Poligony w Chinach, Rosji i USA są gotowe. Demonom, obudzonym przez Trumpa, potrzeba tylko kilku miesięcy

13 godziny temu 5

Decyzja o podjęciu wstępnych przygotowań została ogłoszona 5 listopada na spotkaniu Władimira Putina z najwyższymi urzędnikami wchodzącymi w skład Rady Bezpieczeństwa Federacji. Rozkaz przeprowadzenia prób nie padł wprost. Prezydent nakazał jedynie odpowiednim organom "przygotować propozycje dotyczące ewentualnego rozpoczęcia przygotowań do testów broni jądrowej". Minister obrony Andriej Biełousow ze swojej strony dodał, że biorąc pod uwagę słowa Trumpa, należy "natychmiast podjąć przygotowania do testów na pełną skalę" i że poligon na Nowej Ziemi może zostać przyszykowany w krótkim terminie. Co do tego nie ma większych wątpliwości. 

Poligon, o którym nie zapomniano

Radziecki poligon na wyspie Nowej Ziemia, za kręgiem polarnym, nigdy nie został w pełni porzucony. Ostatnia pełnoskalowa próba jądrowa odbyła się tam w 1990 roku, niedługo przed rozpadem ZSRR i była to w ogóle ostatnia w historii radzieckiego/rosyjskiego programu jądrowego. Po niej Moskwa ogłosiła jednostronne moratorium na kolejne, które utrzymuje się do dzisiaj. Choć Putin na wspomnianej konferencji mówił, że Rosja wiernie dotrzymuje zapisów Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób z Bronią Jądrową z 1996 roku, to tak naprawdę nie został on przez Rosjan ratyfikowany i formalnie przyjęty (tak samo jak przez USA i inne mocarstwa jądrowe). Nie jest więc wiążący. Zawieszenie prób to dobrowolna decyzja wszystkich mocarstw, którą mogą bez problemu zmienić. Dlatego też te trzy największe zachowały i modernizowały odpowiednią infrastrukturę, aby w razie potrzeby móc je wznowić.

O tym jak to zrobili Amerykanie, pisaliśmy w oddzielnym tekście.

Rosjanie zrobili podobnie, choć rozpad ZSRR doprowadził początkowo do zapaści aktywności na poligonie Nowa Ziemia. Wiele radzieckiej infrastruktury w postaci lotnisk, baz itp. szybko popadło w ruinę. Ich resztki widać dzisiaj na zdjęciach satelitarnych. Jednak po początkowym wyhamowaniu, państwo wróciło tam na początku XXI wieku. Ponieważ wraz z rozpadem ZSRR straciło swój główny poligon jądrowy Semipałatyńsk na stepach Kazachstanu (456 eksplozji z 715 ogółem w radzieckim programie badawczym), Nowa Ziemia pozostała jedynym wyborem. W czasach minionych miał on drugorzędne znaczenie ze względu na położenie i trudne warunki klimatyczne. Wszystko trzeba tam transportować statkami i samolotami, a najbliższe większe miasta połączone torami z resztą Rosji, Archangielsk i Murmańsk, są odległe o około tysiąc kilometrów. Pogoda pozwala pracować właściwie tylko od późnej wiosny do wczesnej jesieni. To najtrudniejszy do wykorzystania poligon jądrowy na świecie.

Wyboru Rosjanie jednak nie mają, więc jeszcze pod koniec lat 90. zaczęli na nowo prowadzić ograniczone testy z elementami broni jądrowej. Tak zwane podkrytyczne, czyli niewywołujące reakcji łańcuchowej. Służą do sprawdzania działania różnych elementów głowic jądrowych, przede wszystkim mających za zadanie inicjować główną eksplozję. Prowadzone są one do dzisiaj z różną intensywnością. Aktywność widać nawet na publicznie dostępnych zdjęciach satelitarnych znajdujących się w mapach Google. Wystarczy do nich wkleić współrzędne 73.385080, 54.738746, aby uzyskać zbliżenie na główną placówkę w tak zwanej "Strefie B", gdzie od lat 60. aż do rozpadu ZSRR prowadzono podziemne próby jądrowe. Widać, że nie jest porzucona. Budynki mają nowe dachy, panuje względny porządek, widać pojazdy i śmigłowce na lądowisku. To zupełnie inny obraz niż wiele innych osad na Nowej Ziemi, porzuconych po rozpadzie ZSRR i rozpadających się pod wpływem natury. Podążając drogą wychodzącą z głównej placówki "Strefy B" można łatwo dotrzeć do kilku charakterystycznych miejsc z dużymi pomarańczowymi rurami, które są wylotami podziemnych sztolni używanych w testach jądrowych. Nie wyglądają na porzucone, wręcz przeciwnie. Widać pojazdy, koleiny i względny porządek.

Najkrótszy termin to kilka miesięcy

Rosjanie co do zasady są ciągle wstępnie przygotowani do prób jądrowych. Ile czasu potrzebują, aby jakąś przeprowadzić? Eksperci zapytani o to przez amerykański portal "The War Zone", odpowiadali dość zgodnie. Dla czysto pokazowej eksplozji, która miałaby być przesłaniem politycznym bez wartości naukowej, od kilku miesięcy po pół roku. Na pewno mniej niż rok. Byłaby to wyłącznie kwestia dostarczenia głowicy na poligon i finalnych przygotowań tunelu wydrążonego w skałach. Innym tematem byłoby przeprowadzenie pełnoprawnej próbnej eksplozji, mającej dostarczyć przydatnych danych. To już wymagałoby mnóstwa dodatkowych przygotowań związanych z aparaturą mierzącą i rejestrującą to, co dzieje się w trakcie wybuchu. W tym temacie szacunki wahają się od ponad roku do dwóch-trzech lat. Jednak na potrzeby polityczne pierwsza opcja byłaby jak najbardziej wystarczająca, więc w razie rozkazu Kremla, bylibyśmy o kilka miesięcy od pełnego wskrzeszenia poligonu jądrowego na Nowej Ziemi.

Podobne są szacunki w odniesieniu do możliwości Amerykanów i prawdopodobnie również Chińczyków. Oni też nie porzucili swojego poligonu jądrowego Lob-Nor na pustynnym północnym zachodzie kraju. W 2023 roku "New York Times" opisał i pokazał na zdjęciach satelitarnych istotną rozbudowę tamtejszej infrastruktury, która wskazuje na przygotowania do wznowienia prób jądrowych (też do zobaczenia na mapach Google, wloty tuneli są widoczne nieco na północ od bazy - 41.69960073599442, 88.36673899735871). Prace prowadzono wówczas już od kilku lat. Chińczycy zaprzeczyli, że chcą wznowić testy na pełną skalę, ale fakt prowadzenia odpowiednich przygotowań jest ewidentny. Wszystkie trzy główne mocarstwa jądrowe trzymają więc palec na spuście i mogą dość szybko wrócić do zimnowojennych praktyk.

Warto przy tym pamiętać, że nie ma mowy o testach atmosferycznych, powszechnie znanych ze starych nagrań dokumentalnych. Amerykanie i Rosjanie zarzucili je w latach 60. Francuzi w 70. a Chińczycy jako ostatni w 1980. Największa z nich, propagandowa eksplozja radzieckiej "Car Bomby" w 1961 roku miała miejsce około 50 kilometrów na północ od opisanej placówki w "Strefie B", w tak zwanej "Strefie C". Formalnie USA i Rosja zobowiązały się takich nie przeprowadzać, podpisując w 1963 roku wynegocjowany przez siebie układ o zakazie prób jądrowych w atmosferze, pod wodą i w kosmosie. Z państw posiadających broń jądrową jego stronami nie są Chiny, Francja, Izrael i Korea Północna.

W Nevadzie nie będzie radości

W kwestii powrotu Stanów Zjednoczonych do testów komunikacja Trumpa i jego administracji jest w tej sprawie mało konsekwentna. Po swoim wpisie w mediach społecznościowych o nakazie "natychmiastowego" wznowienia prób jądrowych, swoje stanowisko powtórzył jeszcze w wywiadzie dla programu "60 Minutes" stacji CBS. Tam oskarżył między innymi Chiny, Koreę Północną, Pakistan i Rosję o prowadzenie skrytych prób jądrowych. Korea to szczególny przypadek i rzeczywiście ostatnią przeprowadziła w 2017 roku. Co do pozostałych państw nie ma jednak takich informacji, choć po wypowiedzi Trumpa szef CIA oznajmił, iż według wiedzy wywiadu USA, Chiny i Rosja owszem przeprowadziły w przeszłości niewielkie podziemne próbne eksplozje. Oba państwa na pewno organizują wspomniane próby podkrytyczne. Wspominają o tym okresowo raporty wywiadu USA. Nie wiadomo jednak nic konkretnego o prawdziwych próbnych eksplozjach jądrowych.

Deklaracje Trumpa łagodził natomiast szef Departamentu Energii, Chris Wright. W USA to jego departamentowi podlega rozwój, produkcja i testy broni jądrowej. - Chodzi o eksplozje nienuklearne - mówił. Po czym opisał ideę testów podkrytycznych, służących testowaniu elementów inicjujących reakcję termojądrową w głowicach. Uspokajał też mieszkańców Nevady, że nie muszą się obawiać wznowienia testów jądrowych w swoim stanie. O ile w przypadku Chińczyków i Rosjan to nie byłby istotny czynnik, o tyle w USA owszem. Władze i obywatele stanu Nevada są bardzo krytycznie nastawione do poligonu jądrowego i wszelkich działań rządu federalnego na nim. Od dekad blokują między innymi stworzenie tam podziemnego składu odpadów jądrowych. Podziemne eksplozje jądrowe wywołałyby na pewno znacząco większy sprzeciw.

Można więc na razie obstawiać, że Amerykanie tak naprawdę nie wznowią prób. Bez takiego pretekstu jest też raczej mało prawdopodobne, aby zrobili to sami Chińczycy czy Rosjanie. Ci drudzy nie zdecydowali się na to nawet po serii porażek w Ukrainie w 2022 roku, kiedy grozili użyciem broni jądrowej lub pokazową próbą na Nowej Ziemi. Jednak jest rok 2025 i teraz za sprawą Trumpa ponownie prowadzone są dyskusje na temat realności wznowienia próbnych eksplozji jądrowych.

Przeczytaj źródło