Policja pisze o tym tak często, że musieliśmy i my. "Niektórzy przyciągają takie sytuacje"

1 miesiąc temu 16

Wtorek, 23 września. Lubuscy policjanci w serii komunikatów opublikowanych na swojej stronie informują m.in. o zatrzymaniu 39-letniego złodzieja, 48-letniej pijanej kobiety za kółkiem i o 45-latku bez prawa jazdy, który przekroczył dozwoloną prędkość o ponad 70 km/h. Jest też informacja o policjancie, który w dniu wolnym od służby zauważył na stacji benzynowej nietrzeźwego kierowcę. 

"Reakcja Pawła była natychmiastowa - wylegitymował się i przedstawił, że jest funkcjonariuszem, a później o całej sytuacji poinformował dyżurnego gorzowskiej Policji. Na miejsce szybko przyjechali mundurowi, którzy potwierdzili stan nietrzeźwości kierowcy chevroleta - miał on w swoim organizmie blisko półtora promila alkoholu" - podano.

Tego samego dnia o interwencji policjanta po służbie informuje również m.in. policja w Legnicy. Funkcjonariusz wracający z pracy "zauważył pojazd, który zbliżał się wprost na niego... nieprawidłową stroną jezdni". "Kierująca samochodem kobieta jechała pod prąd" - przekazano. Policjant zatrzymał kobietę i wezwał na miejsce patrol. 

Zobacz wideo Legnica: kobieta jechała pod prąd

Dzień wcześniej policjant z Nysy, również w czasie wolnym, zauważył 54-letnią kobietę jadącą autem. Wiedział, że ma ona dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Zatrzymał 54-latkę i powiadomił dyżurnego. 

Podobnych komunikatów każdego miesiąca na policyjnych stronach można przeczytać dziesiątki. To bez wątpienia jeden ze sposobów na ocieplenie wizerunku formacji. W 2022 r. w badaniu CBOS policja zanotowała spadek zaufania do 63 proc. (jeszcze dwa lata wcześniej było to 71 proc.). W ubiegłym roku było już zdecydowanie lepiej - funkcjonariuszom ufało 72 proc. badanych. Rekordowy pod tym względem był natomiast 2008 rok (75-procentowe zaufanie). 

Ile faktycznie interwencji policjantów odbywa się po godzinach pracy w całym kraju? Nie wiadomo. 

"Policja nie gromadzi danych z zakresu liczby podejmowanych interwencji przez funkcjonariuszy w czasie wolnym od służby" - przekazała portalowi Gazeta.pl asp. szt. Aleksandra Laskowska z Biura Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji.

"To był czysty przypadek"

Jednym z rekordzistów, jeśli chodzi o interwencje w czasie wolnym, jest st. post. Adam Brzoza z Komisariatu Policji w Gorzycach. Ma już ich na koncie kilka. Do jednej z nich doszło w styczniu, w Rogowie, kiedy policjant wracał z rodziną z zakupów. Zauważył poszukiwanego przez policję 28-letniego mężczyznę. Miał on do odbycia karę czterech miesięcy więzienia za zniszczenie cudzej rzeczy.

- Znałem tego człowieka od dłuższego czasu, już wcześniej wchodził w konflikty z prawem - mówi nam st. post. Adam Brzoza.

Poszukiwany jechał wtedy na rowerze. - Miałem skręcać do domu w lewo, ale nie dawało mi to spokoju, więc skręciłem za nim w prawo. On mnie nie zauważył. Nie chciałem ryzykować zatrzymania w pojedynkę, jechałem z rodziną. Zadzwoniłem więc po dzielnicowego. Razem weszliśmy do sklepu, gdzie znajdował się poszukiwany i zatrzymaliśmy go - opowiada funkcjonariusz.

- To był czysty przypadek. Mogłem stać na skrzyżowaniu nieco dłużej i już bym tego mężczyzny nie zauważył - dodaje st. post. Adam Brzoza.

Kilka miesięcy później podobna sytuacja - jadąc do pracy, policjant zobaczył 32-latka, którego czekała z kolei odsiadka za posiadanie narkotyków. Adam Brzoza dogonił mężczyznę na polu kukurydzy, obezwładnił i przekazał patrolowi.

Pytamy funkcjonariusza, czy interwencje po służbie to kwestia zawodowego pecha. 

- Policjant patrzy zupełnie inaczej na to, co dzieje się wokół. Kiedyś byłem z żoną na zakupach w sklepie i zauważyłem kogoś, komu wcześniej zdarzało się kraść. Nie dawało mi to spokoju. Żona coś do mnie mówiła, ale ja tego zupełnie nie rejestrowałem. Cały czas obserwowałem tego człowieka. I potem zobaczyłem, że ta osoba przeszła przez linie kas bez płacenia. Zareagowałem, na miejsce został wezwany patrol - wspomina policjant.

"Pojawiły się komentarze, że odebrałem zabawki jakiemuś dziecku"

Dzwonimy do kolejnego funkcjonariusza. W grudniu, w okresie przedświątecznym, st. post. Wojciech Śniadecki z Komisariatu Policji I w Koszalinie był świadkiem kradzieży zabawek. 

- Pojechałem wtedy na zakupy do supermarketu. Przy wejściu zobaczyłem ochroniarza, który szedł za jakimś mężczyzną. Ów mężczyzna czekał tylko, aż ktoś otworzy drzwi wejściowe i wtedy wybiegł, trzymając zabawki w ręku. Przebiegł koło mnie, nie mogłem na to nie zareagować. Ochroniarz krzyczał: "stój!". Też zacząłem krzyczeć, żeby się zatrzymał. Po ok. 100 metrach porzucił zabawki. Chwyciłem go za bluzę, powiedziałem, że jestem policjantem i że zostanie wezwany patrol - relacjonuje funkcjonariusz w rozmowie z Gazeta.pl.

Zestawy klocków były warte mniej niż 800 zł, mężczyzna został ukarany na miejscu. 

- Żartujemy między sobą, wychodząc z pracy, że "ciekawe, na co dzisiaj natrafimy". Niektórzy policjanci przyciągają takie sytuacje. Ostatnio nawet koleżanka była świadkiem potrącenia na pasach. Może to też kwestia tego, że jesteśmy bardziej wyczuleni, inaczej obserwujemy otoczenie, mamy oczy dookoła głowy.  Zwykły człowiek niektórych sytuacji pewnie w ogóle by nie zauważył - ocenia funkcjonariusz. 

- Pojawiło się sporo gratulacji, ale też hejt, komentarze, że odebrałem zabawki jakiemuś dziecku. A przecież wszystko musi odbywać się zgodnie z prawem. Nikt nie myśli o tym, że każda taka interwencja wiąże się z jakimś ryzykiem, bo ów człowiek mógł mieć przy sobie jakieś niebezpieczne narzędzie, zrobić krzywdę sobie, ochroniarzowi lub mnie - mówi nam Wojciech Śniadecki.

Nie wszystkie policjantki i nie wszyscy policjanci, do których zwróciliśmy się z prośbą o rozmowę za pośrednictwem biur prasowych, zdecydowali się na wypowiedź. I to właśnie ewentualny hejt może być jednym z powodów, dla których funkcjonariusze nie zawsze ujawniają swoje dane w komunikatach na temat interwencji.

"Zobaczyłem jego twarz i nabrałem podejrzeń"

Swoich danych nie ujawnił m.in. łódzki funkcjonariusz, który w maju tego roku zauważył na przejeździe kolejowym w Gorzędowie pijanego kierowcę. Uwagę policjanta zwróciła na początku źle zamocowana tablica rejestracyjna.

"Tego dnia wracałem do domu po wizycie u moich rodziców, którzy mieszkają niedaleko Radomska" - przekazał nam policjant w e-mailu przekazanym przez biuro rzecznika prasowego KMP Łódź. 

"Kiedy patrzyłem na samochód po przeciwnej stronie, zauważyłem, że tablica rejestracyjna jest opuszczona i opiera się o jezdnię. W chwili, gdy można już było bezpiecznie przejechać przez torowisko, zbliżając się do wspomnianego samochodu, opuściłem szybę i zasygnalizowałem kierowcy, że ma z jednej strony odczepioną tablicę rejestracyjną. Zdziwiła mnie jego reakcja, ponieważ ten nie zareagował, tylko miał spuszczony wzrok" - relacjonuje policjant. 

"Dopiero gdy krzyknąłem do niego: 'Halo', podniósł głowę i skierował wzrok w moją stronę. Zobaczyłem jego twarz i nabrałem podejrzeń, że mógł spożywać alkohol. Gdy zapytałem się, czy wszystko w porządku, kierowca wybełkotał kilka niezrozumiałych słów. To tylko utwierdziło mnie w moich podejrzeniach.  Natychmiast zabrałem mu kluczyki ze stacyjki, aby uniemożliwić dalszą jazdę. Jednocześnie przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem policjantem. Informacje o tej sytuacji przekazałem dyspozytorowi numeru alarmowego" - opisuje. 

"Przesypywali towar do dużej torby"

Na ujawnienie swoich danych nie zdecydował się również inny łódzki policjant, który w lipcu zauważył dwóch mężczyzn biegnących ze sklepowym pojemnikiem. W takich pojemnikach zwykle przyjmowane są dostawy. 

"Po chwili zobaczyłem, jak przesypywali towar z pojemników do dużej torby i poszli w kierunku pobliskiego targowiska. Zaciekawiło mnie to, dlatego poszedłem za nimi. W pojemnikach były różne artykuły spożywcze. Z tego, co pamiętam, to głównie słodycze" - informuje nas funkcjonariusz. 

"Kiedy zauważyłem, że mężczyźni próbują sprzedać kradzione rzeczy, od razu podjąłem interwencję. Już wcześniej zadzwoniłem na numer alarmowy 112 i przekazałem szczegóły dyspozytorowi. Jak tylko podszedłem do nich, przedstawiłem się i pokazałem swoją legitymację służbową - zaczęli uciekać. Mężczyźni rozdzielili się, a ja pobiegłem za jednym z nich. Dogoniłem go, ująłem, a potem przekazałem patrolowi, który przyjechał na miejsce" - czytamy w e-mailu przesłanym naszej redakcji. 

Policja: Reagowanie to obowiązek każdej osoby

Jak informuje asp. szt. Aleksandra Laskowska z Komendy Głównej Policji, "ustawa o Policji nie reguluje wprost obowiązku podejmowania przez policjantów interwencji w czasie wolnym od służby". Co ważne, nawet jeśli funkcjonariusz w danej chwili formalnie nie pracuje, nadal ma ochronę prawną, która przysługuje każdemu policjantowi na służbie. 

"Policjant, przyjmując na siebie obowiązki funkcjonariusza publicznego, niejako zobowiązuje się do ich wypełnienia nie tylko w godzinach pełnienia służby, ale także poza nimi. Policjanci, świadomi pełnienia służby na rzecz bezpieczeństwa obywateli, często podejmują różnego rodzaju działania także poza służbą, w poczuciu odpowiedzialności za społeczeństwo, któremu służą" - wyjaśnia asp. szt. Aleksandra Laskowska.

Zaznacza jednocześnie, że "jest wiele osób, które nie są funkcjonariuszami i także reagują na sytuacje, kiedy komuś dzieje się krzywda lub jest łamane prawo" i że to "niewątpliwie społeczny obowiązek każdej osoby". 

Przeczytaj źródło