiar może być dużo wyższa. Według artykułu w prestiżowym piśmie medycznym "The Lancet" liczba ofiar do czerwca 2024 roku mogła być 40 proc. wyższa niż ta podawana oficjalnie. Inny szacunek mówi o 80 tys. ofiar do stycznia 2025 roku, a więc także kilkadziesiąt procent więcej, niż podaje służba zdrowia w Gazie.

Jak opisywał "The Guardian", emerytowany izraelski generał Herci Halewi - który był szefem Sztabu Generalnego do marca tego roku - powiedział, że w Gazie zabito lub zraniono około 10 proc. populacji, a więc ponad 200 tys. ludzi.

Przeczytaj źródło