Polscy nurkowie zdobywają głębiny. Pierwszy partnerski rekord na ponad 200 metrów

1 tydzień temu 17

Po raz pierwszy w historii polskiego nurkowania, dwóch doświadczonych nurków zeszło wspólnie na głębokość 205 metrów. Rekord pobili Maciej Jurasz z Wielkopolski i Paweł Uramowski ze Śląska. Miejscem, w którym pokonali nieprzekroczony dotąd w polskim nurkowaniu partnerskim limit, było jezioro Garda w północnych Włoszech. Dla zobrazowania sytuacji - limit głębokości przy nurkowaniu rekreacyjnym wynosi 40 metrów. O kulisach tego niezwykłego wyczynu, emocjach towarzyszących zejściu w otchłań akwenu i wyzwaniach, jakie stawia przed człowiekiem ekstremalne nurkowanie, opowiedział RMF FM jeden z uczestników tej ekspedycji.

Choć do tej pory dwunastu Polaków przekroczyło magiczną granicę 200 metrów, to właśnie ten zespół jako pierwszy dokonał tego partnersko. Zejście na taką głębokość w duecie jest znacznie trudniejsze niż solo - podkreśla Maciej Jurasz, doświadczony płetwonurek z Poznania. To nie tylko większa odpowiedzialność za siebie i partnera, ale także konieczność perfekcyjnego zgrania i wzajemnego zaufania. Współpraca dwóch silnych osobowości pod wodą, w skrajnie trudnych warunkach, to prawdziwe wyzwanie - dodaje rekordzista.

Dla większości pasjonatów nurkowania, realizacja "miłości do podwodnego świata" toczy się na głębokości kilkunastu, może kilkudziesięciu metrów. Podstawowy kurs nurkowy pozwala zejść na 18 metrów, zaawansowany na 30, a granica rekreacyjnego nurkowania kończy się na 40 metrach. Od tej granicy rozpoczyna się już nurkowanie techniczne, z zupełnie innym wyposażeniem indywidualnym, czasem zanurzania i wynurzania.

Co więcej - ubezpieczenie nurkowe, obejmujące nieszczęśliwe wypadki, kończy się na głębokości 130 metrów. Jak więc przygotować się do tak ryzykownego zejścia pod wodę? Ekstremalne głębokości to nie tylko wyzwanie psychiczne, ale i fizyczne. Na 200 metrach ciśnienie osiąga aż 21 atmosfer. Gazy rozpuszczają się w organizmie, a zbyt szybkie wynurzanie grozi poważnymi konsekwencjami, nawet śmiercią - tłumaczy Maciej Jurasz. To jak z butelką gazowanego napoju: jeśli otworzymy ją zbyt gwałtownie, wszystko wybuchnie. Dlatego proces wynurzania musi być powolny i precyzyjnie zaplanowany - dodaje.

By zanurkować na tak duże głębokości, płetwonurkom nie wystarcza tylko jedna butla z powietrzem. Do płuc trafia wówczas mieszanka trzech gazów. Nurkowie zabierają ze sobą wszystkie do głębin w butlach niesionych na plecach.

Już nie oddychamy powietrzem, tylko oddychamy tzw. trymiksem, czyli do mieszanki, gdzie jest powietrze, dodajemy troszeczkę helu. Później tego helu dajemy jeszcze więcej, jeszcze więcej. Ten hel w określony jakiś sposób oddziałuje na organizm. Gaz, jakim jest azot, który jest w składzie powietrza też sprężony, zaczyna też troszeczkę inaczej oddziaływać na organizm człowieka. Człowiek czuje się, jakby był pod wpływem alkoholu albo jakichś środków odurzających i musimy umieć dobrać odpowiedni gaz do odpowiedniej głębokości - mówi nam Jurasz.

Ponad dwie dekady doświadczenia w nurkowaniu, także technicznym, to wystarczająco dużo czasu, żeby być gotowym na nieoczekiwane sytuacje i wiedzieć, jak na nie reagować. Czy to jednak wystarczająco dużo czasu, by pozbyć się obaw i strachu? Jak tłumaczy rozmówca RMF FM - stres jest zawsze, zwłaszcza przed tak trudnym nurkowaniem. To wtedy pojawiają się rozmaite myśli i analizy. W trakcie nurkowania nie ma już na nie jednak miejsca. Dokładnie tak było podczas niedawnego bicia rekordu we włoskiej Gardzie.

Zadzwonił do mnie syn na jakiejś aplikacji i na wideo się widzieliśmy. Wtedy tak sobie pogadaliśmy, jak tam w szkole, co tam w życiu. Syn kończy ósmą klasę. Dopiero jak odłożyłem ten telefon, to tak się zastanowiłem. Maciej, co ty robisz? Kurde. No ryzykujesz wszystkim. Możesz zyskać. No kurczę, nie wiem właściwie co. Trochę podbudować swoje ego, bo nic to dla świata nie zmieni. I są takie czasami momenty. Dusza sportowca, dusza takiego eksploratora spowodowała jednak, że zdecydowałem się zanurkować. Jest jakiś cel, ciśniemy, robimy i trzeba troszeczkę umieć stanąć obok tych emocji - wyjaśnia poznański nurek.

Maciej Jurasz swoje pierwsze kontakty z trudnym nurkowaniem technicznym miał 21 lat temu w poznańskim klubie Orka Poznań, działającym wówczas w strukturach Ligii Obrony Kraju. To wtedy, słysząc od starszych kolegów o tzw. nurkowaniach ekstremalnych, zainteresował się nimi na dobre. Już wtedy wiedział, że zrobi wszystko, by kiedyś zanurkować na głębokość ponad 200 metrów. Na realizację marzenia czekał co najmniej kilkanaście lat. Jak sam przyznaje - po takim sukcesie apetyt rośnie. To dobry "podkład" pod kolejne wyzwania. Może następne akcje będą polegały na jeszcze głębszym zejściu, a może na dłuższym dystansie w jaskiniach - zdradza nurek. Najważniejsze, by wyciągnąć wnioski, usprawnić procesy i być gotowym na kolejne podwodne przygody - podsumowuje Maciej Jurasz.

Jezioro Garda, w wodach którego Maciej Jurasz i Paweł Uramowski zeszli na głębokość 205 metrów, leży w polodowcowej kotlinie Alp. Do głębokości 35 metrów, widoczność w wodzie wynosi tam około 3 metrów. Głębiej jest - co ciekawe - dużo lepsza. Średnia temperatura wody podczas bicia rekordu przez Polaków wynosiła tam 8-9 st. C. Jezioro jest długie na 52 km, szerokie na 17 km, a głębokość maksymalna akwenu wynosi 346 m.

Już po pobiciu rekordu, w mediach społecznościowych Maciej Jurasz podsumował swój wyczyn i przypomniał, że jezioro Garda to nie tylko miejsce wielu nurkowych sukcesów, ale i tragedii. To w nim - jak wspomina dziś nurek - zginęło kilku polskich zdobywców głębin: Wacław Lejko, Adam Pawlik, Sebastian Marczewski, Jarek Macedoński.

Przeczytaj źródło