- Zdaniem Łukasza Jankowskiego ekstremalnie wysokie wynagrodzenia niektórych lekarzy to wynik kominów płacowych, które istnieją z powodu błędnych działań NFZ
- Jego zdaniem górny limit wynagrodzeń lekarzy mógłby wydłużyć kolejki, bo zmniejszałby motywację do pracy ponad minimum, zwłaszcza w deficytowych specjalizacjach
- Problemem nie są przeciętne pensje lekarzy, lecz gigantyczne rozwarstwienie między specjalizacjami oraz chroniczne niedofinansowanie oddziałów zachowawczych - przekonuje szef samorządu lekarskiego w rozmowie w Radiu Zet
Za kominy płacowe odpowiada NFZ
Opinia publiczna od dłuższego czasu żyje kwestią wynagrodzeń medyków, które często sięgają kwot niewyobrażalnych dla przeciętnego pacjenta. Prezes NIL podkreśla jednak, że takie sytuacje nie wynikają ani z chciwości lekarzy, ani z decyzji dyrektorów szpitali, lecz z logiki finansowania ochrony zdrowia.
Mechanizm jest prosty: jeśli NFZ dobrze wyceni daną procedurę i gwarantuje za nią wysoką stawkę, szpital ma finansową motywację, by zatrudnić specjalistę zdolnego wykonywać te zabiegi.
- Wycena procedur jest po prostu tak skonstruowana. NFZ mówi: "damy 10 milionów, jeżeli szpital zatrudni specjalistę i wykona dane zabiegi. (…) Wyceny niektórych procedur są przeszacowane, ale nie jest w tym ani krzty winy dyrektora, ani lekarza, ale NFZ - mówił Jankowski.
Fakt, że lekarze niektórych, zwłaszcza rzadkich specjalizacji, mogą zarabiać naprawdę bardzo dużo, to efekt systemowych zachęt. Zdaniem Jankowskiego takich „patologicznych” sytuacji, w których lekarze zarabiają powyżej 100 tys. zł miesięcznie, jest naprawdę niewiele.
Ile powinni zarabiać lekarze?
Odnosząc się do pomysłu wprowadzenia limitu wynagrodzeń medyków, Jankowski podkreślił, że jego zdaniem ograniczenie do 48 tys. zł miesięcznie, łącznie we wszystkich miejscach pracy, nie jest dobrym pomysłem i może uderzyć w dobro pacjentów. Jak to możliwe?
Zdaniem prezesa NIL to pieniądze motywują lekarzy do szybszej pracy. Oczywistą korzyścią wysokich wynagrodzeń dla medyków jest zatem skracanie kolejek. Narzucając odgórny limit wynagrodzenia, ryzykujemy sytuacją, w której lekarz taką motywację straci.
- Jeżeli ja zrobię im limit i powiem (radiologom – przyp. red.), „słuchajcie, opisaliście już tysiąc badań, ale za tysiąc pierwsze wam nie zapłacę, bo pani minister mi zabroniła, możecie iść do domu”, no to nie będzie to z korzyścią dla systemu, a na pewno nie dla pacjentów – argumentował prezes NIL.
Przypomniał, że z ankiet prowadzonych przez izbę wśród lekarzy wynika, iż co trzeci zrezygnowałby z drugiej pracy, gdyby w pierwszej zarabiał ok. 16 tys. brutto. Samorząd od lat postuluje stabilne ścieżki płac: dwie średnie krajowe dla lekarza bez specjalizacji i trzy dla specjalisty.
Jankowski podkreślił również, że choć lekarze zarabiają dziś lepiej niż dekadę temu – m.in. po proteście rezydentów i ustawach regulujących płacę minimalną w ochronie zdrowia – to problemem pozostaje nie wysokość przeciętnych wynagrodzeń, lecz gigantyczne rozwarstwienie między specjalizacjami. Zabiegowcy przy dobrze wycenionych procedurach zarabiają świetnie, ale niektóre oddziały zachowawcze funkcjonują w chronicznym niedofinansowaniu. - System właściwie mówi tym ludziom: macie pecha, trzeba było wybrać inną specjalizację – podsumował szef NIL.
„Tutaj jest skarbiec, proszę sobie nałożyć tego złota”
Prezes NIL zaprzeczył, jakoby to lekarze drenowali budżet NFZ. Stwierdził, że ich pensje stanowią 20–30% kosztów wynagrodzeń w szpitalach, a personelu jest dużo więcej: pielęgniarki, opiekunowie medyczni, administracja. To nie wynagrodzenia lekarzy ważą w budżecie najwięcej, a utrwalenie takiej narracji w społeczeństwie jest wynikiem działań rządu.
- Rządowi udało się stworzyć jakąś taką wizję, że lekarz przychodzi do szpitala, mówi: „jestem lekarzem” i dyrektor mówi: „ok, to tutaj jest skarbiec, proszę sobie nałożyć tego złota i wyjść do swojego Porsche i wyjechać”. Tak to nie działa, my nie ważymy najwięcej, jeżeli chodzi o te wynagrodzenia, dostajemy pieniądze za naszą pracę – przekonywał Jankowski.
Jednocześnie wskazał na inny ważny problem: przeciążenie lekarzy zadaniami administracyjnymi, które utrudniają wykonywanie najważniejszych obowiązków, czyli pracę przy pacjencie. Lekarze nie tylko marnują na papierologię czas, ale też swoje zdrowie – zbędna biurokracja nierzadko prowadzi do wypalenia zawodowego lekarzy, a koszty ich leczenia w takich sytuacjach dodatkowo obciążają system. Dlatego tak ważne jest, żeby u boku lekarzy wreszcie pojawili się asystenci medyczni, na których teraz placówek najzwyczajniej nie stać.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Dowiedz się więcej na temat:

4 tygodni temu
40





English (US) ·
Polish (PL) ·